Rozdział 15

296 23 2
                                    

Alison
- Jestem Evelyn. Matka Tobisa czy jak wolisz, Cztery. Byłam przywódczynią bezfrakcyjnych. Przez jakiś czas rządziłam całym Chicago. Nie cierpię tego, że dzielimy się na frakcje. Wszystko było fajnie dopóki ta głupia Tris się nie wtrąciła. A mój syn głupi się w niej zakochał. 
- I rozumiem że mam Ci pomóc ją zniszczyć?
- Dokładnie tak.
- A co za to dostanę?
- Nie wystarczy ci zemta na tej suce?
- Nie nienawidzę jej aż tak. Potrzebna mi zapłata - Odpowiedziałam, a ona przez chwilę się zastaniawiała. 
- No dobra. Niech Ci będzie młoda. Czego chcesz?
- Dobrze wiesz czego chcę. Części władzy nad miastem. Na przykład jednej frakcji.
- Dobrze już dobrze. Pozwól że przedstawię ci plan. Ale nie tutaj. Chodź do mnie.

Pojechałyśmy pociągiem do końca torów a później przebiegłyśmy jeszcze jakiś kawałek. Weszłyśmy do małego mieszkania, przy którego drzwiach stali strażnicy, a następnie do sporego biura. Evelyn usiadła za dużym biurkiem i pokazała mi miejsce na przeciwko. Wykonałam polecenie i usiadłam.

- Może już słyszałaś. Mój syn i ta głupia Tris, za trzy tygodnie mają ślub.
- A co to ma do naszego planu?
- Chodzi o to że podczas ślubu, niby niewinnie tam siedząc, zaatakujemy ją.
- Okej. Pomogę ci.
- Teraz już idź, żeby nikt nie zauważył że cię nie ma.
- Racja. Bo zaczną coś podejrzewać.
- Odprowadzić cię?
- Mogłaby pani?
- Jasne.

Tobias
Wróciliśmy po treningu cali zmęczeni i spoceni, mimo że to nie my trenowaliśmy. Kiedy weszliśmy, Aria przybiegła od razu nas przywitać. Była bardzo samodzielna. Kiedy my pracowaliśmy, w czasie kiedy ona nie miała szkoły, siedziała w domu i doskonale sobie sama radziła. Potrafiła zrobić sobie jedzenie, sama odrabiała lekcje, a kiedy późno wracaliśmy, kładła się spać.
Przywitaliśmy się z moją siostrą, a że było już późno, kazaliśmy jej iść spać.
Sami poszliśmy do łazienki i wzięliśmy wspólny prysznic. Patrzyliśmy jak gorąca woda spływa po naszych nagich rozgrzanych ciałach. Myliśmy się nawzajem dotykając się delikatnie. Przytulaliśmy się do siebie i całowaliśmy. Wyłączyłem wodę a ona w namiętnym pocałunku wskoczyła na mnie tak że teraz oplatała mnie w biodrach własnymi nogami. Całowałem delikatnie jej szyję, a później wodziłem ustami po jej karku, dekolcie. Ona w tym czasie wydawała z siebie ciche jęki zadowolenia i w pewnym momencie przygryzła moje ucho co wywołało tym razem u mnie jęk spełnienia. To było cudowne. Czułem się tak pierwszy raz od czasu naszej pierszej randki.
- Kocham cię - zamruczała.
- Ja ciebie też - odpowiedziałem trochę głośniej - kocham cię Tris. Znowu złączyła nasze usta w namiętności. Po chwili jednak, zeskoczyła ze mnie, wzięła do ręki ręcznik i zaczęła nim wycierać moje ciało. Było cudownie.

Kiedy wyszliśmy w piżamach z łazienki, zauważyłem że spędziliśmy tam aż godzinę.

Usiedliśmy na kanapie, z kieliszkami czerwonego wina w rękach. Przed nami stały tależe z kanapkami. Włączyliśmy telewizor i przytuleni do siebie oglądaliśmy jakiś horror.

- Cztery! Sześć! Wstawajcie! - wołał delikatny dziewczęcy głosik.
'Cholera jasna' pomyślałem 'zasnęliśmy na kanapie oglądając film'
- Już już mała. Już wstajemy. Tylko spokojnie. Która godzina?
- Siódma, a ja mam na dziewiątą do szkoły.
- Już wstajemy. Tylko pozwól że to ja obudzę Tris.
- Niech Ci będzie. - westchnęła i odeszła w stronę swojego pokoju.
Ja przez chwilę patrzyłem na swoją śpiącą ukochaną. Dopiero po pięciu minutach postanowiłem ją obudzić. Pocałowałem ją lekko w usta, a ona jeszcze we śnie oddała pocałunek.
- Śpiąca królewno - wyszeptałem. - wstajemy.
- Niee - stęknęła - nie chcę.
- Ja też nie. Ale musimy.
- Niech ci będzie.
- Co chcesz na śniadanie?
- Jajecznicę.
- To ty się ubierz i przygotuj a ja zrobię śniadanie.
  Wstałem i poszedłem do kuchni. Wziąłem składniki i ubiłem jajka. Następnie usmarzyłem boczek. Kiedy zdjąłem go z patelni, pozostała na niej idealna ilość tłuszczu, żeby usmażyć jajecznicę.
- Co tak ładnie pachnie - zawołała pędząc w moją stronę, ubrana jak na nieustraszoną przystało na czarno i gotowa do szkoły, Aria.
- Śniadanie. Jajecznica już prawie gotowa. Idź zawołać Tris.
  Zostawiła swój plecak szkolny przy krześle w jadalni i pobiegła do naszej sypialni. Po pięciu minutach siedzieliśmy razem przy stole i jedliśmy pyszny posiłek.
- Dobrze Ci wyszło.
- Dzięki.
- Co masz w planach na dzisiaj na treningi?
- Walka wręcz.
- To super bo ja też to planowałem. Możemy zaprezentować to razem.
- Tylko mnie nie wyślij do szpitala.
- To, to mogłabyś powiedzieć rok temu. Teraz to ja się boję że tam wyląduję.
- Przypominam Ci, że ty jesteś dzięwiętnastoletnim umięśnionym facetem który jest w nieustraszoności od trzech lat. Ja mam siedemnaście lat, jestem dziewczyną, mam o wiele słabsze mięśnie od ciebie, a do tego w tej frakcji jestem dopiero od roku.
- Oj tam oj tam. Ja nadal się boję oberwać od ciebie. Jedynej osoby w tym świecie, która przeżyła przejscie przez serum śmierci.
- Weź mi nie przypominaj. To było straszne. Pamiętam to uczucie umierania, które udało mi się powstrzymać.

O 8:30 odprowadziłem młodą na pociąg do szkoły, a sam poszedłem do pracy. Już nie mogłem się doczekać najlepszej walki wręcz jaką widziała ta planeta.

Niezgodna - Inny (nie)koniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz