14: Lily

1K 74 12
                                    


Znając siebie, pewnie jeszcze rozmyślałabym o wiele dłużej, jednak kiedy zorientowałam się, że minęliśmy skrzyżowanie prowadzące do dzielnicy City of Westminster, spojrzałam zdziwiona na detektywa, który tak samo jak pół godziny temu, wciąż siedział jakby wpatrzony w jakiś jeden stały punkt po drugiej stronie okna. Tylko czy coś przyciągnęłoby jego uwagę na tyle, by zapomniał o całym bożym świecie? Bardzo wątpliwe.

- Ekhm.

Holmes wciąż zafascynowany otaczającym go światem poza samochodem, w którym się aktualnie oboje znajdowaliśmy, ani drgnął.

- Halo?

A ten wariat nadal swoje. Logicznym było dla mnie to, że się ze mną przekomarza. Jak chce się drażnić, to proszę.

- S h e r . - powiedziałam wręcz melodyjnie.

Na odgłos tego słowa, socjopata momentalnie obrócił się w moją stronę, kolejny raz piorunując mnie wzrokiem i tym samym przybierając surowy wyraz twarzy. Już miał coś powiedzieć, pewnie by zrewanżować się kolejnym uszczypliwym komentarzem wobec mojej osoby, jednak w porę zaczęłam mowić pierwsza.

- Sam się prosiłeś, Holmes! Twoje głupawe gierki wcale mnie nie odpychają, a zupełnie odwrotnie, wkurzają jeszcze bardziej, więc z łaski swojej wytłumacz mi czemu znowu próbujesz wciskać mi kit? Dlaczego nie jedziemy na Baker Street, albo inaczej, gdzie mnie znowu wieziesz, co?

Mężczyzna początkowo wyglądał, jakby się dąsał, rozłożył się jeszcze bardziej na swoim siedzeniu, zajmując przy tym część środkowego, naruszając przy tym pewnego rodzaju sferę nas odgraniczającą. Ziewnął głośno, żeby zdenerwować mnie jeszcze bardziej, jednak kiedy zobaczył rosnący gniew na mojej twarzy, przewrócił oczami i położył rękę obok mojego zagłówka. Nie wiem czy żeby prócz tego mnie dodatkowo zirytować, czy nie, w każdym razie, wszystko wskazywało na to, że zaraz udzieli mi odpowiedzi.

- Do twojej rodziny.

Natychmiast poczułam jak temperatura mojego ciała zaczyna podnosić się gwałtownie, ciśnienie uciążliwie skakać a oddech przyspieszać. Wytrzeszczem oczy, jednak jego twarz pozostaje całkowicie niewzruszona. Już miałam zdzielić go w twarz, przycisnąć do drzwi taksówki, albo nawet gorzej, ogłuszyć go i uciec. Wiele najróżniejszych planów mających na celu swój własny ratunek przeleciało mi migiem przez głowę. Mimo to, że większość z nich wydawać się mogła absurdalna, moja dłoń złożona niezdarnie w pięść odruchowo powędrowała w stronę twarzy detektywa. Zanim zdążyłam ziścić i wcielić w życie swoją próbę uwolnienia się od tego wariata w wielkim płaszczu, ten błyskawicznie chwycił obie moje ręce, nieludzko mocno je wyginając, i tym samym przyciskając dosadnie do swojej klatki piersiowej by uniemożliwić mi jakikolwiek ruch. Chcę krzyknąć, kopnąć go póki nie obezwładnił moich nóg, uderzyć go głową, ale Holmes ponownie wykazuje się szybszą reakcją i sam przyciska mnie do fotela. Po chwili widzę jak przykłada mi wskazujący palec do ust, tym samym zbliżając nasze twarze do siebie tak blisko, że czuję jego oddech na swojej szyi. Jestem w stanie zauważyć najmniejsze detale na jego twarzy i skórze, a jego wielkie kości policzkowe prawie stykają się z moimi.

- Spokojnie, skąd te nerwy. Nie masz się czego obawiać, nie ma ich w domu.

Mimo, że przerwał, wciąż trzyma mnie w uścisku. Chcę coś powiedzieć, ale kolejny raz daje mi spojrzeniem sygnał, że nie mogę. Próbuję uspokoić nierówny oddech, jednak jego ciemna czupryna dotyka mojej skóry, lekko przy tym łaskocząc. Rozprasza mnie to przez co całą swoją uwagę skupiam na tym co zaraz powie.

Sherlock: Tuż za mną | cumberbatch & knightleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz