Rozdział 16

227 9 2
                                    

Tris POV
Minął już tydzień ćwiczeń nowicjuszy. Okazało się że praca przywódczyni to sporo roboty. Muszę kontrolować jak pracuje każdy członek mojej frakcji, sprowadzać jedzenie i składniki do kuchni i jadalni, pilnować żeby podczas imprez, gier i zabaw wszystkich ludzi nie było zbyt wielu trupów, a do tego jeszcze trenuję nowicjuszy i kontroluję cały nowicjat.

Dzisiaj, z Tobiasem, umówiliśmy się ze znajomymi na wyjście dokądś po pracy. O 18:30 spotkaliśmy się z Christiną, Zeke, Uriahem i Shawną na stacji kolejowej. Kiedy pociąg był już bardzo blisko nas, zaczęliśmy biec. Pierwszy skoczył Cztery i otworzył drzwi. Potem skoczył Uriah, a Christina, ja i Zeke szybko wciągnęliśmy do środka Shawnę, która była na wózku.

- Rozmawiałam z Calebem ostatnio i powiedział że razem z Carą pracują nad tym żebyś znowu mogła chodzić - zwróciłam się do niepełnosprawnej. - ponoć chcą to przywieźć jadąc na nasz ślub.
- Czy ja o czymś nie wiem? - spytała oskarżycielsko Chris.
- Yyy no bo bierzemy ślub, niedługo.
- Dzisiaj mieliśmy was na niego zaprosić. Za dwa tygodnie - wytłumaczył mój narzeczony.
- Ja będę - odpowiedziała Chris.
- My też - dodał Zeke patrząc na Shawnę.
- Dla Tris, mojej zarąbistej przyjaciółki, zawsze - śmiał się Uriah.
- No i super.

Zauważyliśmy że dojeżdżamy na miejsce. Więc przygotowaliśmy się do pomocy Shawnie. Tym razem to nasi przyjaciele planowali, co robimy, więc jechaliśmy w ciemno.

Kiedy wysiedliśmy, szliśmy za Zekem. Chyba postanowili zabawić się z naszych lęków. Zaczęli od miejsca gdzie było pełno kruków. Chciałam uciekać, ale nie mogłam, bo moi przyjaciele mocno mnie trzymali i kazali iść ze sobą na przód. Prawie ich przewróciłam byleby nie iść dalej, ale nie udało mi się i przeszliśmy przez całe stado nie uciekających kruków.

Następną rzeczą był kolejny mój lęk. Poszliśmy na strzelnicę, na końcu której, stały trzy bardzo autentycznie wyglądające postaci. Była to moja rodzina. Mama, tata i Caleb. Uriah, wycelował mi bronią w głowę, a Christina podała mi naładowany pistolet.

- Strzel w nich, albo ja strzelę w ciebie - powiedział przerażająco poważnie Uri.

Nie mogłam tego zrobić, ale przez chwilę przeszła mi przez głowę myśl, że on serio może we mnie strzelić. Może nie śmiertelnie, ale drasnąć kulą mnie może. I to było pewne.

Chwyciłam broń, wycelowałam i każdą kukłę trafiłam w miejsce gdzie powinno być serce. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, kukły zrobiły głupie miny, a z miejsc postrzałów, z wielką prędkością wyleciało pełno słodyczy, które doleciały aż do nas.

Wszyscy poza mną wybuchli śmiechem.

- To nie było ani trochę śmieszne - powiedziałam udawanym obrażonym tonem małego dziecka.

- Trochę było - odpowiedział Cztery.

- Nie, nie było - mówiłam ciągle w ten sam sposób, ale kiedy zjadłam już ze trzy cukierki, wybuchłam śmiechem, a cały świat stał się piękniejszy. - Co wyście tu dodali?!

- Słyszałaś kochana o czymś takim jak narkotyki?

- Yyy, nie?

- Taki proszek, który jak zjesz, albo wciągniesz przez nos, to zaczyna się zabawa. Na peryferiach czasami tego używają.

- No to zaczynamy zabawę!

Teraz przyszła kolej na Tobiasa. Zawiązaliśmy mu oczy i zaciągnęliśmy w miejsce którego bał się najbardziej. Na zjazd z budynku Hancocka. Kiedy stał już na szczycie blisko brzegu budynku, zwróciliśmy mu wzrok.

W momencie kiedy pisnął jak małe dziecko ze strachu, wszyscy wybuchliśmy śmiechem.

-To nie jest śmieszne. - powiedział udawanym obrażonym tonem.

- Cukiereczka? - zaśmiałam się.
- Dawaj.

Cztery zjadł słodycza którego mu dałam i zaraz wyluzował.

- Ja jadę pierwsza! - zaoferowała się Shawna, bo to była jedna z niewielu rzeczy, które mogła robić z dawnego życia.

Zeke podszedł do dziewczyny, która stała już pod liną do zjazdów. Przyciągnął na miejsce jedną uprząż, po czym podniósł inwalidkę z wózka i zapiął jej zabezpieczenia.

- Gotowa?
- Zawsze i wszędzie. Na dole mam wózek.

Zeke popchnął ją i zaraz zniknęła nam z widoku w powietrzu między budynkami.

- Cztery. Teraz ty. Przypilnujesz mi tam na dole dziewczyny. - mojego chłopaka pociągnął za ramię jego przyjaciel. Wyrywał się, ale Zekemu jakoś udało się go przymocować. - Leć w przestworza! - krzyknął śmiejąc się i popychając Tobiasa do lotu. Ten zaczął się miotać w uprzęży do tego stopnia, że prawie walnął w ścianę budynku obok którego przelatywał. Jego krzyki zapewne obudziły wszystkich w mieście którzy już spali. Po chwili przestaliśmy go widzieć, ale jego darcie się nadal było ogłuszające.

- Teraz ja, Cztery będzie potrzebował reanimacji na dole, a Shawna na wózku niewiele  pomoże. - próbowałam mówić to choć odrobinę poważnie, ale chyba coś nie wyszło, bo zaraz zwijałam się ze śmiechu. 

Zeke pomógł mi wejść w uprząż i popchnął mnie z całej siły, żebym poleciała jak najszybciej. 

Uwielbiam to robić. Kiedy lecę, świat robi się piękny a ja widzę wszystko z innej perspektywy. Kocham adrenalinę, a ta prędkość lotu i bliskość zderzenia się z jakimś budynkiem, a do tego wysokość, z której jeśli bym spadła nie przeżyłabym, na pewno mi ją dostarczają. 

Kiedy zobaczyłam, że zbliżam się do ściany kończącej zjazd, wyciągnęłam rękę po hamulec, którego złapanie przy tej prędkości nie było łatwym zadaniem. Zatrzymałam się dwa metry przed wielkim czerwonym "X" namalowanym na murze. Szczęśliwa rozpięłam zabezpieczenia i podbiegłam do roztrzęsionego narzeczonego, którego próbowała pocieszyć niepełnosprawna przyjaciółka.

- Zepnij dupę i zachowuj się jak facet! To nie był twój pierwszy raz więc nie rycz! - nakrzyczałam na niego otrzymując w zamian tylko lekko przestraszony wzrok i zdziwioną minę.

- Wtedy byłem pijany - próbował się bronić.

- A teraz na haju. Nie ma różnicy - nie dałam za wygraną.

Naszą "kłótnię" przerwał radosny krzyk lecącej Christiny. Wszyscy spojrzeliśmy w stronę szybko zbliżającej się i powiększającej kropki. Kilka sekund później rozległ się pisk klocków hamulcowych ocierających się o linę.

- Kocham to! - krzyknęła moja BFF - kocham was wszystkich! 

- My też cię kochamy - odpowiedziałam.

Później zjechał Uriah, a na sam koniec jak zwykle Zeke. Wszyscy byliśmy już mocno naćpani, więc postanowiliśmy wracać do swoich mieszkań, bo przecież następnego dnia też jest praca. 

W domu zastaliśmy zupełną ciszę i spokój. Było już bardzo późno, więc Aria spała. Cztery otworzył butelkę wina i spędziliśmy romantyczny wieczór ze świecami i czerwonym winem. Po godzinie rozmów i kiedy butelka była pusta, namiętnie się całując udaliśmy się do sypialni. Zerwaliśmy z siebie ubrania i weszliśmy pod kołdrę. 

Spędziłam cudowny wieczór z przyjaciółmi i noc z ukochanym. Było po prostu pięknie.

***

No i jest rodział. Przepraszam za tak długą nieobecność, ale miałam totalny brak weny do którego dochodzi też szkoła. Ale już wracam i mam nadzieję, że ktoś jeszcze to czyta. <3

XO XO

Niezgodna - Inny (nie)koniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz