16: Lily

869 59 10
                                    


- Widzę, John, że jesteś dzisiaj wyjątkowo promienny. - powiedział Holmes, jednocześnie ponownie dolewając oliwy do ognia, którym w tym momencie był jego były współlokator.

- Zamknij się. - odparł zdenerwowany doktor.

- Coś czuję, że wcale nie bawiłeś się tak dobrze jak sądziłem. - zwrócił się do przyjaciela Sherlock, wykrzywiając się w lekko aroganckim uśmiechu.

- Jeszcze jedno słowo. - powiedział stanowczo John, rzucając detektywowi pełne wyrzutów spojrzenie.

- Właściwie to niestety jednak jestem zmuszony mówić, gdyż znaleźliśmy z Lily kilka interesujących rzeczy w domu Malcolmów.

- Czekam z niecierpliwością. - odparł chłodno Watson, siadając twardo na swoim dawnym fotelu. Nałożył nogę na nogę i złożył mocno ręce w uścisku. Sherlock natomiast odsunął się od parapetu pod największym oknem w pokoju i zbliżył się do byłego współlokatora o kilka kroków. Ja również stałam przy ścianie, więc chcąc wciąż być w centrum dyskusji podążyłam za detektywem by chwilę później znaleźć się w dokładnie tym samym miejscu co Holmes.

- W skrócie, znaleźliśmy dużo fotografii, ale na żadnej nie było Stevena Malcolma. To samo tyczy się dokumentów, ani jeden go nie dotyczył, nie wspominając już nawet o...

- Ok, tak, rozumiem, nie było nigdzie nic świadczącego o tym, że należał on do rodziny. - przerwał i zarazem dokończył za niego John. Słysząc co powiedział, otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia, że tak szybko wydedukował co mieliśmy zamiar mu przekazać, zanim zdążyliśmy to zrobić.

- Mam pewną teorię. - odparł Sherlock.

- Jak zwykle. - prychnął doktor, odwracając wzrok w kąt salonu. W tym samym momencie usłyszałam bardzo ciche, lecz wciąż słyszalne westchnięcie stojącego tuż obok mnie Holmesa.

- Hej, nie wiem czemu się tak spinasz, ale odkryliśmy tam coś, prawdopodobnie ważnego i znaczącego dla tej sprawy, a ty... - mówię, ale zanim zdołam skończyć, John przerywa mi.

- Po pierwsze, mam całkowite prawo się
s p i n a ć , gdyż ty i Pan Niezastąpiony wystawiliście mnie do wiatru.

- John, spokojnie. Daj nam skończ... - zaczął Sherlock.

- Nie przerywaj mi! Najpierw przychodzisz do mnie do domu, mówiąc że chcesz bym pomógł ci w ujęciu mordercy. Ja oczywiście rzucam wszystko, pracę, a co gorsze, nawet zostawiam Mary samą by poświęcić temu swój cały wolny czas. Temu i tobie. I co? Tego samego dnia ląduję w kostnicy z Molly, kiedy ty i jakaś nieznana nam obu dziewczyna włamujecie się do  j e j  domu. Nie wydaje ci się to podejrzane? Bo mam wrażenie, że zaufałeś jej w pierwszej minucie kiedy tylko ją zobaczyłeś i przez to rzuciłeś wszystkie swoje wcześniejsze plany by to z nią badać tę sprawę. Moglibyśmy z łatwością zająć się tym sami. Czyżby historia się powtarzała?

- Co masz na myśli? - spytał donośnie Sherlock, nie ukrywając lekkiego zdezorientowania.

- Irene Adler, oczywiście. - odparł twardo siwowłosy mężczyzna.

- Przestań. To było dawno i nieprawda. - zbywa go detektyw, odwracając się plecami do przyjaciela.

- A właśnie, że nie! - krzyknął Watson, nie dając za wygraną.

Sherlock: Tuż za mną | cumberbatch & knightleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz