Przyglądałam się spokojnej twarzy blondyna, zastanawiając się jak daleko zaszliśmy. Jeszcze całkiem niedawno nie lubiliśmy nawet ze sobą przebywać. Teraz zastanawiałam się jak do tego doszło. I nie chodzi tu już o zwykłe zbliżenie się do siebie, bo w ten sposób tracę jedynie czas, tu chodzi o coś o wiele ważniejszego. Rak płuc. Dwa nieznane niektórym proste słowa, znaczące dla mnie o wiele więcej niż dla przeciętnego nastolatka uczącego się o czymś takim. W wieku 16 lat dowiedziałam się wielu szokujących rzeczy, między innymi, że jestem półkrwi, co oznacza, że mój ojciec jest mugolakiem. Co najważniejsze, umarł na raka płuc, a przy okazji przekazał część tej choroby 7 miesięcznej dziewczynce, czyli mnie. Do połowy swojego życia myślałam, że takie coś nie istnieje, a po 'szybkiej' interwencji mojej matki mam wręcz zerowe szanse na przeżycie. Podsumowując, to jak długo będę żyć zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Fajnie, prawda? Co prawda można powiedzieć, że wykonałam swoje zadanie. Zbliżyłam się do Remusa, i nie wiem czy tego nie będę żałować. Z zamyślenia wyrwał mnie cichy głos z lewej strony.
-Nie śpisz?- zerknął na mnie spod końcówek swoich długich włosów. Uśmiechnęłam się pod nosem i poprawiłam jego włosy.
-Jakoś tak wyszło, że nie jestem śpiąca.- ten w odpowiedzi tylko mruknął coś i przytulił się bardziej w bok mojego ciała.
-To trochę popieprzone, nie uważasz?- zerknęłam na okno, w którym odbijało się światło księżyca.
-Życie jest popieprzone.- rzekłam stłumionym głosem, ponieważ ziewnęłam.
-Co teraz? Wiesz. Co z nami będzie?- mruknął tak, że prawie nie usłyszałam.
-A co ma być? - spojrzałam na niego.
-Spaliśmy ze sobą, to nie jest normalne. -podniósł się na łokciu, tym samym zerkając na mnie z góry.
-Po prostu zapomnijmy. - wzruszyłam ramionami. -Można to nazwać przypadkiem, lub chwilą słabości.
Pokręcił głową rozbawiony. Na co spojrzałam na niego z pytającym wzrokiem. -No co? - mruknęłam zdezorientowana.
-Nic, naprawdę to nic takiego. - Uśmiechnął się.
-Wiesz co stwierdziłam? - Obróciłam się w jego stronę spotykając pytające spojrzenie. -Jesteśmy popieprzeni. I to chyba robi z nas wyjątkowych. - zaśmiał się na moją odpowiedź i pogładził mnie po nagim ramieniu.
-Boisz się, prawda?- zacisnęłam mocno oczy, odwracając się z powrotem w stronę okna.
Pokiwałam powoli głową na znak zgody. -To nic złego Yu, każdy się czegoś boi. - mruknął w moją szyje, przytulając lekko.-To okropne, cokolwiek Bóg dla nas zrobił Szatan trafi ze zdwojoną siłą, nie uważasz?- szepnęłam.
-To prawda.- Westchnął po czym przewrócił się na plecy. -Powinienem iść, chłopaki nie dadzą mi żyć.- mruknął ociężale i wstał do pozycji siedzącej. Na co jedynie się zaśmiałam. Podniósł się i zaczął szukać swoich ubrań. - Gdzie jest krawat?- powrócił wzrokiem do mojej sylwetki, na co schyliłam się po prawej stronie łóżka i podniosłam spod niego czerwono żółty krawat, i rzuciłam nim w twarz blondyna. Ten się cicho roześmiał i zawiązał go luźno na szyi. Posłał mi w powietrzu buziaka, a ja teatralnie go złapałam. Ruszył w stronę drzwi.
-Remus?- odwrócił się w moją stronę. -Bardzo się boje.- uśmiechnął się do mnie słabo i wyszedł z pokoju zostawiając mnie tam. Nagą. Czego chcieć więcej?
Wiem jedno,
To było dziwne.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Czy tylko mi się wydaje, że chcecie mnie zabić?
Co do sytuacji,
jestem za młoda na opisywanie takich scenek i nawet nie próbowałam.
Jest też i choroba Kass, w prawdzie jest to pierwsza jaką usłyszałam w Housie ale zawsze coś.
Jednym słowem,
CHAOS.
Co prawda rozdział krótki jak na czekanie no ale, pierwszy udostępniony mi się usunął (Ily wtpd..), co z tym poszło, runął i mój szablon. Ale jak widać po paru dniach przemyśleń co tak dokładniej opisałam, jakie były dialogi. Wyczekiwałam wielkiego dnia weny. I oto jestem :v
Słów: 589
/Aiko
CZYTASZ
Dear Little Lupin
FanfictionOna, niezmiernie cicha i mądra osóbka. Ona, osoba która pragnęła prawdziwej miłości. On, spokojny i mądry osobnik. On, zmagający się z wielkim problemem. Ona, ta która miała dług. On, ten który dług odbierał Ona i On, dwójka nieznającyc...