Rozdział 5

254 5 0
                                    

Baśka

Zgramoliłam się z łóżka odkładając do popielniczki skręta, który jeszcze trochę dymił się pokładając senną atmosferę w sypialni. Podeszłam powoli do drzwi narzucając na siebie porozciągany, t-shirt. Otworzyłam drewniane mocno skrzypiące drzwiczki i jeszcze na chwilę zerknęłam w kierunku lustra. Miałam worki pod oczami tak ciemne, jak smugi dymu zasłaniające w zimie błękitne, mroźne niebo. Wykrzywiony kącik ust, jakby grymas dziecka i rozczochrane włosy, które chyba połknął, a potem zwymiotował huragan. W końcu popatrzyłam na mojego gościa. Oparłam się o framugę i poprawiłam lekko włosy swoją drżącą prawą dłonią, która wyglądała bladziej niż zawsze.

- Czego? – spytałam będąc w kiepskim nastroju.

- Wszystko gra? – popatrzyłam z uśmieszkiem na twarz na mojego sąsiada.

- O co chodzi, Tymonie?

- Od trzech dni coś u was ucichło i martwiłem się tym nagłym spokojem, bo...

- Bo u nas zawsze głośno.

- Dokładnie.

- Marek wyjechał na robotę. Wróci za cztery, a może dwa dni. Nie wiem dokładnie, a zresztą ile już u nas jest cicho?

- Trzy dni.

- Ano tak mówiłeś – podrapałam się po policzku i odeszłam do drzwi pozwalając wejść do środka mojemu towarzyszowi. Usiadłam na fotelu, a on wszedł do pomieszczenia i zaczął się chyba dusić, a oczy zaczynały go piec, dlatego nachalnie zaczął je przecierać.

- Jak tu śmierdzi. Nie przeszkadza ci ten unoszący się dość ciężko zapach zioła.

- Nie. Jestem do niego przyzwyczajona – odparłam i skuliłam nogi. Owinęłam się w tkaninę tak bardzo, że było widać tylko moje oczy i niepoukładane włosy – Zioło jest złe, ale w złym świecie stanowi ukojenie.

- Nie widzę sen¬su w bra¬niu zielska wys¬tar¬czy, że na po¬ziomie nieświado¬mości jes¬tem naćpany.

- Nie wiesz, co tracisz.

- Serio.

- Ten zapach jest moim wprowadzeniem w świadomość – usiadł na łóżku i patrzył na mnie – A twój to tylko dym z wczorajszego klubu, w którym jesteś zamknięty na parę godziny niczym szczur w klatce. Masz na sobie zapach zwęglonych chipsów i frytek do tego nieprzyjemny zapach ostrej musztardy połączony z ketchupem, którego pewnie pochłaniasz tonami. Na koniec czuję zapach szarego mydła, który jeszcze bardziej nadaje twojej skórze szorstkości – wstałam z fotela i niezgrabnie opadłam na łóżko kładąc dłoń na jego kolanie. Uśmiechnęłam się i wbiłam w jego materiał paznokcie. Napierałam tak mocno, tak bardzo, że poczułam w końcu jego skórę, która wydała mi się miękka. Zbyt miękka, a potem zmienił pozycję dzięki, której usadowił się dokładnie naprzeciw mnie. Poczułam kość, a moje ciało lekko jak motyl nachyliło się do niego.

- Ty kojarzysz mi się ze starym zapachem, namiętnym jak paryski romans i nowoczesnym niczym zburzone drapacze chmur. Może też tak odrobinę jesteś łykiem kojącej filiżanki japońskiej herbaty pod różanym krzewem. Lub obmywającym deszczem, który... - przysunęłam się tak bardzo, że dzieliły nas milimetry od dobrego pocałunku, ale on coś dodał – I kojarzysz mi się przede wszystkim z zapachem przeraźliwego bólu. I czasem, gdy cię widzę słyszę w swojej głowie twój ochrypły krzyk wołający pomocy, bo właśnie wciąga cię czarna...

- Palant z ciebie – popchnęłam go i opadł na łóżko. Patrzyłam przez sekundę, jak spokojne rozkłada dłonie wzdłuż łóżka i jeszcze spokojniej oddycha. Mimowolnie zniżyłam wzrok i zobaczyłam, jak bluzka podciąga mu się do góry i zostawia kawałek gołej skóry, na której wije się parę włosków. Brzuch jest szczupły i lekko opalony, a jego pasek idealnie zapięty mówi jakby – Nie dostaniesz się niżej. Chwilę jeszcze patrzę, a potem spoglądam na twarz, która jest zwrócona w kierunku zegara. Odchodzę i wydaje mi się, że on tego nie zauważa. Zamykam się w łazience i wchodzę w ubraniu do wanny, która od dwóch godzin napełniona jest wodą. Zatapiam się w zimnej wodzie po sam czubek nosa i zamykam mocno powieki, aby nie widzieć tego, co jest poza wodną cieczą. Jednak po chwili silne, ciężkie dłonie wynurzają mnie z wody i podnoszą do góry. Staję na drżących stopach i przyglądam się jak Tymon sięga po ręcznik starając się utrzymać mnie w jednej dłoni. Ciągnie mokry sweter w górę, a moje ciało delikatnie wysmykuje się z tkaniny, i wtedy chwyta mnie w swoje ciało. Obejmuje mnie i nasze usta dotykają się na chwilę. Ta chwila wydaje mi się piękna. Cholernie piękna.

- Trzymam cię, Basia – mówi i chwyta mnie jedną dłonią w pasie, a drugą kładzie na plecach. Trzyma mnie i zabiera z pomieszczenia. Wchodzimy do sypialni i kładzie mnie na łóżko. Natychmiast zaczynam się trząść, a on ściąga ze mnie ubranie i nie przejmuje się moją nagością. Nawet nie krępuje się i ściąga moje mokre majtki, które przylegają do pupy. Potem okrywa kocem i rozgląda się po pomieszczeniu.

- Nie lubię być sama – mówię cicho i wyraźnie wpatrując się w jego... Dostrzegam jego kolor oczu. On jest ciemny, ale tak nie dosłownie. To kolor brązu. Taki szlachetny bursztyn rzucony na głęboką wodę.

- Zrobię ci mocnej kawy – rzekł i wyszedł z pokoju.


Ostatni Zapach MarihuanyWhere stories live. Discover now