Pewnego sierpniowego dnia przy Privet Drive 4 pojawia się chłopiec tak niepodobny do tego,którego jeszcze przed początkiem wakacji widział opuszczając pociąg. Jego wizerunek przeraża. Gdy Harry otwiera drzwi jest przerażony do puki chłopiec się nie...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Siedziałem w moim pokoju wpatrzony w ciemny kominek. Do czego ja dopuściłem? Dlaczego dałem się tak ponieść? Potter i jego przeklęte usta. Miałem go zabić a nie całować. Wypuściłem dym z płuc. Musiałem się uspokoić. Rozglądałem się po pokoju w poszukiwaniu Nagini. Dopiero teraz przypomniałem sobie to, że przez chłopaka straciłem mojego jedynego rozmówce. To wszytko przez niego, muszę z tym skończyć. Jednak coś nie pozwalało bym mógł to zrobić. Przymknąłem powieki by skupić się na mojej zmianie. Za parę minut odbędzie się zebranie Śmierciożerców, nie mogłem pokazać się im w tej postaci. O prawdziwym Tomie wiedzą nieliczni, tylko zaufani Śmierciożercy wiedzą jak wyglądam na prawdę. Gdy otworzyłem oczy spojrzałem na swoje dłonie, które teraz były koloru trupio bladego z sinymi długimi paznokciami. Odrzuciłem resztki papierosa do kominka. Znów stałem się Lordem Voldemortem. Voldemrtem którego wszyscy się lękają. Nienawidziłem tego wyglądu, lecz to był jedyny sposób by wzbudzić w ludziach postrach. Wiedziałem, że ludzie boją się tego co na zewnątrz a jak połączyć to z tym co robię będą bać się jeszcze bardziej. Dziś poznam wszystkie zamiary tego starego głupca. Moje przemyślenia przerwało mi ciche pukanie. Spojrzałem w tamtym kierunku i podnosząc dłoń by z mojego miejsca otworzyć drzwi. Gdy drzwi uchyliły się zobaczyłem w nich Malfoy'a z skinąłem głowa na znak by mógł wejść. Przechodząc przez próg widziałem jego zniesmaczony wyraz twarzy, a w oczach pojawił się cień strachu. Uśmiecham się szeroko ukazując moje szaleństwo.
-Lucjuszu, powinieneś się przyzwyczaić do mojego wyglądu.-mówię wpatrując się w jego szare oczy. -Panie- jego służalczy głos doprowadza mnie do wymiotów ale daje mu dokończyć- Zawsze mnie zaskakują te Twoje zmiany. Większość czasu jesteś w swojej naturalnej postaci i wtedy zapominam jak na prawdę wyglądasz. Wole cie w postaci Toma.- Jego słowa wręcz wprowadzają mnie w osłupienie. Skąd u niego taka odwaga?
· Lucjuszu skąd u ciebie taka pewność siebie?-pytam bo sam byłem ciekaw co się zmieniło w jego życiu, że tak sie zachowuje. Widzę, że walczy ze sobą i próbuje znów pokazać swoja odwagę lecz stracił już swoją pewność siebie.- Nie walcz ze sobą, pokaż jaki jesteś na prawdę.- Gdy tylko wypowiedziałem te słowa zauważyłem błysk w jego oczach. -Myślę ,że cały czas próbowałem walczyć ze swoja naturą. Zawsze byłem porywczy i ty doskonale o tym wiesz Panie. Wiesz też, że gdy wykonuje zadanie to wtedy ukazuje swoją prawdziwą twarz.- Jego twarz wykrzywia się w uśmiechu nadając mu diabelski wyraz.- Myślę też, że powinienem rozstać się z Narcyzą. Ja już nie jestem taki jaki byłem na początku naszego małżeństwa. Nie jestem tą samą osobą- mówi.-Uważam, że wolisz wiedzieć jaka jest prawda.- Nie lubię gdy ktoś mnie okłamuje. -Więc co chciałeś mi powiedzieć? Chyba nie to,że postanowiłeś rozejść się z żoną.- mówię z kpiną w głosie. -Nie, Panie- znów ten sam ton- Chciałem ci powiedzieć ,że zebranie sie zaczęło. Na dole oczekują na Ciebie. - Kiwam głową i podnoszę się z mojego miejsca. Wyrównuje swoją szatę i kieruje się do wyjścia.-Chodźmy wiec- mowie i opuszczam pomieszczenie. Nie zawracam sobie głowy tym by zamknąć drzwi wiem, że i tak nikt mnie nie odwiedzi. Przechadzam się przez korytarze i nagle znajduje się przed jednymi drzwiami za którymi zamknięta była istota, którą nie dawno miałem w ramionach. -Potter- szepczę i znów moje myśli powędrowały w tamtym kierunku. Już byłem spokojny a tu znów widzę jego zielone ciepłe spojrzenie. Musiałem wziąć się w garść. Przestań o nim myśleć Marvolo! Skarciłem się w myślach. Szybko zostawiając za sobą drzwi. Jeszcze jeden długi korytarz i będę na miejscu. Lecz nadal ciągnęło mnie do tamtych drzwi. Jednak teraz musiałem zamknąć w sobie te myśli i nie dawać im wypełznąć. Wszedłem do dużego pomieszczenia w którym panowały ciche szepty obecnych tu osób. Salon był dużym pokojem doskonałym by móc prowdzic w nich rozmowy na środku pokoju stał długi mahoniowy stół na dwadzieścia sześć osób. Połowa z nich została zajęta przez Śmierciożerców to byl tylko Wewnętrzny Krąg. Wybierałem tylko osoby, które mogłem wykorzystać i zbierać do od nich najcenniejsze informacje. Wiedziałem,że dziś miał się powiększyć mój krąg zainteresowanych osób. Wchodząc do Sali głosy ucichły i spojrzało na mnie trzynaście par oczu wszyscy ubrani na czarno, ich czarne maski zakrywały twarzy lecz ja doskonale mogłem rozpoznać kto gdzie siedzi. Podszedłem do mojego miejsca u szczytu stołu. Wyciągnąłem dłoń z różdżka a maski moich towarzyszy opadły. Po mojej lewej stronie siedział Lucjusz który rozpoczynał wewnętrzny krąg z powodu swojej przynależności w magicznym świecie. Spojrzałem na wszystkich obecnych i zauważyłem,że jednego z nich brakuje. Widziałem Longbottom'a ale nie widziałem młodego Malfoy'a. Skierowałem swój wzrok na Lucjusza, który rozmawiał Z Dołohowem. -Lucjuszu gdzie twój syn?-zapytałem zwracając na siebie ich uwagę. -Panie- mówiąc to wstał ze swojego miejsca.- Draco powiedział mi,że się spóźni bo ma drobne problemy ze sowimi nowymi przyjaciółmi.-Więc jednak wykonał swoje zadanie- Miło mi to słyszeć. Chodź jeden z was potrafi zrobić coś dobrze.- rzuciłem.-Longbottom!- podniosłem głoś chłopak wstał z miejsca kiwnął głowa i spojrzał dumnie w moją stronę.- Jakie wieści z Hogwartu? Czy wszyscy wiedzą już że Potter nie wróci do nich? Czy dalej wierzą w to, że ich jedyna szansa może gdzieś jest i uratuje ich z tchurzałe dupy?- po Sali rozszedł się cichy odgłos śmiechu. -Panie Dumbledore zatuszował sprawę. Po Hogwarcie roznosi się plotka, że Potter jest za granica by tam uczyć się nowej sztuki magi by móc Cię pokonać. -Longbottom miałeś sie tym zająć by wszyscy dowiedzieli się prawdy.- mówię z gniewem w głosie.- Nie jesteś tam na wakacjach!