Tymon
Siadam wygonie na czerwonym fotelu, który znajduje się na środku Sali i jeszcze na chwilę spoglądam na ściany lokalu. Wyglądają, jak wytatuowane ciało pokryte czarnymi mazami przypominającymi, kim się nie chciało stać. Po chwili jednak dociera do mnie, że i tym, czym jest się teraz nie chciało się by pozostać, ale nie ma wyjścia. Na dobrą drogę nigdy nie ma wyjścia z popieprzonej sytuacji. Wracam wzrokiem do gitary, które struny mówią, że powoli staje się stara i trzeba będzie ja wymienić. Potem wpatruję się kątem oka na stary fortepian, na którym znajdują się plamy po wylanym piwie lub innym tandetnym trunku. Zastanawiało mnie przez pierwsze dwa miesiące, czemu w takiej budzie znajduje się tak piękny instrument. Dopiero jedna z kelnerek, a dokładnie Sabina wyjaśniła mi całe to dziwne, jak dla mnie pojawienie się przedmiotu.
- Igor miał ukochaną. Była świetna w grze na fortepianie, ale pewnego deszczowego popołudnia, gdy wracała samochodem do domu...
Mogłem dalej nie słuchać, bo już wiedziałem, że będzie to dramatyczne zakończenie historii. Ukochana szefa zginęła drodze powrotnej do domu, a on wykupił od jej rodziców najważniejszą pamiątkę dziewczyny.
- Ale czemu postawił ja w tym lokalu. To jakby nie okazanie szacunku zmarłej – moje pytanie zdziwiło kelnerkę i pamiętam, co odpowiedziała.
- On tu śpi, żywi się, pracuje i to dla niej zbudował... To miała być jej szkółka. Pragnęła uczyć gry na fortepianie, a on stworzył miejsce, które po jej śmierci zamienił na klub. A instrument został, bo należy do tego miejsca. Wrósł, jak Igor.
Dziwni są czasem ludzie. Jednak, kiedy wchodzę tu widzę, jak szef kładzie dłonie na przedmiocie i chwile się duma, a może modli. Zrozumiałem pojawienie się fortepiana w tej tandetnej spelunie i dotarło do mnie, że każdy przeżywa smutek, jak chce.
- Co dziś zagrasz, Tymek? – spoglądam na Sabinę i lekko się uśmiecham.
- Niedługo zobaczysz.
Odeszła, a ja sięgnąłem po telefon, który cały czas wibruje w mojej kieszeni. Dzwoni mama. To już dziesiąty raz. Odkładam komórkę na stolik i sięgam ponownie do strun gitary. Wychowywałem się słuchając mamę, jak gra na gitarze, którą chowała przed ojcem, gdy ten wracał z pracy. Wracał z firmy korporacyjnej, która zabiła w nim człowieczeństwo i uczucia do żony, i syna. Gdy zacząłem uczyć się grać na gitarze, muzyka stała się obsesją. Moim sposobem na odpuszczenie sobie, na poczucie czegokolwiek poza bólem. Muzyka stała się wyzwoleniem. Spędzałem całe godziny grając na tej samej gitarze, która dziś towarzyszy mi w ucieczce przed nie moim życiem. Byłem głupi, bo wierzyłem, a może chciałem uwierzyć, że tata zaakceptuje wybór syna, który kochał muzykę bardziej niż jego firmę. To było piękne doznanie siadać na najgrubszej gałęzi drzewa, grać na gitarze i oglądać zachód słońca. Patrzeć na wschodzące gwiazdy, a potem były już tylko kłótnie, wymierzanie policzków i moja ucieczka z domu. Nie odzywałem się do mamy od miesiąca, a w domu nie było mnie od pół roku. Czas szybko leci, a ja nadal nie wiem, gdzie podążyć. Wybrnąłem z tej kłębiącej się zadumy, przegoniłem myśli i zacząłem grać, bo sala zapełniła się młodzieżą. W końcu to piątek i zamierzają ostro przypiłować tak jak w tamtym tygodniu ile wtedy leciało kufli od piwa na kamienną podłogę, a ile nasz ochroniarz musiał się na szarpać z dzieciakami. Osiemnastolatkowie to dopiero szalone i głupie hormony.
W końcu zacząłem grać. Szarpałem struny dość delikatnie i zamknąłem oczy, aby móc poczuć wolność, i swobodne. Jednak po chwili czułem na sobie wzrok kogoś z widowni. Czułem pożerające mnie spojrzenie, ale kiedy otworzyłem oczy nie dostrzegłem tej osoby. W klubie panował tłum i zaczym odkryję, kto to pewnie ucieknie spojrzeniem, ale tak się nie stało. Patrzyła na mnie. Pożerała mnie wzrokiem, który miał kolor piwny. Jej oczy były duże, jak u lalek, a te usta wyglądały, jakby skradła je Angelinie Jolie i do tego ta blada skóra, która wyglądała jak... Ona cała z tym długim, brązowym kolorem włosów wpadającym w odcień czerni wyglądała, jak lalka z porcelany, którą moja matka kupowała chrześnicy na pierwszą komunie świętą. Odwróciła wzrok, gdy ktoś wpadł na nią i wylał piwo na jej biały koszulek, pod którym nie było widać bielizny. Przezroczysta tkania i do tego mokra przykleiła się do jej ciała. Nawet stąd widziałem jej piękny zarys piesi i brodawki, które stały na baczność. Na trochę spojrzała ponownie na mnie i zalotnie zatrzepotała rzęsami. Potem zobaczyłem jej plecy i jakieś chłopaka, który złapał ją w pół i poprowadził do baru. Gościu odwrócił się i spojrzał złowieszczo na tego, który oblał jego partnerkę. Znałem tą twarz. Ostre rysy i nie przyjemne, wulgarne spojrzenie. To moi nowi sąsiedzi.
Godzinę później wyszedłem na dwór zapalić. Oparłem się o ścianę i czując jej chłód oraz powiew powietrza na swoim ciele wypuściłem powietrze z płuc.
- Ciężki wieczór? – kobiecy podrażniający przyjemnie bębenki uszne odezwał się do mnie, a gdy spojrzałem w jej kierunku zobaczyłem białą, prześwitującą tkaninę.
- Może trochę – odparłem i zacząłem szukać wzrokiem jej towarzysza. Nie wygląda na takiego, który lubi jak jego panna rozmawia z obcym mężczyzną.
- Dasz zapalić? – spytała i podeszła do mnie. Była tak blisko, że czułem bijące od niej ciepło oraz drażniący mnie zapach zioła. Nie odpowiedziałem, ale ona sama sięgnęła po papierosa wyciągając go płynnie z moich ust. I kiedy zaciągnęła się jeden jedyny raz mocniej naparła na moje ciało i wypuściła dym wprost do moich leciutko otwartych ust. Oddała fajkę, a raczej włożyła do moich ust swoją szczupłą dłonią. Odsunęła się i zaczęła odchodzić.
- Nie ma, za co – rzekłem. Odwróciła się do mnie i uśmiechnęła mówiąc.
- Pięknie grasz na gitarze, chłopcze.
- Tymon – burknąłem nie lubiąc takich określeń. Były banalne i pospolite.
- Baśka – odparła i znikła za zakrętem.
YOU ARE READING
Ostatni Zapach Marihuany
RomanceTymon jest młodym chłopakiem, który wbrew konserwatywnemu ojcu uciekł z domu i zaczął spełniać swoje marzenia. Gra na gitarze w podrzędnych spelunach dla zapijaczonych mężczyzn i kobiet, które mają opinie tych łatwych. Zarabia marne grosze, ale to s...