Rozdział 18

104 5 0
                                    

Tymon


Obudziłem się w szpitalu. Zatrzymano mnie, bo ciężkie pobicie mogło spowodować krwiaka, który najczęściej rozwija się kilka godzin po zdarzeniu. Zostawiono mnie na obserwacji, ale to nie było ważne. Najważniejsze dopiero miało się wydarzyć, bo kiedy obudziłem się zobaczyłem przy łóżku chłopaka, który mnie pobił w towarzystwie Marka. Sięgnąłem po kabel, na którego końcu jest alarm, ale chłopak Baśki wyszarpnął mi sznur z ręki.

- Czego chcesz? – spytałem podnosząc się ze szpitalnego łóżka.

- Coś ci wyjaśnić – zerknął na towarzysza.

- Przepraszam, że cię pobiłem. Miało być parę siniaków, a ja cię skopałem jak psa...

- Wystarczy, Tomek. Kolega rozumiem, prawda?

- Jasne – odparłem pospiesznie, a gdy ten wyszedł przystąpiłem do ataku. A raczej tak mi się wydawało – Zgłoszę pobicie na policję i dodam, że znęcasz się nad swoja dziewczyną.

- Nigdy nie myślałem w takich kategoriach o Baśce – rzekł, lekko uśmiechając się do mnie.

- Daruj sobie – burknąłem, a on nabrał powietrza i zaczął mówić.

- To co widziałeś to było małe przedstawienie, które miało pomóc nam w schwytaniu ojca Basi – patrzyłem na niego z niedowierzaniem. Na początku myślałem, że może marihuana mu zaszkodziła lub alkohol, ale on poważniał z każdym słowem – Baśka uciekła od rodziców, bo ojciec ją molestował odkąd skończyła trzynaście, czternaście lat. Matka nigdy jej nie wierzyła, a ona uciekła dopiero wtedy, kiedy pojawiłem się ja i zaoferowałem swoje wsparcie. Tylko ja poznałem tajemnicę i chciałem jej pomóc.

Milczałem.

- To, co widziałeś w dzień aresztowania bydlaka to taka pomoc. Baśka musiała wyglądać na skatowaną, bo wydaje mi się, że z gwałtu by się wywinął, gdyby cholerna kamera, Tomka nie zadziałała. A tak doszło do pobicia ze szczególnym okrucieństwem, gdy zobaczono...

- Mówisz prawdę? – przerwałem Markowi.

- A co chciałbyś, abym opowiedział ci to jak we wiadomościach czy ma być niby, jak w opowieści z dreszczem emocji i współczuciem.

- Nie – odparłem.

- Stary, ojciec ją wykorzystywał seksualnie, katował i znęcał się nad nią psychicznie, a ty chcesz, żebym...

- Dlatego, kiedy chciałem dostać się do was Tomek mnie zatrzymał i przesadnie pobił, abym nie przeszkodził w planie schwytania gwałciciela.

- Tak.

- Udało się i w końcu Baśka może odetchnąć, i poczuć, że nic już jej nie zagraża. Nikt.

- Wyjaśniłeś mi sytuację i jestem ci za to wdzięczny, ale dlaczego...

- To robię – wtrącił, dodając – Każdy potrzebuje usłyszeć prawdę czasem z ust obcej osoby, aby tej bliskiej pozwolić dopowiedzieć szczęśliwe zakończenie. Poza tym wiem, że macie się ku sobie, a ja niedługo znikam.

- Znikasz? – spytałem chyba trochę uszczęśliwiony.

- Tak. Wyjeżdżam z czystym kontem i sumieniem.

- To znaczy?

- Nie ważne – odparł. Wstał z krzesła i ruszył do wyjścia – Baśka jest w tym szpitalu. Leży na ginekologii. Sala numer dwanaście – wyszedł. Tego samego dnia zjawiłem się w jej pokoju szpitalnym i właśnie mijałem w przejściu dwóch funkcjonariuszy policji. Po wejściu do pokoju zobaczyłem przy jej łóżku kobietę. Miała podobny kolor oczu i ten sam przyjemny, a zarazem szorstki głos. Popatrzyła na mnie i wyszła za aprobatą Baśki. Zostaliśmy sami w pomieszczeniu.

Ostatni Zapach MarihuanyWhere stories live. Discover now