Rozdział 21 - Niepewność

270 43 16
                                    


Obudził go tępy ból głowy. Z trudem podniósł powieki, które jak każdy centymetr jego ciała zdawały się być ciężkie, jakby były zrobione z kamienia. Twarda, zimna struktura pod policzkiem, okazała się być betonową podłogą, na której leżał przez dłuższy czas. Spróbował się poruszyć, czego nie ułatwiały zdrętwiałe kończyny. Chciał wesprzeć się na rękach, ale ruchy ograniczały mu nie tylko buntujące się mięśnie. Zerknął na nadgarstki wokół, których zaciśnięte były metalowe kajdanki. Poruszał sztywnymi palcami, aby przywrócić im odpowiednie krążenie i podciągnął się na łokciach, żeby oderwać tułów od posadzki. Gdy oczy przyzwyczaiły się do żółtawego światła ze zwisającej z sufitu żarówki, rozejrzał się po wnętrzu. Ciemne ściany, z pozostałościami odłażącej od cegieł zgniłozielonej farby, tworzyły niewielki pokój w kształcie kwadratu. Na samym środku stało proste, drewniane krzesło, będąc jedynym elementem wyposażenia, nie licząc umieszczonego w rogu klozetu. Naprzeciwko krzesła majaczyły w migoczącym co parę chwil świetle, metalowe, szare drzwi, a nad nimi migała czerwona kropka, świadcząca o uruchomionej kamerze, monitorującej pomieszczenie. Podniósł się na tyle, żeby usiąść. Wsparty o ścianę, przymknął powieki usiłując odtworzyć ostatnie wydarzenia jakie zapamiętał.

Jedyne czego był pewien, to że został porwany i siedzi zamknięty w jakiejś zapyziałej dziurze, z marnymi szansami na ucieczkę. Oparł głowę o chłodną ścianę.

Powoli układanka zaczęła nabierać kształtów i przypomniał sobie, gdzie był zanim stracił przytomność.

„Sherlock." – To była jego pierwsza myśl, po odzyskaniu jasności umysłu, która sprawiła, że jego żołądek ścisnął się jak w imadle. Wspomnienia osnute lekką mgłą, nawiedzały jego umysł. „Przepraszam, John" – słyszał w głowie głos detektywa. „Popełniłem błąd. Wiele błędów. Nie mogę ich naprawić, ale nie popełnię następnego. Nie martw się, nie będziesz już więcej przeze mnie cierpiał. Obiecuję ci, że to ostatni raz."  Postać przyjaciela nad krawędzią basenu zapadła w pamięć, wywołując falę niekontrolowanych emocji. „Przeżyj. Żyj. Dla Mary... Dla mnie."  Do głosu detektywa dołączył przerażający odgłos tykającego licznika. Otworzył oczy, nim wyobraźnia przywołała widok wpadającego do wody Holmesa. Nie pamiętał co było dalej. Nie słyszał wybuchu. Pochłonęła go ciemność, a poczucie niepewności zacisnęło się na gardle, powodując trudności ze złapaniem tchu. Wstał z wysiłkiem, podpierając się ściany i skierował w stronę drzwi. Z całej siły zaczął walić pięściami w metalową obudowę, wywołując przez to głuchy łoskot, rozchodzący się po pomieszczeniu.

– Moran, ty popieprzony psycholu! Pokaż się, tchórzu! – wykrzykiwał, na ile był w stanie, wciąż nie odzyskawszy pełni sił w głosie. Po paru próbach, usłyszał w końcu kroki po drugiej stronie. Odsunął się odrobinę, nie spuszczając wzorku z wejścia. Zamek chrupnął i drzwi otworzyły się z przeciągłym skrzypnięciem. Pierwszym co ujrzał był widok wysokiego, umięśnionego mężczyzny, z miną człowieka gotowego skręcić mu kark w ułamku sekundy.

– Nie radzę niczego kombinować, kapitanie Watson – doszedł go wypruty z emocji głos Morana, który wyłonił się tuż za ochroniarzem. John zacisnął dłonie tak mocno, aż zbielały mu knykcie.

– Gdzie Sherlock? – zapytał przez zaciśnięte zęby.

– To Ivan – wskazał na napakowanego szatyna, kompletnie ignorując pytanie Johna. – Powinniście się poznać. Będzie dostarczał ci rozrywki przez pewien czas.

– Mów, gdzie jest Sherlock?! – wykrzyknął, w przypływie wściekłości ruszając w kierunku Sebastiana. Nim jednak zbliżył się na wystarczającą odległość, zatrzymał go żelazny uścisk na ramionach. Momentalnie wylądował na ścianie, na kilka sekund tracąc oddech.

– Porozmawiajmy jak cywilizowani ludzie. W końcu obaj jesteśmy żołnierzami i wiemy co to dyscyplina, opanowanie i honor – odparł Moran, siadając na krześle. – Zostaw nas – dodał, machnąwszy ręką na Ivana, który posłusznie opuścił pokój. John złapawszy dech, wbił wściekłe spojrzenie w postać blondyna.

– Honor? Masz czelność mówić o honorze, zdradziecka szujo?!

– Jestem wierny własnym ideałom, a nasze kochane Królestwo, zatraciło parę z nich. Zresztą, to nie ja zdradziłem Anglię, tylko ona mnie – syknął, spoglądając zimnym wzrokiem na Watsona. – Ciebie też zostawili na pastwę losu, prawda? – dodał, mrużąc bladoniebieskie oczy.

– Gdzie Sherlock? – powtórzył, nie zamierzając wdawać się z nim w dyskusję.

– Skoro jesteś aż tak dociekliwy, proszę bardzo – odrzekł zawiedzionym tonem, wyciągając spod skórzanej kurtki, zwiniętą gazetę, po czym rzucił ją w stronę Johna. Upadając rozwinęła się i wylądowała wierzchem, tak że od razu mógł zobaczyć co jest na pierwszej stronie. Zdjęcie zgliszczy tlącego się budynku i migających wkoło radiowozów oraz wozów straży pożarnej wypełniało cały kadr. Nad nim widniał wytłuszczony tytuł artykułu: Wielki wybuch! Jedna ofiara śmiertelna! Doktor spojrzał na datę w rogu i poczuł jak nogi odmawiają mu posłuszeństwa. Osunął się na ziemię, nie odrywając wzroku od gazety. Sebastian rozparł się na krześle, przyglądając się uważnie swojemu więźniowi.

– Słynny Sherlock Holmes nie żyje – odezwał się, przerywając ciszę. Watson miał wrażenie, że głos Morana dochodzi gdzieś z oddali, niewyraźnie odbijając się echem w jego głowie.

– Kłamiesz – wyrwało mu się z ust.

– Pogódź się z faktami. Już nigdy nie zobaczysz Holmesa – odparł, podnosząc się i obrzucając go obojętnym spojrzeniem. Następnie chwycił gazetę i wyszedł z pomieszczenia, zostawiając klęczącego na podłodze Watsona, który wciąż wpatrywał się w miejsce, gdzie chwilę temu leżał aktualny egzemplarz The Daily Telegraph.

– To nie może być prawda. On nie może mi tego znowu zrobić... Nie może – zdołał wyszeptać, nim wszechogarniająca bezsilność i rozpacz przejęły kontrolę na jego ciałem. Skulił się w rogu celi i przycisnął dłonie do oczu. Nie chciał, żeby Moran widział jak płacze, ale nie był w stanie powstrzymać ściekających po twarzy łez. Rzadko tracił zimną krew, ale przeżywanie kolejny raz śmierci swojego najlepszego przyjaciela było zbytnim ciosem. Wcisnął się jeszcze bardziej w kąt, jak najdalej od wścibskiej kamery. „To nie może być prawda" – powtarzał w myślach. „Nie zdążyłem mu powiedzieć..." – uciął wewnętrzny monolog, przypominając sobie gabinet Elli i jej słowa: Powiedz to teraz. Świeże krople spłynęły mu po policzkach. „Znowu nie zdążyłem." Załamanie pogłębiła konkluzja, w której znalazł dobijającą prawidłowość. Kolejny raz, tuż przed najgorszym scenariuszem, pokłócił się z Holmesem i nie będzie miał okazji, żeby się pogodzić. Ze złością uderzył pięściami w ścianę. Pod wpływem tego, kawałek starej farby odpadł, zlatując na podłogę. „Moran kłamie. Sherlock żyje" – zaczął powtarzać w myślach, aby dodać sobie otuchy. „Inaczej po co by mnie tu trzymali" – stwierdził z nadzieją. „Musi żyć."

~~~~~~

"...niepewność jest trucizną po stokroć gorszą niż wszelkiej pewniki, nawet te negatywne." - Bernard Minier




Sherlock: What if I be wrong...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz