Wielkie marzenia (KenHina)

531 48 4
                                    

- Wygrzebałem starą skarbonkę. Czy to śmieszne, że kiedyś chciałem podróżować dookoła świata?

- Nie, nie. Kto by nie chciał?

- Prawdę mówiąc, nadal chcę.

Kenma z początku nie odrzekł na to nic, bowiem tego, co najprawdziwsze, wyrazić i tak nie mógł. Nie w całości.

Kocham cię, więc nie chcę, żebyś zniknął.

Ale i - kocham cię, więc zawsze będę cię wspierał.

- Powinieneś spróbować.

XXX

Kozume chodził po pokoju, który zwykł być salonem, ale swojego - pięknego - czasu, gdy on i pewien rudzielec cięli koszta, żeby oszczędzić jak najwięcej w jak najkrótszym czasie, stał się pokojem wprowadzającego się Hinaty.

Odkąd rudzielec wyjechał, pokój wyszedł z użytku. Kenma tu nie wchodził. Nie, jeżeli nie musiał powspominać.

Podniósł skarbonkę stojącą na żardynierze obok jakiejś egzotycznej rośliny, której nazwy, w przeciwieństwie do jej prawowitego posiadacza, nawet nie znał.

Potrząsnął trzymanym w dłoni obiektem, by usłyszeć brzęk jednej jedynej monety, którą wrzucił kilka dni temu, dla samego efektu werbalnego, dla wizgu sprawiającego w jakiś niewyjaśniony sposób, że nie czuł się samotny jak ten kawałek metalu.

Dlatego, że wtedy było jak dawniej, kiedy Shouyou dosłownie dopiero co się rozpakował, wyciągając między innymi nieozdobny pojemnik oklejony białym papierem z podpisami całej drużyny Karasuno, a Kenma oddał na rzecz nowego współlokatora ostatnią monetę i kilka papierowych jenów.

Albo jak wtedy, kiedy któregoś dnia zastał skarbonkę - jeszcze poprzedniego dnia pełną po brzegi - świecącą pustkami.

- Nie gniewasz się? - dopytywał rudzielec. - Wiem, że było tego sporo, może już na coś by starczyło, ale... wiesz, tak pomyślałem, że pierwszy rzut powinien iść na coś o wiele ważniejszego niż ja i moje marzenia. I wtedy, wiesz, zobaczyłem tę reklamę szpitala...

Kozume nie protestował. To znaczyło dla niego tyle, że Hinata zostanie z nim dłużej. W porządku.

Kenma pokochał też kurz w tym jednym pokoju. Shouyou nie lubił sprzątać. Kenma miał pewne opory przed dotykaniem jego rzeczy. Kurz został więc na cały okres pobytu rudzielca - na tak długo, że stał się nieodzownym symptomem egzystencji Hinaty.

Gdyby teraz Kozume gruntownie posprzątał, być może przestałby wierzyć, że gość kiedyś tu stacjonował. A już bez wątpienia skosztowałby posuchy w nawet gorszym wydaniu.

Wyjątkowo zabawił w pokoju dłużej. Wobec duszności ruszył do okien i pootwierał je na oścież, a potem z mozołem zbierał się do wyjścia.

Potrącił po drodze stojący na krawędzi szafki nocnej globus, podtrzymał go obiema dłońmi, ze względów praktycznych, lecz po odstawieniu przedmiotu stabilnie na podstawce trzymał go dalej, wyłącznie z czułości.

Pierwsze urodziny Hinaty w tym domu, spędzone wspólnie, kiedy przypuszczał, że zostanie zaduszony.

XXX

- Moi rodzice kupili mi globus, kiedy byłem dzieckiem. Żebym był otwarty na świat. Nie... ała, to nic wielkiego, serio... Hina... udus... ta...

XXX

Zwlekał, jakby wyjście oznaczało cierniowe przejście do rzeczywistości bez współlokatora - a do tego wciąż przecież jeszcze dość daleko, nie chciał skończyć wspominek. Nie wcześniej, niż jeszcze zajrzał na stronę Shouyou, projekt, dla którego przez parę dni zrezygnował z płatnych zamówień na grafikę. Miał ten nieuleczalny nawyk sprawdzania stanu konta, odkąd zaczęli zbierać fundusze przez internet. Wciąż zresztą napływały.

Dopiero na tym etapie smutek poczynał być uzasadnionym zjawiskiem - rzeczywistość oczekiwała, należało wrócić i zając się pracą.

Narzucał więc tylko bluzę na ramiona i pozwalał sobie czasem - i tak zbyt często, zbyt obsesyjnie - potrącić palcami wiszący u zasuniętego zamka brelok w fasonie Big Bena, który Hinata przesłał mu pocztą, dotarłszy do Anglii.

Mała rzecz, na którą czekał niecierpliwie, niedbale zapowiedziana w rozmowie telefonicznej przez nadawcę.

Nic to, żadne czekanie nie było już straszne - najgorsze możliwe zostawił za sobą.

Czekanie, aż Hinata o własnych siłach przepłynie kanał La Manche.

Parę lat temu, kiedy rudzielec przeczytał o tym w internecie, to było nierealne. Zmienił status. Pomimo kosztów.

To było również trwożące, lecz Kenma nie mógł nic poradzić.

Shouyou pływał od paru lat, odkąd stan stawów i ścięgien nie powalał mu na żadną inną aktywność. Do życia potrzebował pasji, której mógł się dodać bez reszty. Łudząc i siebie, i Kozume, że ta podróż i ten wyczyn nie będą dla niego szkodliwe.

Były, lecz Kenmie pozostało tylko czekać w tej bezradności dnia, w którym Hinata zakończy wymarzone wojaże, swą niby podróż dookoła świata. Kiedy zechce wrócić i, być może, złożyć drugi pocałunek na jego policzku, jak ten na lotnisku w dniu wylotu.

A/N

To starutkie, w wakacje napisałam. I ciut naiwne, jak sądzę. Ale czasem trzeba posłodzić, nie? A ja miałam kolegę, co to zbierał na takie cele i... co tam. :'3 Hinata lvl Free.

Ja albo mój środkowy 《Haikyuu》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz