Rozdział II

589 46 7
                                    

Petra wygramoliła się z łóżka, podeszła do garderoby i wyjęła swój płacz z logiem zwiadowców. Po chwili założyła buty i ruszyła w stronę drzwi. Zaczynało się ściemniać. Jutro miał odbyć się jeden z trudniejszych treningów. Szczerze? Było około dwudziestej drugiej godziny. W większości domów światła były już zgaszone. W końcu pobudka miała być już o czwartej. Dobrze wiedziała, że będzie niewyspana. Dziewczyna dyskretnie opuściła mieszkanie i założyła kaptur na głowę. Na niedalekiej ciemnej ulicy wspięła się na dach i spojrzała w gwiazdy.

- Jesteście takie beztroskie... I takie radosne... Nawet najwyższy tytan nie może was dosięgnąć. Szczęściary. - szepnęła. Wzięła rozpęd i zaczęła skakać z dachu na dach. Niedługo potem zatrzymała się i usiadła na niedużym kominie. Zaczęła machać nogami i oglądać jak niektórzy mężczyzni wchodzą już do domu, by zakończyć kolejny ciężki dzień.

- Mamusiu, co to są tytani? - zapytała mała dziewczynka. Petra spojrzała w jej stronę.

- To kilkumetrowe potwory, które jedzą bezlitośnie ludzi. - odparła kobieta bez zastanowienia.

- Czyli jak ludzie zostaną zjedzeni to już nie wrócą? - dopytała.

- Wiesz... Pewien człowiek kiedyś wrócił, lecz stracił nogę oraz rękę... - odrzekła matka. Nastała chwila ciszy.
Miała rację... Jedzą bezlitośnie ludzi. Pozbawiają rodziny szczęścia oraz jej pełna. Zapada w nich smutek, cierpienie.. No i tęsknota.

- Mamo, a czym jest Oddział Zwiadowców? - spytała nagle ta sama dziewczynka.

- Są w nim najlepsi i najbardziej wyszkoleni ludzie. Poświęcają swoje życia, by uratować ludzkość przed tytanami i pilnują, by takie małe szkraby jak ty mogły spokojnie spać. - zaśmiała się i potrzepała włosami dziewczynki. - Zmykaj do łóżka.
Petra uśmiechnęła się pod nosem.

- Najlepsi, co? - Rudowłosa usłyszała znajomy głos. 

- K-kapral? - odwróciła się gwałtownie w jego stronę. Włosy stanęły jej dęba.

- Ja nie mam na imię kapral, tylko Levi. Nienawidzę jak mi tak mówią. To irytujące... - mruknął. - To tak jakbym nazwał cię Kapral Ral. Pasowałoby ci to? - Petra zaśmiała się cicho.

- Kapral Ral.. Dwa rale masz teraz w swojej tożsamości.  - powiedział obojętnym tonem i usiadł obok Petry. Dziewczyna nie mogła powstrzymać śmiechu.

- Wiedziałam, że masz poczucie humoru. - zwróciła się do czarnowłosego.

- Ja nie mam poczucia humoru. Po prostu mówię co myślę. - wzruszył ramionami. Petra uśmiechnęła się łagodnie w jego stronę.

- Nie sądzisz, że powinnaś spać? - spytał nagle.

- Miałam ochotę się przewietrzyć i przejść. - wyjaśniła.

- Chyba przeskakać. Z tego co widziałem to skakałaś, a nie szłaś.

- To nie śledził mnie pan od początku, bo cały początek swojej wędrówki szłam. - oznajmiła.

- Ja nie mam na imię pan. - mruknął niezadowolony.

- Mam przejść z pa... Z tobą na "ty"? - spytała zdziwiona Petra.

- A dlaczego nie? Jestem jakiś inny?

- Nie, nie to miałam na myśli. Po prostu... Jesteś ważną osobą dla społeczeństwa i trzeba cię traktować z nieco większym szacunkiem.

- Szacunek okażesz mi wtedy, kiedy zrobisz to o co cię poproszę. Więc, proszę, nazywaj mnie Levi. - założył na siebie ręce.

- Dobrze. - uśmiechnęła się. Siedzieli jeszcze chwilę w głuchej ciszy.

- Petra? - zwrócił się nagle do rudowłosej.

- Huh? - odwróciła głowę w jego stronę. Znów znalazł się niebezpiecznie blisko jej. Widziała tylko jego oczy, resztę przykrywał cień jego kaptura. Znów te zabójcze spojrzenie. Kropla potu spłynęła jej po szyi.

- Dlaczego ciągle się uśmiechasz?

- A dlaczego miałabym się nie uśmiechać? Życie jest zbyt krótkie. W każdej chwili może mnie zeżreć jakiś tytan, może mnie przepołowić, a potem.. Nie wiem. Wszystko. - spojrzała w jego kobaltowe oczy. - Wolę zginąć i wiedzieć, że uśmiechałam się, bo byłam szczęśliwa, niż zginąć i wiedzieć, że nie byłam. - zachichotała.

- A jesteś szczęśliwa? - powoli się od niej odsunął. Po dłuższej ciszy Petra odparła:

- Dopóki są moi najbliżsi to tak... - Levi popatrzył na nią, ona zaś zwróciła wzrok ku ogromnemu zegarowi w centrum miasta. Nagle stanęła na równe nogi.

- Chcesz się zabawić? - spytała i spojrzała na niego.

- Co ty mi proponujesz? - wytrzeszczył lekko oczy.

- Nie do końca o to mi chodziło... - powiedziała cicho i spaliła buraka.

- Do końca?

- Proszę przestać! Chodziło mi o to, czy może chce pan coś porobić przed jutrzejszym treningiem. - czarnowłosy wstał z i stanął przed Petrą.

- Levi. - poprawił i ruszył powolnym krokiem przed siebie. Petra ruszyła za nim.

- To jak? - uśmiechnęła się.

- A co dokładniej byś chciała robić? - spytał. Zapomniał, że jeśli ktoś by ich widział i doniósł choćby Erwinowi to byłby martwy. Albo mógłby zostać zdegradowany ze swojego stanowiska... Chodzenie sam na sam ze swoją podopieczną. Podopieczną? Można to tak nazwać? Był kapralem, a ona zwykłym zwiadowcą. Chociaż... Nawet jeszcze nie do końca nim. Westchnął cicho. - Poza tym, powinnaś być wypoczęta...

- Oj tam. Może pogadać. Poskakać razem po dachach. - zaproponowała z uśmiechem.

- Obudzimy ludzi. A zresztą, powiemy, że to tytan. Chodź. - rzekł i wziął rozbieg. Petra zaśmiała się do siebie i ruszyła za Ackermanem. Kiedy wyrównali tempo, Levi spytał:

- Masz sprzęt do trójwymiarowego manewru? - spytał.

- N-nie. Przecież nie możemy go używać poza treningami... - odparła.

- Racja... Byśmy się mogli inaczej zabawić. Nie tak jak chciałaś. - rzekł obojętnie.

- Ale ja nie... - urwała. Levi pociągnął ją za rękę i momentalnie znalazła się w jego ramionach.

- Trzymaj się. - mruknął. Petra intuicyjnie owinęła swoje ręce wokół jego szyi i zamknęła oczy.

- Co ty.. - nie zdążyła dokończyć. Levi uruchomił sprzęt, stalowe liny wbiły się w budynek zegara i pociągnęły parę za sobą. Lecieli w powietrzu i kręcili się dookoła zegara. Petra pisnęła cicho.

- Boisz się? - spytał nagle.

- Nie.

- A teraz? - mężczyzna sprawił, że linki przyciągały ich szybciej.

- N-nie. - jęknęła.

- A teraz? - Levi wyrzucił Petrę do góry, okrążył dwa razy budynek i znów ją złapał.

- Nienawidzę cię...! - pisnęła. Wiedział, że to co robią z Petrą jest niedopuszczalne, lecz nie obchodziło go to specjalnie. I tak nikogo na zewnątrz o tej porze (zwykle) nie było. A taka odskocznia od obowiązków.. Dlaczego nie?

- Czyli jednak. - kąciki jego ust delikatnie się uniosły. Chwilę potem odczepił linki i wylądował wraz z Petrą na rękach przed jej domem.

- Won spać. - rzekł i odwrócił się by odejść.

- Czekaj! - krzyknęła cicho (tak, krzyknęła cicho) Petra. Levi przystanął.

- Dziękuję. - rzuciła i pobiegła do domu. Mężczyzna westchnął i również wrócił do swojego biura.

*małe odbiegnięcie Levi'a od rzeczywistości :o*

Light in the DarknessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz