Sherlock: A co jeśli się mylę?...
Sherlock stał przy oknie, grając na skrzypcach improwizowaną melodię. Drzwi do salonu otworzyły się gwałtownie i do środka wszedł zdyszany John.
- Wybacz, nie mogłem wcześniej - zaczął Watson, po czym wziął duży wdech i opadł na kanapę.
- Cóż było tak ważne? - odezwał się chłodno, nie odwracając się do blondyna.
- Byłem z Mary na USG.
Holmes zacisnął mocniej palce na smyczku.
- Co ze sprawą? - zapytał John, nie zauważywszy, a może bardziej zignorowawszy posępny nastrój detektywa.
- Rozwiązałem ją godzinę temu - burknął, wydobywając ze skrzypiec piskliwe tony.
- Szkoda..., ale w takim razie musiała być prosta, skoro tak szybko się z nią uporałeś - stwierdził John, poprawiając sobie poduszkę pod plecami. Sherlock przestał grać i przez moment wpatrywał się w krajobraz za oknem, aż zebrał się w sobie, żeby się odezwać.
- Muszę ci coś powiedzieć - zaczął Holmes. - Przeanalizowałem wszystkie za i przeciw, i doszedłem do wniosku, że lepiej będzie, jeżeli przestaniemy się spotykać.
John zastygł na kanapie, wpatrując się w detektywa ze zdziwioną miną.
- Co? - wydusił, próbując odnaleźć się w sytuacji.
Sherlock wziął głębszy oddech i odłożył skrzypce na stół, po czym zwrócił się w stronę Watsona.
- Dzisiejsze zachowanie potwierdza moje wnioski. Teraz masz rodzinę, John. Wkrótce urodzi ci się dziecko, a wtedy wszystko się zmieni. - Spuścił wzrok, poprawiając podwinięte mankiety koszuli. - Mycroft miał rację - mruknął pod nosem, na tyle cicho, żeby John go nie usłyszał. John przymarszczył brwi, a na jego twarzy wciąż malowało się zdziwienie pomieszane z niezrozumieniem.
- Jesteś mężem, niedługo i ojcem. Masz nowe obowiązki i brak ci czasu na bieganie za przestępcami. Zresztą, takie zachowanie nie wypada, kiedy człowiek się ustatkowuje. Musisz być podporą dla rodziny. Nie możesz narażać swojego życia przez głupie śledztwa, a przebywając ze mną gwarantujesz sobie masę niebezpieczeństw. Jestem zagrożeniem i wszystko co mnie otacza też, więc myślę, że powinniśmy się pożegnać. Życzę ci szczęścia, John - powiedział, wręcz mechanicznie, wpatrując się przez cały czas w jeden punkt, odrobinę nad przymarszczonymi brwiami Johna. Blondyn spiął się i poderwał z kanapy, stając przed Sherlockiem.
- Żartujesz sobie?! Nieee... - John przejechał dłonią po włosach i pokręcił głową. - Co ci odbiło, do cholery? Pożegnać się?! O nie! Nie ma mowy! - wykrzyczał, wymachując przy tym rękami. Holmes chciał odpowiedzieć, ale John machnął mu palcem przed twarzą. - Nie! Teraz ja mówię. - Zmarszczył czoło, a jego stanowcze spojrzenie świdrowało Sherlocka. - Może i mam teraz trochę mniej czasu dla ciebie, ale to nie oznacza, że przestanę się z tobą widywać. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Jesteś dla mnie jak rodzina. Mary i dziecko tego nie zmienią. Jak mogłeś pomyśleć, że teraz rozejdziemy się i już nigdy się nie zobaczymy. Po tym wszystkim... Nie ma mowy. - Zdeterminowany wzrok Watsona potwierdzał, że nie odpuści.
- John, tak będzie lepiej.
- Lepiej? Niby dla kogo? Bo dla mnie na pewno nie.
„Uparty John" - pomyślał Holmes.
- Dla mnie. Nie potrafię się dzielić. Nie umiem być piątym kołem u wozu. Kiedyś byłeś tylko mój, ale tamtego Johna już nie ma. Skończyło się. Wybrałeś Mary i słusznie. Ona zasługuje na ciebie bardziej niż ja.
Stali naprzeciwko siebie w milczeniu przez kilka chwil. Powietrze w pokoju zdawało się zgęstnieć, utrudniając oddychanie.
- Sądzę, że powinieneś już iść - odezwał się brunet, przerywając niezręczną ciszę. Watson wpatrywał się w unoszącą się szybko klatkę piersiową Sherlocka. Nie był wstanie spojrzeć mu w oczy.
- Wyjdź, John - dodał podniesiony tonem, po czym odwrócił się na pięcie i podszedł do okna, skupiając wzrok na widoku przed nim. Blondyn nie drgnął nawet o centymetr, podążając jedynie wzrokiem za postacią detektywa.
- Sherlock... - Wypowiedź Johna przerwał dźwięk telefonu. W pierwszej chwili John go zignorował, ale sygnał rozbrzmiewał uporczywie, więc Watson wyciągnął komórkę z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. Nieznany numer. Postanowił odebrać.
- Halo?
- Czy pan John Watson?
- Tak, a kto mówi?
- Doktor Daniel Peeterson. Dzwonię ze szpitala Świętego Bartłomieja. Pańska żona miała wypadek.
- Zaraz będę - rzucił szybko, czując, że serce wali mu jak oszalałe.
Sherlock patrzył na snujących się po ulicy ludzi.
„Wyjdź już, proszę. Dłużej tego nie zniosę... Niech cię szlag, Mycroft" - pomyślał.
Wtedy zadzwonił telefon i John zajął się rozmową, ale trwała ona zaledwie chwilę, po czym nastała niepokojąca cisza.
- Mary miała wypadek. - Głos Johna lekko się trząsł. Holmes odwrócił się do niego. Spojrzenie przerażonych oczu spoczęło na Sherlocku. Była w nim niewypowiedziana prośba pomieszana ze strachem.
- Trzeba złapać taksówkę - stwierdził Holmes, kiedy otrząsnął się z chwilowego szoku.
John tylko przytaknął i obaj popędzili po schodach na zewnątrz.
CZYTASZ
Sherlock: What if I be wrong...
FanfictionŻycie to pasmo wyborów. A niektóre z nich mogą nieść ze sobą straszne konsekwencje. "...Jeżeli negatywne uczucia przeważają nad poczuciem obowiązku, to łatwiej jest odejść, czyż nie?..." Powrót Moriarty'ego zawraca Sherlocka z misji we wschodniej Eu...