ROZDZIAŁ XII

51 0 0
                                    


       Przywarłszy do zimnej ściany drżały ze strachu, chłodu i śmiertelnego przerażenia. W ich uszach wciąż odbijał się ten dźwięk, ten złowieszczy ryk, który miał być ostatni dźwiękiem w ich życiu. Lwią jamę zaległa wielka cisza. Upływały kolejne minuty, a nic się nie działo. Były przygotowane w każdej chwili na własny koniec, lecz on nie nadchodził. Gdy minęła pierwsza godzina i przez szpary w murze zobaczyły początek nowego dnia, nabrały odwagi, że ta sytuacja może jeszcze się inaczej zakończyć.

        Megan odwróciła głowę i zajrzała do wnętrza jamy. Lew leżał już zimny, a na jego kompletnie bezwładne ciało zaczęły już się zlatywać pierwsze muchy. Będąc wciąż w wielkim roztrzęsieniu podeszła do zwłok. Odskoczyła momentalnie, gdyż wydawało jej się, że to tylko przykrywka, jakaś śmiertelna taktyka, mająca na celu zwabienie ofiary. Potem odważyła się podejść Charlotte. Ujrzawszy lwa wypowiedziała pierwsze logiczne słowa po niemal godzinie niezrozumiałego bełkotu.

- On nie żyje.

- Może wypuszczą drugiego?

- Chyba nie. Jama jest pusta, wygląda na to, że albo trawiła go jakaś choroba, albo zmarł z głodu.

- Nie wydaje ci się to dziwne, Charlotte? Lew ma nas zjeść, a on zamiast tego umiera z głodu.

- Tak jak wszyscy w tym mieście. Gdyby tylko bramy były otwarte, znalazłoby się i jedzenie. Bezmyślność władz nie ma granic.

- Z drugiej strony, jakby na to nie patrzeć, wciąż żyjemy. Możemy podziękować królowi i jego genialnemu pomysłowi.

- Obawiam się tylko, że zyskujemy na czasie. Nawet jeśli nas stąd wyciągną żywi, stracą w inny sposób.

- Przecież nie można być karanym dwa razy za to samo. Skoro jedną karę śmierci już przeżyłyśmy, to nie wymierzą nam następnej – mówiła jednym oddechem Megan, szukając poparcia u córki.

- Już raz zawiodłam się na tutejszym prawie i nie mam ochoty robić tego po raz drugi. Tu trzeba wykorzystać zaistniałą sytuację i obrócić ją na naszą korzyść.

- Tylko jak?

- Sądzę, że wiem już jak – i postawiwszy stopę na zwłokach lwa, objaśniła Megan cały swój plan.

          Strażnik więzienny do swoich zadań zaliczał nie tylko pilnowanie więźniów w celach, lecz również zapewnianie pokarmu dla lwa. Gdy jednak w mieście zabrakło żywności, trudno było znaleźć jakąkolwiek. A lew jak wiadomo jada bardzo dużo. Rzecz jasna żaden człowiek nie chciał się poświęcić i dobrowolnie rzucić na pożarcie, a też nie było zbrodniarzy, którzy zasługiwali by na taką karę. Jowialny mężczyzna miał zatem wielki ból głowy o to, jak utrzymać lwa. Najlepiej byłoby go wypuścić na parę dni poza miasto, ale nie wchodziło to w rachubę.

       W rezultacie lew stawał się coraz bardziej wygłodniały i zły. Bywały takie dni, że szarpał kraty swej klatki z nadzieją, że wydostanie się z nich na wolność i na ulicach miasta rozpocznie krwawą ucztę. Wszystko to były tylko jego marzenia. W końcu osłabł na tyle, że zaczęły go trapić różne choroby. Dozorca mimo wszystko bał się do niego podejść, gdyż cierpiąc męki nadal stawiał opór i nie dawał się ujarzmić. Kilka dni temu strażnik stracił już jakąkolwiek nadzieję na uratowanie potwora.

        Gdy tylko doniesiono mu w nocy, że na śmierć skazano dwóch szpiegów, którzy na dodatek obrazili samego króla, wprost nie posiadał się z radości. Biegł teraz korytarzami i lochami, by jak najszybciej zobaczyć swego podopiecznego. Liczył, że najedzony znów będzie żył i wyzdrowieje ze swojego obłąkania.

Klejnot AfrykiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz