Lestrade siedział przy stoliku, w małej kawiarence i przeglądał gazetę, popijając od czasu do czasu swoje espresso. Drzwi otworzyły się, wpuszczając do środka chłodne powietrze z ulicy i do pomieszczenia weszła znajoma postać.
– Co masz? – spytał brunet, otrzepując płaszcz z mieniących się w świetle płatków śniegu.
– Niewiele – odezwał się Lestrade, odkładając gazetę na bok. – Śledztwo zostało oficjalnie umorzone, a sprawę utajniono. Zdaje się, że musisz pogadać ze swoim bratem.
Sherlock westchnął z irytacją.
– Ostatnio rozmowa nie za bardzo nam się układa – odparł z kwaśną miną.
– To chyba nic nowego – skomentował Greg, po czym dodał widząc, że Holmes szykuje się do wyjścia.
– Chyba nie sądziłeś, że ściągnąłem cię tu tylko po to? – Sherlock obrzucił go zniecierpliwionym spojrzeniem. – Co prawda, odebrano mi sprawę, ale miałem wystarczającą ilość czasu na zrobienie kopi akt – dodał, sięgając po teczkę leżącą na krześle obok. Holmes spojrzał na nią i przymrużył oczy.
„Nie zauważyłem... Jak mogłem nie zauważyć?" – Pytanie to na chwilę zaprzątnęło jego myśli, dopóki inspektor nie wyją ze skórzanej teczki pliku dokumentów, które położył przed detektywem.– Jeśli ktoś się dowie, to będę miał kłopoty, więc mam nadzieję, że się przydadzą i złapiesz tego drania.
Holmes zerknął na niego, a potem znowu na dokumenty.
– Na pewno. Dziękuję, Greg – powiedział cicho, wpatrując się w zapisane kartki.
Inspektor uniósł brwi w wyrazie zdziwienia.
– Możesz powtórzyć? Chciałbym uwiecznić tę chwilę – odezwał się rozbawionym tonem. Brunet zerknął na niego z lekkim niezrozumieniem, czającym się pod przymarszczonymi brwiami.
– Cofam to co powiedziałem – mruknął z kamiennym wyrazem twarzy.
Greg zaśmiał się, poklepując Holmesa po ramieniu.
– Szkoda. Bez dowodów nikt mi nie uwierzy. – Holmes zebrał papiery i wsadził z powrotem do teczki. – Gdybyś potrzebował pomocy, to dzwoń – dodał inspektor.
– Jasne – rzucił krótko i wstał od stolika.
– A jak tam John? – Zatrzymał się, słysząc pytanie Lestrade'a. – Pewnie kiepsko, skoro nie przyszedł z tobą?
– Możliwe – odparł po chwili.
Lestrade spojrzał na niego pytającym wzrokiem.
– Muszę już iść. – Brunet odwrócił się na pięcie i szybkim krokiem wyszedł z kawiarenki.
***
John leżał w łóżku, wpatrując się w sufit. Puste miejsce obok zdawało się zionąć chłodem. W końcu zwlekł się z pościeli i poczłapał do łazienki. Spojrzał w lustro. Odbijało się w nim smutne spojrzenie podkrążonych i zapuchniętych oczu. Potargane włosy, na których wydawało mu się, że dostrzega kilka nowych, siwych pasm, sterczały niesfornie na czubku głowy. Oparł się o umywalkę i westchnął cicho, po czym ochlapał wodą twarz, stwierdzając w duchu, że wygląda dokładnie tak beznadziejnie jak się czuje. Ubrał się i usiadł na łóżku, wpatrując się w zegarek, stojący na nocnej szafce.
Wczorajszy dzień był tak nierealny... Nadal nie potrafił sobie przyswoić, że ten koszmar to nie sen. Schował twarz w dłoniach, próbując uspokoić zszarpane nerwy.
„Gdybym go dorwał, skręciłbym mu kark. Rozszarpał gołymi rękami... Weź się w garść, weź się w garść..." – pomyślał, wstając. Sięgnął po telefon i wybrał numer.

CZYTASZ
Sherlock: What if I be wrong...
FanficŻycie to pasmo wyborów. A niektóre z nich mogą nieść ze sobą straszne konsekwencje. "...Jeżeli negatywne uczucia przeważają nad poczuciem obowiązku, to łatwiej jest odejść, czyż nie?..." Powrót Moriarty'ego zawraca Sherlocka z misji we wschodniej Eu...