10

2.7K 106 1
                                    

Wyłączając budzik w niedzielne przedpołudnie czułam, że jestem jedną z najszczęśliwszych osób na ziemi. Nie tylko miałam randkę z Harrym, ale też wreszcie zaczęłam dostrzegać własne pozytywne cechy. Niestety miałam tą tendencję do zaniżania samooceny i zauważaniu tylko wad, a kompletnym ignorowaniu zalet. Rodzice od zawsze mówili mi, że jestem ładna i na dodatek inteligenta, ale ponieważ to był ich obowiązek nie przywiązywałam zbytniej uwagi do ich słów. Czy jeden niewinny komentarz na temat mojej osoby mógł odmienić wizję postrzegania samej siebie? Raczej nie, ale kurczę, dzięki tej uwadze czułam, że nie jestem przeźroczysta i to cholernie mnie cieszyło.

Niedzielę zamierzałam spędzić w najbardziej egoistyczny sposób jaki istniał – wylegiwanie się na kanapie i oglądanie zaległych odcinków moich ulubionych seriali. Padający deszcz wydawał się potwierdzać, że moje plany są w porządku.

Do miseczki z płatkami nalałam sobie zimnego mleka i od razu skierowałam się do salonu. Czekał tam na mnie mój laptop i odcinki  "Gotowych na Wszystko."  Wcisnęłam przycisk play i natychmiast znalazłam się na Wisteria Lane, gdzie rozgrywała się akcja serialu.

Koło południa i po około dwóch odcinkach serialu usłyszałam głośną melodyjkę mojego telefonu, którego jak na złość nie byłam w stanie zlokalizować. Telefon ginął mi z częstotliwością około 2-3 razy na tydzień, więc wcale się nie zdziwiłam gdy znalazłam go w opakowaniu od płatków. Pozostawało tylko pytanie, czy ja sama go tam włożyłam?

Gdy zobaczyłam imię Cassie w nieodebranych połączeniach mimowolnie się uśmiechnęłam. Jasne było to, że zżerała ją mega ciekawość i dziś nie da się tak łatwo spławić.

-No cześć – powiedziałam, gdy udało mi się z nią połączyć.

-Będę za 5 – odpowiedziała tylko, co oznaczało tyle, że za chwilę będę miała gościa. Tak jak wczoraj nie czekając na moją odpowiedź szybko się rozłączyła.

Wcale nie byłam zdziwiona gdy po paru chwilach usłyszałam dzwonek do drzwi.

-Elizabeth! Jak dawno się nie widziałyśmy, mamy sporo do nadrobienia! – wykrzyknęła. Nie ma co, ale Cass na pewno nie miała żadnych rozterek z powodu doboru kierunku studiów, w jej przypadku aktorstwo było pewniakiem!

- Zaledwie parę godzin – odpowiedziałam.

-Też się za Tobą stęskniłam – odparła ignorując moją odpowiedź – I zobacz co mam! – kontynuowała, a ja dopiero teraz zobaczyłam, że w ręce trzymała jakąś siatkę.- Muffinki czekoladowo-bananowe!

Nie muszę chyba dodawać, że to moje ulubione?  Na samo ich wspomnienie leciała mi ślinka.

-Tylko tyle? – spytałam udając kompletną bezinteresowność.

-Lody o smaku tiramisu chyba też się liczą – powiedziała i wyjęła je z torebki uśmiechając się przy tym od ucha do ucha. Dla mnie to wystarczyło, Cass wiedziała co lubię, więc nie trudno było przekupić mnie jedzeniem.

-Dobra, wchodź – mruknęłam i otworzyłam szeroko drzwi. Cassie z nieukrywaną satysfakcją weszła do środka po chwili stawiając lody i muffinki na stole.

-Serialowy dzień? – bardziej stwierdziła niż spytała wskazując na laptop. Pokiwałam tylko głową.

Cassie zamknęła mojego laptopa i z wyczekującym wzrokiem usiadła na kanapie. Wiedziałam, że się nie wywinę, ale cholera liczyłam przynajmniej na małe co nie co przed!

-Serio Cass, NIC się nie wydarzyło – powiedziałam mocno akcentując "nic". Brunetka obruszyła się lekko, ale nic nie powiedziała czekając aż powiem coś co ją zadowoli.

Love is such a cliché - Harry Styles Fan FictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz