Rozdział 4 - Dowód numer 1

709 89 6
                                    

Lestrade siedział przy stoliku, w małej kawiarence i przeglądał gazetę, popijając od czasu do czasu swoje espresso. Drzwi otworzyły się, wpuszczając do środka chłodne powietrze z ulicy i do pomieszczenia weszła znajoma postać.

– Co masz? – spytał brunet, otrzepując płaszcz z mieniących się w świetle płatków śniegu.

– Niewiele – odezwał się Lestrade, odkładając gazetę na bok. – Śledztwo zostało oficjalnie umorzone, a sprawę utajniono. Zdaje się, że musisz pogadać ze swoim bratem.

Sherlock westchnął z irytacją.

– Ostatnio rozmowa nie za bardzo nam się układa – odparł z kwaśną miną.

– To chyba nic nowego – skomentował Greg, po czym dodał widząc, że Holmes szykuje się do wyjścia.

– Chyba nie sądziłeś, że ściągnąłem cię tu tylko po to? – Sherlock obrzucił go zniecierpliwionym spojrzeniem. – Co prawda, odebrano mi sprawę, ale miałem wystarczającą ilość czasu na zrobienie kopi akt – dodał, sięgając po teczkę leżącą na krześle obok. Holmes spojrzał na nią i przymrużył oczy.
„Nie zauważyłem... Jak mogłem nie zauważyć?" – Pytanie to na chwilę zaprzątnęło jego myśli, dopóki inspektor nie wyją ze skórzanej teczki pliku dokumentów, które położył przed detektywem.

– Jeśli ktoś się dowie, to będę miał kłopoty, więc mam nadzieję, że się przydadzą i złapiesz tego drania.

Holmes zerknął na niego, a potem znowu na dokumenty.

– Na pewno. Dziękuję, Greg – powiedział cicho, wpatrując się w zapisane kartki.

Inspektor uniósł brwi w wyrazie zdziwienia.

– Możesz powtórzyć? Chciałbym uwiecznić tę chwilę – odezwał się rozbawionym tonem. Brunet zerknął na niego z lekkim niezrozumieniem, czającym się pod przymarszczonymi brwiami.

– Cofam to co powiedziałem – mruknął z kamiennym wyrazem twarzy.

Greg zaśmiał się, poklepując Holmesa po ramieniu.

– Szkoda. Bez dowodów nikt mi nie uwierzy. – Holmes zebrał papiery i wsadził z powrotem do teczki. – Gdybyś potrzebował pomocy, to dzwoń – dodał inspektor.

– Jasne – rzucił krótko i wstał od stolika.

– A jak tam John? – Zatrzymał się, słysząc pytanie Lestrade'a. – Pewnie kiepsko, skoro nie przyszedł z tobą?

– Możliwe – odparł po chwili.

Lestrade spojrzał na niego pytającym wzrokiem.

– Muszę już iść. – Brunet odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem wyszedł z kawiarenki.

***

John leżał w łóżku, wpatrując się w sufit. Puste miejsce obok zdawało się zionąć chłodem. W końcu zwlekł się z pościeli i poczłapał do łazienki. Spojrzał w lustro. Odbijało się w nim smutne spojrzenie podkrążonych i zapuchniętych oczu. Potargane włosy, na których wydawało mu się, że dostrzega kilka nowych, siwych pasm, sterczały niesfornie na czubku głowy. Oparł się o umywalkę i westchnął cicho, po czym ochlapał wodą twarz, stwierdzając w duchu, że wygląda dokładnie tak beznadziejnie jak się czuje. Ubrał się i usiadł na łóżku, wpatrując się w zegarek, stojący na nocnej szafce.
Wczorajszy dzień był tak nierealny... Nadal nie potrafił sobie przyswoić, że ten koszmar to nie sen. Schował twarz w dłoniach, próbując uspokoić zszarpane nerwy.
„Gdybym go dorwał, skręciłbym mu kark. Rozszarpał gołymi rękami... Weź się w garść, weź się w garść..." – pomyślał, wstając. Sięgnął po telefon i wybrał numer.

Sherlock: What if I be wrong...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz