Rozdział 10

134 2 0
                                    

Baśka

- Moje trzy – zamyśliłam się nie wiedząc jak to nazwać – To, co sobie sama wpoiłam, a może się nauczyłam lub pojęłam to trzy spostrzeżenia. Pierwsze. Nienawidzę taty. Nienawidzę mamy. Tata nienawidzi mamy, a matka nienawidzi ojca. Drugie. Przez całe moje życie wierzyłam w większość rzeczy, które nie istniały. Wierzyłam w ludzi, którzy się tak naprawdę nie narodzili. I po trzecie pragnienie bycia kimś innym to marnowanie osoby, którą się jest.

Podniosłam się z maski samochodu i spojrzałem w kierunku Tymon, który opierał się o drzewo i spoglądał w niebo.

- Nazwałbym to spostrzeżeniami.

- A ty masz jakieś zasady lub spostrzeżenia?

- Nie wiem. Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Dla mnie zawsze było ważne, aby żyć w zgodzie ze sobą i innymi ludźmi. Miałem tez wiele zasad, ale z wiekiem umierały, a ostatnio zdechła kolejna.

- Jaka?

- Nie sypiać z zajętymi kobietami – zaśmiałam się i opadłam ponownie na maskę auta, która była w kolorze czarnych skrzydeł niezagrożonych jeszcze ptaków. Jeszcze.

- Tym się nie przejmuj. Ja i Marek tworzymy wolny związek, a poza tym jesteśmy ze sobą... - zamilkłam.

- Łączy was jakiś dziwny układ.

- Spostrzegawczy jesteś.

- Zawsze.

- Dzięki niemu polubiłam zapachy. Od dawna nie znoszę zapachów perfum zmieszanych ze spoconym cielskiem, podstarzałego mężczyzny w zatłoczonym autobusie. Nie trawię zapachu moczu na kroczu dojrzałych mężczyzn. I ich dotyku, który jest tak szorstki, że pozostawia po siebie nie tylko rany, ale i zapach starości, której chcą się wyzbyć. A Marek pozwolił mi to znieść, bo pokazał mi silniejszy i lepszy zapach. Zapach adrenaliny...

- Adrenalina ma zapach? – spytał i poczułam, jak układa się przy mnie i zaczyna wpatrywać się w moje rysy.

- I to jeszcze jak niepowtarzalny. Ma zapach złudzeń, marzeń, rozczarowań i nadziei. A jaki jest twój ulubiony zapach, Tymonie – przewróciłam się i oparłam lekko o jego ciało. Moja twarz wygodnie ułożyła się na jego torsie i poczułam wygodę, tak jakby to miejsce, to zagłębienie czekało na mnie.

- Książki. Zawsze, kiedy kończyłem czytać przerzucałem powoli kartki, aby móc wciągnąć do płuc zapach dawnego, starego świata. Chodź ta starość historii mieszała się ze świeżością, która została tak niedawno stworzona przez lekko, mokre drzewo rosnące w gęstym lesie.

- Ładnie powiedziane – powiedziałam po cichu i mocniej opadłam ciałem na jego twardy tors. Zamilkłam i spojrzałam w niebo, po którym wędrowały chmury, i błyszczały gwiazdy – Szkoda, że zapach naszego ciała się nie zmienia.

- Dlaczego?

- Gdybym mogła zmienić zapach mojego ciała pachniałby płatkami róż lub poranną rosą – Tymon podniósł się, a wraz z nim i ja, i kiedy spojrzeliśmy w swoje oczy mocno mnie objął. Jego uścisk był mocny i wydawało mi się, że właśnie tego potrzebowałam w tej chwili. Męskiego oparcia, który chodź nie rozumie niweluje ten chwilowy smutek i tą nieskończoną nienawiść budującą się w zakamarkach moich tkanek.


Ostatni Zapach MarihuanyWhere stories live. Discover now