Czułam jak moje ciało opada bezwładnie w nicości, nie rozumiałam za bardzo co się dzieję nie mogłam krzyczeć, ruszać się, nie mogłam niczego. To było jak jakiś bardzo bardzo realistyczny koszmar którego mimo wszystko panicznie się bałam. Nie wiedziałam nawet jak tu się znalazłam to nawet nie może być sen przecież ja nie spałam. Bynajmniej taką miałam świadomość, że nie spałam przez najbliższe 7 godzin. Czarna pustka otaczała przestrzeń czułam się jakby otaczała moje ciało jakby to było tylko wokół mnie. Zrozumiałam, że mogłam spadać i spadać i spadać, i tak w kółko i w kółko, nie mając świadomości jak się z tego wydostać. Myślałam nad jakimkolwiek ruchem lecz nie mogłam ruszyć nawet najmniejszym palcem u stopy, panicznie się przestraszyłam. A co jeśli to skutki jakieś choroby? Może znowu coś złapałam? A może to tylko paraliż? Drętwota? Cholera, tak panicznie się boje! Nim cokolwiek zdążyłam zrobić usłyszałam silny plusk wody, a moje ciało zanurzyło się w czarnej praktycznie jak smoła wodzie która miała wyjątkowo niezwykłą przejrzystość. Wokół widziałam różne zdarzenia z dzieciństwa, czy to szufladki wspomnień? Przyglądałam się każdemu z ciekawością, aż wreszcie poczułam uścisk w gardle automatycznie zaczęłam machinalnie próbować poruszać rękoma, gdy wreszcie udało mi się złapać za szyje nie poczułam niczego mimo, że nie mogłam złapać oddechu i czułam, że ktoś lub coś mnie dusi. Mimo iż mogłam się poruszać czułam się jak bezbronne 4 letnie dziecko uciekające w popędzie od psa, w ten sposób nie mogąc złapać oddechu bojąc się, że zwierze nas dogoni. Wierciłam się niespokojnie i wyrywałam się temu 'czemuś' lub 'komuś'. Poczułam jak łzy napływają mi do oczu a w okolicach mojej twarzy tworzyły się co raz to nowe bąbelki powietrza które były działaniem mojego szarpania się oraz próby powiedzenia czegokolwiek. Usta miałam tak jakby zaklejone jakąś niewidzialną taśmą mimo iż poruszałam ustami z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk, co przestraszyło mnie jeszcze bardziej. Chlipiałam, błagałam w myślach by mieć dostęp do powietrza po moich policzkach spływały coraz to nowe łzy a ja błagałam po cichu by ten jakże realistyczny sen się skończył a ja obudziłabym się zlana potem w swoim łóżku rozglądając się nerwowo i dziękując bogu, ze ten koszmar wreszcie się skończył. Nie poruszałam się, nie robiłam nic, nie miałam siły by zrobić cokolwiek i zrozumiałam, że czego bym nie zrobiła to i tak nie zadziałaby niczego co by mi pomogło a jedynie pogarszałam sprawę tracąc jednostki tlenu. Gdy już miałam zamknąć oczy zrozumiałam dlaczego się tu znalazłam, czemu tu jestem, co tutaj robię, czemu nie mogę się obudzić. Przecież koszmar wiecznie trwa a ja jestem tylko jego dodatkiem. Moje oczy były napuchnięte od łez a ręce czerwone od wiecznego wyrywania się niewidzialnej istocie. Spoglądając na swoje ręce zauważyłam kluczyk, kluczyk do prawdy. Przymknęłam lekko oczy słysząc niewyraźne głosy mówiące do mnie, lecz nie można było tego nazwać mówieniem. Postacie mamrotały coś pod nosem w nieznanym języku a ja próbowałam sobie wyobrazić jak wyglądają. Zerknęłam niepewnie na kluczyk po czym upuściłam go sprawiając, że zaczął powoli opadać na dno. Zamknęłam oczy i uświadomiłam sobie jedną bardzo ale to bardzo ważną rzecz czy nawet wiadomość.
Otworzyłam momentalnie oczy łapiąc łapczywie oddech i rozglądając się po pokoju zatrzymując swój wzrok na chłopcu z obdrapaną spokojną twarzą wyrażającą błogi sen.
Wiem jedno,
Panicznie boje się mojej śmierci a to jaka byłam tutaj zdesperowana udowodniło mi, że jestem za słaba by chociaż walczyć o swoje życie.
~~~~~~~~~~
Wiem, że jestem już pewnie trupem wybaczcie mi za tak dużą nieobecność. Ale wiecie gdy inni piszą w wakacje ja wole mieć wolne w wakacje a w roku szkolnym pisać. Jestem dziwna, a że natchnęło mnie na ten rozdział to macie prędzej niż miałam w planach xD
Słów:608 /Aiko
CZYTASZ
Dear Little Lupin
FanfictionOna, niezmiernie cicha i mądra osóbka. Ona, osoba która pragnęła prawdziwej miłości. On, spokojny i mądry osobnik. On, zmagający się z wielkim problemem. Ona, ta która miała dług. On, ten który dług odbierał Ona i On, dwójka nieznającyc...