Rozdział 12: Vincent i wielki smród

54 5 1
                                    

14.10.1987r.

Minął cały miesiąc od naszej śmierci. Ja i reszta ekipy coraz bardziej zaczynamy przyzwiązywać się do bycia animotronikami. Teraz potrafimy już płakać czy nawet krwawić choć to drugie jest strasznie upierdliwe. Jest jeden minus nasze martwe ciała zaczeły strasznie śmierdzieć. Niestety jakkolwiek próbowaliśmy nie dało pozbyć sie tego zapachu. Był koszmarny.
P

achnia jak gnijące mięso ale to przecież było gnijące mięso. Trwał występ i nagle Go zobaczyłem. Tak to był on wszędzie poznał bym te sraczkowate oczy. Skubany jest nadal na dziennej zmianie więc w nocy go nie dorwiemy. I co my teraz zrobimy. Wybiło południe koncert został odwołany a pizzeria zamknięta. Został tylko On i technicy od animatronów. A On stał i gapił się jak nas wyłączano. Następnie podszedł do mnie i wyszeptał "GŁUPI LIS" po chwili przerwy dodał " NIGDY MNIE NIE DORWIECIE" lecz ja nie mogłem sie ruszyć. To Marian powstrzymywał mnie. Później tłumaczył sie,że chronił w ten sposób techników a nie fioleta. Ale ja wiedziałem jedno czas zemsty jest coraz bliżej.
......................................................

Hej to 12 rozdział mojej opowieści. Przepraszam,że tak długa ale wattpad usunoł mi 10 nowych rozdziałów i pisze je od początku do następnego

Liseł

FNAF oczami foxy'ego.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz