ROZDZIAŁ VIII

85 2 1
                                    


      W głowie Charlotte zapanował istny mętlik. Jej oczy nie spoglądały już na Megan z dobrodusznością i współczuciem, lecz pełne były zdziwienia i zakłopotania. Pani Wheeldon czując porażającą siłę swego wyznania, skłoniła tylko głowę i czekała na wybuch śmiechu z drugiej strony, który jednak nie nadszedł. W odpowiedzi Charlotte wstała i zaczęła w zamyśleniu przechadzać się po kuchni.

      Wprost nie mogła uwierzyć w to, co słyszała. Były tylko dwie możliwości; albo szaleństwo, albo prawda. Zapewnienia o dozgonnej miłości i o rodzicielstwie słyszała już od wielu osób. Jednak to wyznanie było zupełnie inne. Najbardziej uderzało ją przecież to, że Megan wszystko to powiedziała, nie wiedząc, że kobieta stoi tuż obok. Nie był to przećwiczony scenariusz, wyreżyserowana sytuacja, z którymi spotykała się już dziesiątki razy w ostatnich dniach. Łzy tej kobiety były szczere, jej słowa również się takie wydawały.

       Po chwili z jadalni dobiegł jej głos otwieranych drzwi. Morganowie pozbierawszy się po kolejnej kłótni zostali zaskoczeni, że do stołu nie zostało nakryte. Było oczywiste, że w tak wzburzonym stanie szybko zażądają dalszych wyjaśnień.

- Proszę sobie nie kpić, panno Wheeldon. Zaniedbuje pani swoje obowiązki! – Usłyszała z drugiego pokoju i już chciała wstać, gdy ręka Charlotte ją powstrzymała.

- Panna Megan musi odpocząć i nie poda wam dziś kolacji.

- To chyba są jakieś żarty – oburzył się Richard. Z wielką niechęcią wstał i poszedł do kuchni. Jednak nie zobaczył w niej już nikogo. Charlotte szybko wzięła za ręce Megan i razem wyszły na świeże powietrze.

- Co pani robi? Jak się tylko dowiedzą.

- Niech się dowiedzą. Niech właśnie się dowiedzą, że nie jesteś ich służką. Też masz prawo do łez i do własnego życia.

- Przepraszam, ale czym sobie zasłużyłam na to spoufalenie?

- Bo widzisz, Meg, ja się nad tym tak długo zastanawiałam i doszłam do wniosku, że ja też ci wierzę.

- Wierzysz w to, że jestem twoją mamą?

- Zobacz, jako jedyna stanęłaś w mojej obronie przed tymi potworami, w końcu nie widząc mnie, z pełnego serca opowiedziałaś sama przed sobą tą całą historię. Ty nie masz wątpliwości, ty jesteś moją mamą. – Megan wciąż nie wierząc w to, jak szybko potoczyły się wypadki zaczęła się zachowywać dość irracjonalnie.

- Poczekajmy, nie tak szybko. To wszystko są tylko przypuszczenia. Od momentu porwania mojej córeczki minęło tak wiele czasu.

- Pamiętasz jak wyglądała?

- Była podobna do pa..., do ciebie. Miała takie malutkie oczka, takie pulchne policzki. I serduszko na plecach...

- Mówisz, że miała takie znamię?

- Tak, widziałam je niejeden raz.

- Czy wyglądało jak to? – I odwróciwszy się rozpięła sukienkę ukazując własne plecy. Ono nadal tam było. Teraz Charlotte nie miała już żadnych zahamowań i w przypływie radości, rzuciła się na szyję Megan. Zimny wiatr dmuchał w ich włosy, tak iż z daleka wyglądały jak jeden monument, zwarty w uścisku, jakby przez te parę chwil chciałyby wynagrodzić sobie te wszystkie lata rozłąki.

- Jak pani śmie?! Wyrzucam panią z tego domu ze skutkiem natychmiastowym! – Krzyknęła Lauren, ujrzawszy całą tą sytuację. Ale nikt jej nie odpowiedział. Obydwie to słyszały, lecz żadna z nich nawet nie chciała wdawać się w tej podniosłej chwili w tak prozaiczną dyskusję.

Klejnot AfrykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz