Rozdział 12

117 3 0
                                    

Marek


- Jaka ładna dziewczynka – mój kumpel popatrzył na blondynę, która właśnie podeszła do baru. Jego słowa zabrzmiały w mojej głowie i odpłynąłem przywołując niechętnie tamten dzień, kiedy poznałem tajemnicę Baśki.

Spotykałem się z nią od czterech miesięcy i to był mój najdłuższy związek od czasów studenckich. Na początku to była zabawa. Chciałem pobawić się bogatą, leniwą i wyolbrzymiającą swoje problemy dziewczyną. Potem zacząłem się do niej przywiązywać taką niewidoczną, czerwoną wstęgą, która coraz mocniej zaciskała się na moim nadgarstku. To sprawiło mi ból, ale zarazem przyjemność.

- O czym, myślisz? – spytał kolega wpatrując się w moją nieobecną twarz, ale ja tylko zerknąłem na niego i zamoczyłem usta w chłodnym piwie – Ziemia do Marka. Co jest grane? – zamilkł, ale tylko na chwilę – Tomkowi możesz wszystko powiedzieć – poklepał mnie po ramieniu, ale odsunąłem się i zostawiając kufel wyszedłem z lokalu. Przed klubem postanowiłem zapalić zwinięty rulonik, z którego mogłem dostrzec zielone, rozkruszone listki. I ponownie wróciłem do wspomnień.

Leżałem na jej ciele i kiedy mocniej przycisnąłem ją do białej pościeli wyszeptałem do ucha.

- Jesteś moją małą dziewczynką.

Rozpętała się szamotanina. Na początku szarpaniny nie brałem na poważnie jej dzikiego zachowania, dlatego złapałem bardzo mocno jej nadgarstki i przycisnąłem do prętów ozdobnych łóżka. Uśmiechnąłem się do niej szeroko, a potem nachyliłem się do jej ust i przygryzając mocną dolną wargę wcisnąłem swoją nogę pomiędzy jej uda. Krzyknęła. Ja mocniej opadłem na jej ciało czując coraz mocniejsze wiercenie ciała, które mnie zaczęło podniecać, a ją nie koniecznie.

- Moja mała dziewczynka zaczyna szaleć? Gotowa?

Nachyliłem się, a ona uderzyła mnie głową w czoło i kiedy puściłem jej dłonie wysmyknęła się pode mnie i uciekła do łazienki. Spadłem z łóżka i uderzyłem się w tył głowy. Byłem wściekły. Trzymałem się za przód i zarazem za tył mojej głowy. Podniosłem się wściekły z podłogi i wszedłem do środka pomieszczenia. Miałem ochotę jej przyłożyć, albo zaciągnąć za włosy do wyjścia i wyrzucić ją na śnieg jedynie w koronkowej bieliźnie. Jednak po wejściu zobaczyłem jak siedzi skulona we wannie, a na jej ciało strumieniem słabym pojawia się gorącą woda. Na jej twarzy dostrzegłem strach i lęk. Rozmazany tusz do rzęs wyglądał na jej policzkach, jak kleks, a je drżące dłonie trzymały gąbkę, którą pocierała z całych sił skórę. Kiedy dostrzegłem krew wypływającą ze starej rany na brzuchu podbiegłem i wyszarpnąłem przedmiot. Spojrzała na mnie, a potem wbiła paznokcie w swoje ciało i przejechał po nim wzdłuż. Gdy zatrzymała ręce na kolanach zaczęła płakać. Wyła jak ranę zwierzę, które zostało śmiertelnie poranione i nie potrafi się wygrzebać z sideł, w które wpadło przez własną nieostrożność. Przez zbytnią ufność do otoczenia. Wszedłem do wanny i zakręciłem odę widząc, jak jej skóra czerwienieje od zbytniego ciepła. Oparłem się o zagłówek wanny i patrzyłem na nią z ciekawością, i współczuciem.

- A jednak nie byłaś wychowywana, jak księżniczka, co nie? – spytałem, a ona potwierdziła moje słowa – Szczęśliwa rodzina na pokaz, a po zamknięciu drzwi wychodziły bestię – spojrzała na mnie i zobaczyłem jak z jej oczu spływają kolejne łzy, które mieszały się z wodą.

- Ja... - głos drżał jak liść na mroźnym wietrze. Słowa więzły jej w gardle, a gdy wstała nogi z ledwością ją utrzymywały i wkrótce opadły z powrotem w ciepłe strumienie wody.

- Wychowywała mnie kochająca kobieta i alkoholik, który nigdy do niczego nie doszedł i swoje frustracje wyładowywał na rodzinie. Codzienne bicie paskiem i wyzwiska w kierunku matki powodowały, ze burzyła się we mnie krew. Niestety nie mogłem nic zrobić. Miałem dziesięć lat i nie byłem w stanie przywalić mu, gdy kopał moją mamę, a potem mnie. Często opuszczałem szkołę, bo wstydziłem się siniaków na twarzy, a kiedy miałem przebierać się z chłopakami w szatni bałem się, że odkryją ślady po pobiciu i zabiorą mnie od matki. Zniósłbym rozstanie w bydlakiem, ale nie z kobietą, która oddała mi całe swoje uczucie, podarowała mi życie. Dorastałem, a wraz ze mną rósł rak, który zżerał matkę. Ojciec nie pomagał, a ja postanowiłem, że jako czternastolatek mogę zarabiać na naszą dwójkę. Handlowałem skradzioną biżuterią. Zanosiłem ją do lombardów, a potem wracałem z pieniędzmi do szefa, którym był nasz dzielnicowy złodziejaszek. Podzielił kasę i kiedy dostawałem do ręki papierki szedłem do kwiaciarni, i kupowałem mamię czerwoną różę. Planowałem ucieczkę, ale mama zmarła sześć miesięcy po moimi trzecim zarobku. Wtedy się zaczęło. Ojciec tłuk mnie codziennie. Sprzedawał pamiątki po mamie, a kiedy zabrałem jej ulubiony łańcuszek i uciekłem z domu słysząc, jak wołał, że po powrocie mnie zabije postanowiłem nie wracać. Zamieszkałem w starych blokach, w których żyją bezdomni i zacząłem kraść, a potem sprzedawałem narkotyki. Spróbowałem i pewnego dnia, gdy byłem na haju spotkałem ojca z kumplem. Siedzieli w parku na ławce i pili wódkę pewnie za jakąś pamiątkę po mojej kochanej matce. Postanowiłem ich napaść, a kiedy zraniłem kumpla starego uciekłem i zadzwoniłem na policję, że dwóch mężczyzn pobiło się o kasę i jeden drugiego zadźgał. Udało mi się nie wpaść i jeszcze aresztowano starego. Na nożu były odciski ojca, a moich nie znaleziono... - spojrzałem na nią i widziałem, jak uważnie mnie słucha. Nigdy nikt do końca nie poznał mojej tajemnicy, a jej chciałem to powiedzieć, aby mogła usłyszeć, że nie tylko ona spierdoliła sobie życie wierząc w dobry czas i zmianę ludzi – Nosiłem czarne, skórzane rękawiczki. Stary dostał dziesięć lat, a kumpel, który ze mną zawsze sprzedawał powiedział, że mogę w końcu odpłacić się staremu i...

- On mnie wykorzystuje – odwróciła wzrok, gdy zacząłem wpatrywać się w jej piwne oczy.

- Zapłaciłem znajomemu, znajomego, aby jeden gość w pudle obdarzył go kosą. Kazałem, gdy będzie go zabijał, aby pozdrowił go od syna. Kurwa, jak żałuję, że nie zobaczyłem wyrazu twarzy starego, gdy usłyszał, iż swoje zdechnięcie zawdzięcza bachorowi, którego bił, co wieczór, aby ulżyć sobie – skończyłem, a ona spojrzała na mnie.

- To się zaczęło, gdy miałam trzynaście lat. Najpierw mnie przytulał, a potem wkładał ręce pod piżamę, na której widniał nadruk kaczora Donalda. Jego szorstkie palce zaciskały się na moich różowych brodawkach, a gdy kończył zabawę sięgał dłonią niżej. Najpierw jakby czesał moje włosy na wzgórku łonowym, a potem wkładał palce tak głęboko, że łzy same ciekły mi po policzkach. Rok trwały jego pieszczoty, a gdy w końcu przełamałam się i opowiedziałam mamie o całej sytuacji ona spoliczkowała mnie, i rzekła, że za kłamstwo pójdę do piekła – szok. Przeżyłem szok słysząc, jak opowiada, do czego posunął się jej własny ojciec i matka – Jego... On to robił przez następne trzy lata, a ja nie potrafiłam się obronić, kiedy udawało mi się uciec z jego obleśnych objęć zamykałam się w łazience. Po jakimś czasie wpadałam w złość, odrętwienie i niemoc na sam dźwięk jego głosu, a kiedy mnie dotykał przy najbliższych tłamsiłam w sobie odruchy wymiotne. Kolejny rok to obłęd i szaleństwo. Ciągłe zmiany nastrojów, ucieczki z domów, aż w końcu ona zgodziła się na umieszczenie mnie w ośrodku dla osób depresyjnych. Wyszłam stamtąd inna i kiedy pierwszy raz podrapałam jego twarz zwalił to na kota sąsiadów, a gdy miał ugryzienia na szyi lub rękach mówił, że odwiedził szpital, w którym żyją umysłowo chorzy. Zawsze miał wymówkę, a matka nigdy nie uwierzyła w moje słowa. Odchodziłam do nich, ale zawsze wracałam, bo czułam się gorsza, brudna i ciągle wydawało mi się, że wszyscy obwiniają mnie o zło, jakie spotkało mnie. Potem przyjęłam inną taktykę. Sypiałam z nim za pieniądze – wyszła z wanny i podążyła do sypialni. Położyła się na łóżku i okryła pościelą, a potem naciągnęła na siebie koc – Nie wiem czy zbierałam na ucieczkę, czy na kogoś, kto by podciął mu gardło, ale przedtem wykastrował tego łajdaka.

Wypaliłem skręta i rozłożyłem się na kamiennym chodniku. Spojrzałem w niebo, które było czarne jak czasem bywał czarny jej kolor lakieru do paznokci. Kto by pomyślał, że stanę się dla kogoś ratunkiem, wyzwoleniem i będę dla kogoś aniołem stróżem.

- Tu jesteś! – kopnął mnie w stopę i zwróciłem uwagę na Bigiego. Był handlarzem narkotyków i miał pomóc upodlić mi ojca Baśki.

- Załatwiłeś? – spytałem i podałem mu rękę na przywitanie.

- Tak. Właśnie zamówił do pokoju hotelowego czternastolatkę i wiesz, co?

- Co?

- Podobna jest do tej twojej panny.

- Okropne – odparłem, dodając – Ale mówiłeś dziewczynie, co ma robić i jak się zachowywać?

- No pewnie. Mówiłem jej, że ma to wyglądać na gwałt ze szczególnym okrucieństwem.

Uśmiechnąłem się i postanowiłem cierpliwie czekać na rozwój sytuacji.


Ostatni Zapach MarihuanyWhere stories live. Discover now