Rozdział XI

455 34 11
                                    

Petra usiadła na parapecie i obserwowała świat za oknem. Pogrążyła się w kręgu marzeń. Przypomniało jej się wczorajsze zajście w biurze kaprala. Ukryła twarz w dłoniach.

- Jesteś okropny, Levi... - szepnęła i położyła głowę na ugiętym kolanie. Nagle do pokoju ktoś wszedł. Dziewczyna odwróciła się, by zobaczyć kto to, jednak nikogo nie zastała. 

Przewidziało mi się?

Wstała i ruszyła powolnym krokiem w stronę drzwi.

- Bu! 

Krzyk Petry rozniósł się po całym budynku. Aż podskoczyła. Zatkała szybko usta dłonią. Usłyszała cichy chichot.

- Matko boska, Hange...! Jak mogłaś... - jęknęła.

- Gdybyś widziała swoją minę. Hahaha! - Zoe zwijała się na podłodze ze śmiechu, trzymając za brzuch. Po chwili jednak w końcu się opanowała i spojrzała na wkurzoną Petrę.

- Oj weź, nie obraziłaś się, co? 

- Nie. Tylko mogłabyś wchodzić i mnie nie straszyć przy okazji... - dziewczyna napompowała policzki powietrzem i wbiła wzrok w ziemię.

- Jesteś taka urocza. - Hange złożyła ręce w jedność i uśmiechnęła się z rozmarzoną miną.

- A ty okropna. - Petra wyminęła Hange i skierowała się do drzwi. - Idziesz czy zostajesz? 

Okularnica bez słowa ruszyła za rudowłosą. Zamknęły za sobą drzwi i wyruszyły w stronę pól, z których było widać całe miasto. Musiały oczywiście przejść przez kilka ulic, by tam dotrzeć. Petra nie mogła jeszcze uczęszczać w treningach. Oczywiście, musiała się z tym pogodzić przez najbliższy tydzień. 

Idąc swobodnie przez centrum miasta, skręciły w małą alejkę, a na jej końcu zaczęły się wspinać na niewielkie wzgórze. Kiedy już to zrobiły, rozejrzały się po otoczeniu. Nieopodal stał wóz, na którym były ogromne worki ziemniaków oraz pomidorów. Obok leżały jakieś stare deski, a w oddali można było ujrzeć sad drzew, na których zwykle rosły owoce. Petra otarła resztki potu z czoła i spojrzała na Hange. 

- Wiesz, Petra... Szczerze mówiąc, to ty powinnaś teraz siedzieć w domu. - zwróciła jej uwagę okularnica. Ral westchnęła na samą myśl. 

- Dziękuję za troskę, ale ja się czuję dobrze. Nie chcę cały dzień siedzieć w domu. Naprawdę nic mi nie jest... - rzuciła. Uśmiechnęła się lekko do Hange, jednak w głębi serca tak naprawdę czuła się inaczej. Nie przyznawała się do tego nawet samej sobie. Bardzo chciała znów trenować. Zwróciła wzrok przed siebie. Ruszyła w stronę drzew, a po chwili ciemnowłosa dotrzymała jej kroku. Niedługo potem dotarły na sam kraniec sadu. Widok rozciągał się, aż do samego końca miasta; muru Sina. Wystarczyło lekko spojrzeć w dół i można było zobaczyć młodych rekrutów. 

- Pomyśleć, że jeszcze niedawno ty taka byłaś. - zaśmiała się Hange. 

- Tak... - szepnęła Petra. Błądziła wzrokiem po młodych osobach przez dłuższą chwilę. Nagle serce zabiło jej mocniej, a na jej policzkach pojawiły się dwa różane wypieki. 

- Ej, Petra. Nie żeby coś, ale wyglądasz co najmniej dziwnie. - oznajmiła kobieta.

- W-weź się przymknij! - warknęła Petra i zacisnęła pięści.

- Zaraz... - Hange starała się wyłapać punkt, który tak bacznie obserwuje rudowłosa. - Ahh... Levi, co? - poruszała brwiami. Petra nie reagowała.

- Hange, może pójdziemy obejrzeć ich trening? Myślisz, że kapral lub dowódca będą źli? - spytała.

- Nie powinni. Możemy iść. - powiedziała po czym wstały i ruszyły w kierunku placu treningowego. 

Light in the DarknessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz