Nastrój paranormalny (LevYaku || poniedziałek)

945 61 4
                                    

- Nie wiem, jak to wygląda w twojej rodzimej dziczy... - Yaku zamknął usta na dłużej; wobec coraz nowszych pomysłów Lva brakło mu słów, tylko wstęp psim swędem przychodził. Strzepnął sobie z ramienia pająka wraz z jego gospodarstwem, nim w ogóle spróbował znów zabrać głos (w końcu jedyny żywy duch prawdopodobnie i tak nie słuchał). – U nas normalni ludzie nie chodzą na randki do opuszczonych domów.

- Nie twierdziłem nigdy, że jestem normalny. – Haiba wzruszył ramionami, z duszą lekką aż miło. Że w Rosji nie urodzony, co było oczywiście wszem wobec i każdemu z osobna wiadome, już dawno przestał wzmiankować. Gdzieś po setnym przytyku z analogicznym przedsłowiem.

- Ale jeszcze ja jestem w tym związku. 

- Wybacz, nadal nie widzę sprzeczności.

Yaku prychnął wściekle i zabrzmiało to zasadniczo z końska, więc Lev, zamiast przejąć się, że jego chłopak odwraca się do niego plecami i patrzy z nienawiścią w pozbawione ram okno, zajął się powstrzymywaniem śmiechu – miał na to czas, bo najpierw Morisuke twardo milczał, a potem, równie nieprzejednany, rzucił:

- Wiesz, czego boi się lew?

A zabrzmiało to tak poważnie, że zapytany nie był pewien, czy przypadkiem jego życie zależy od udzielonej odpowiedzi. Odrzekł oględnie:

- Nie?

Złapał kontakt wzrokowy z Yaku zerkającym na niego przed ramię... i oszacował, iż najprawdopodobniej przegrał z kretesem. Zapanowało niezręczne milczenie.

- Lwicy.

- Motyla noga. Nawet nie wiem, co na to odpowiedzieć.

Wróciła cisza, spotęgowana pod kątem niezręczności. Lev zasadniczo nie znosił tego źle, przytuliwszy ręce do twarzy, nie wiedząc, czy śmiać się histerycznie, czy w podobnym tonie płakać. Poniekąd reagował dwutorowo, żeby przetestować obie wariacje. 

Yaku, o ile przed swoimi brawurowymi słowami był w trybie zawstydzenia, nie terminatora, jak Haiba wcześniej zakładał, teraz osiągnął najwyższy poziom zażenowania. I sam był sobie winny. Jego towarzysz uznał się za zobowiązanego do dobicia leżącego:

- Kuroo ci to podsunął?

- Nie, nie.

- Ale sam tego nie wymyśliłeś?

- Przeczytałem to gdzieś.

- Na całe szczęście. To dalej mogę cię kochać. – By to niewybrednie podkreślić, zaraz przytulił się z zapałem do zwróconych ku niemu pleców. – Wolę twoje autorskie złośliwości.

- Po co w ogóle tu przyszliśmy? – Yaku otrząsnął się, jakby w złudzeniu, że Lev go zaraz puści. Co nigdy się nie zdarzało - nie prędzej, niż sam Lev chciał.

- Fantazjowałem, że może ten dom jest nawiedzony. Faktycznie, odkąd tu weszliśmy, dzieją się rzeczy... dziwne.

A/N

Kiedy jesteś zbyt leniwa, żeby przepisać opowiadania naskrobane w zeszycie. :^) W liczbie bodaj trzech. Na skończenie opowiadań na komputerze też zbyt. 

Tak oto - kończę na pisaniu czegoś krótkiego i pobocznego, co niby ma być częścią tygodniowego autowyzwania, po czym stwierdzam, że może to opublikuję przed sprzątaniem domostwa. 

Niby jutro, jeżeli nie skapituluję, powinna być KageHina. 

Jeżeli ktoś to czyta, to jest kochany. Ha! Taki tam szantaż emocjonalny. Jak nie czyta, to też jest. 

  Koniec kazania. Amen.   

Ja albo mój środkowy 《Haikyuu》Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz