Zbliżyłam się do okna i z niepewną miną spojrzałam w dal. Kilka pojedynczych domów i dużo zielonej przestrzeni - to właśnie ten widok zapiera mi dech w piersiach.
Przez najbliższe trzy miesiące nie będzie mi dane oddychać mazurskim powietrzem.
Och, że też akurat teraz zebrało mi się na te sentymentalne bzdury.
Otulając się kocem lekko przymykam powieki i otwieram na oścież okno. Lekki wiatr muska moją twarz a ja , delektuję się ciszą.
Po chwili słyszę skrzypnięcie drzwi.
-Kochanie, połóż już się spać. – słyszę zatroskany głos mamy – Wylatujesz jutro tak wcześnie.
Odwracam się i przytulam się do niej najmocniej jak mogę.
To nie jest żadna kara – powtarzam sobie jak jakąś mantrę.
-Wszyscy tu będziemy tęsknić, wrócisz w mgnieniu oka. – szepcze kobieta, a ja staram się nie uronić ani jednej łzy.
-Wiem mamo – odpowiadam cicho.
***
Rano towarzyszy mi otępienie, jakbym jeszcze śniła. Czuję silny uścisk mojego brata na moich ramionach.
Chyba nawet jego będzie mi brakowało. No może jednak nie aż tak bardzo, myślę po chwili.
Kieruję blady uśmiech do moich rodziców oraz siostry, a po chwili chwiejnym krokiem ruszam do właściwej bramki.
Żegnaj Polsko – ciśnie mi się na usta.
Kiedy wreszcie znajduję się na pokładzie samolotu odczuwam lekką ulgę. Zajmuję miejsce przy oknie, a po chwili dosiada się do mnie chłopak w garniturze. Przełykam głośno ślinę i uśmiecham się na wspomnienie pewnego zimowego popołudnia. Ach, te garnitury!
Mój współtowarzysz uśmiecha się ukazując rząd białych zębów, po czym wyjmuje z aktówki "Gentleman Quarterly". Wiecie, to jedna z tych dziwnych gazet, która jest teoretycznie przeznaczona dla mężczyzn, ale kobiety ją kupują , żeby sobie "popatrzeć". Cóż, tak przynajmniej twierdzi moja najlepsza przyjaciółka.
Za chwilę odlatujemy. Stewardessa kieruje do mnie życzliwy uśmiech i prosi o zapięcie pasów. Posłusznie wykonuję tę czynność i nieznacznie ściskam oparcie fotela próbując skupić swoją uwagę na innej myśli niż ta, że za chwilę będę oddalona od ziemi o kilkadziesiąt setek metrów.
- Pierwszy raz, co? – słyszę głos z brytyjskim akcentem.
No jasne… Garnitur. Odwracam się w jego stronę i zauważam szare tęczówki skanujące moją twarz.
Nerwowo potakuję i staram się sprawiać wrażenie zrelaksowanej i pewnej siebie, czyli wszystko to , czym teraz nie jestem.
Dobra, przecież to nie żadna ekstremalna sytuacja- uspokajam się w duchu.
-Tak. – odpowiadam krótko i czując. że powoli odrywamy się od ziemi mocniej ściskam oparcie fotela.
Po prostu policzę do dziesięciu i wszystko będzie w porządku. Z pełną nieświadomością zaciskam oczy i niecierpliwie czekam aż to dziwne uczucie w okolicy brzucha minie. Moi koledzy twierdzą, że jestem odważna, to znaczy "odważna jak na dziewczynę". Ale lęku wysokości ulegam z oporem równym zero. Przegryzam dolną wargę, chyba policzyłam już do tysiąca!
Po paru minutach, które jakby na złość ciągnęły się w nieskończoność czuję ciepło czyjejś dłoni na moich palcach i zszokowana otwieram powoli oczy.
-Już po wszystkim – szepcze chłopak, a jego uśmiech działa na mnie jak najbardziej skuteczny lek na świecie-czekolada.
Automatycznie odpowiadam uśmiechem.
-Jestem Will – nieznajomy wyciąga rękę, a ja z ogromnym rumieńcem na twarzy odwzajemniam gest.
Jejku, pewnie myśli, że jestem jakąś tępą nastolatką. Biorę głęboki wdech, pora się opamiętać.
-Ela - odpowiadam po chwili ciszy.
CZYTASZ
Love is such a cliché - Harry Styles Fan Fiction
FanficEnergiczna, towarzyska, z poczuciem humoru. Nie zastanawiając się długo wypełniła formularz i wylądowała w miasteczku w północnej Anglii. Przez najbliższe trzy miesiące będzie opiekowała się 9-letnim Harrym. Kocha podróżować, a jej pasją jest próbow...