ROZDZIAŁ II

176 7 1
                                    


W opuszczonej kamienicy wreszcie zapalono światło. Jedno jedyne w obliczu setek okien ciemnych i smutnych. Cała budynek mieścił w sobie tak wiele historii, że trudno było by nam przytoczyć choć ułamek z nich. I chociaż każda miała innych aktorów, inne wątki i inny początek, to jednak koniec nastał dla wszystkich ten sam. Pobliska kopalnia już od wielu lat stała pusta. Jej dawni robotnicy, nie mogąc znaleźć sobie teraz posady, tułali się po mieście, inni wyjeżdżali do stolicy, by jakoś na nowo ułożyć sobie życie, nierzadko z liczną rodziną.

Budynek stał na przedmieściach. Nie było jak dojechać do centrum miasta, a pieszo musiało się iść jakieś 30 minut. Gdy jeszcze funkcjonował zakład, z miejscowego przystanku odjeżdżało po kilka autobusów dziennie. Lecz gdy tylko kopalnia została zamknięta, a pracownicy rozjechali się po całym świecie, również autobusy odjechały stąd na zawsze.

Dlatego też Megan dojechała do skrzyżowania za obwodnicą miasta, a dalej pozostało jej iść jakieś 10 minut pieszo. Z daleka widziała już światło w pokoju gościnnym, które zapewne mama zapaliła już jakiś czas temu. Za firankami przesuwały się cienie ludzi, dochodziły do niej strzępy jakichś rozmów, słowem, oboje rodzice byli już w domu.

Nawet nie zauważono jej wejścia. Mama i tata znów się kłócili. O co tym razem? Pewnie o to samo, co zazwyczaj. Czyli o to, by wreszcie wynieść się z tej ponurej, opuszczonej kamienicy i przenieść do centrum miasta.

- Zrozum mnie Lindsey, my nie mamy pieniędzy by przenieść się do centrum. Cieszmy się z tego, że w ogóle mamy gdzie mieszkać.

- Oczywiście, że się cieszę. I... gdzieś mieszkamy. Dobre słowo to „gdzieś". Wychodzisz do pracy rankiem, a wracasz wieczorem. Idziesz spać i nie widzisz tego wszystkiego, w czym przyszło nam żyć.

- Powiedz mi, co takiego złego jest w mieszkaniu tu. Wiem, zaraz odpowiesz, 'nie mam sąsiadów'. Akurat oni nie są ci do niczego potrzebni. Taka izolacja może nawet przynieść nam korzyści. Wiesz jak w dzisiejszych czasach nie szanuje się prywatności. Ciągle tylko ktoś zagląda ci do garnka.

- Prywatność to ważna rzecz, Steven, ale nie zapominaj, że mam przyjaciółki, ty masz kolegów. Wiesz jak się czuję, gdy zapraszają mnie na herbatę? Napisałabym chyba książkę składającą się tylko z moich wymówek. Ja tego po prostu mam dość.

- Kochanie, ja też mam tego dość. I też chciałbym się przenieść. Jak tylko uzbieramy odpowiednią kwotę, wyniesiemy się stąd i niech miasto zrobi z tym budynkiem porządek.

- Ach, kiedy to będzie – powiedziała Lindsey i dosiadła się do męża. – Człowiek całe życie musi uczyć się cierpliwości i nie zawsze jest łatwo. O, Megan wróciła do domu. – Dodała widząc światło w jej pokoju – dziwne, że nic nam o tym nie powiedziała.

- Może jest na nas zła?

- Ale za co?

- Chociażby za to, że wiecznie roztrząsamy temat tej przeprowadzki, na którą nas nie stać.

- Wydaje mi się, że może to być coś innego. Pójdę do niej.

- Idź, a jak dokończę obiad, to do was dołączę.

Lindsey przemierzyła korytarz i spojrzała wyraźnie na zamknięte drzwi pokoju córki. Miały one szybę, przez którą co prawda nie było wyraźnie widać, co się dzieje w środku, ale po cieniu za nimi można było się zorientować, co robi jego właścicielka.

Mama pociągnęła za klamkę i zdziwiła się, że drzwi nie są zamknięte. Zazwyczaj gdy córka przychodziła ze szkoły obrażona na wszystko i wszystkich barykadowała się i nie wychodziła stamtąd do późnej nocy, aż jej rodzice poszli spać. Wszystko to wydawało się mocno podejrzane. Jeszcze większe zdziwienie ogarnęło Lindsey, gdy zobaczyła, że Megan siedzi przy swoim biurku i pilnie się czegoś uczy. Jej długie słomkowe włosy opadały na rozłożony podręcznik. Smukłe dłonie przerzucały jego stronice a wzrok niespokojnie przeskakiwał z zadania na zadanie. Córka nigdy nie należała do prymusów, więc ten obrazek dodatkowo skłonił mamę, by się do niej przysiąść.

Klejnot AfrykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz