<3--------------------------------------------<3-------------------------<3----------------------------------<3
Przepraszam za tak długą nieobecność i za to że nie odpowiadam na wasze komentarze. Teraz gdy mam więcej obowiązków ciężko mi znaleźć trochę czasu na książkę. Przepraszam was z całego serca. I życzę miłego czytania.
Po trzydziestu minutach byliśmy pod wielkim drewnianym domem Kathy. Na powitanie, wyszedł jej starszy brat Tony, który był alfą. Chłopak był wysoki, miał niebieskie oczy, a jego blond czupryna latał na boki.
- Miło mi was poznać.- Powiedział Tony podając nam rękę.
- Nam również miło cię poznać. - Odpowiedziałam i uśmiechnęłam się.
- Kathy!- Zawołał
- Już idę no!- Usłyszałam z drewnianego domu.- Może byś mi pomógł! - Krzyczała dalej dziewczyna.- Heh już ja lubię. - Pomyślałam.
Tony wziął walizkę Kathy po czym i ona stanęła w końcu w drzwiach.
Dziewczyna była wysoka, zgrabna i naprawdę ładna. Miała długie brązowe włosy oraz śliczne niebieskie oczy. Posiadała w sobie tą dziewczęcą radość i zapał. O tak to dziewczyna dla Matta!
Kathy podeszła do nas i przedstawiła się. Pożegnała się z bratem oraz watahą po czym wsiadła do auta.- Carmen... Ona jest dobrą dziewczyną, wystarczy ją trochę nakierować... Wiesz młodzieńcza zaborczość.
- Spokojnie Tony, jest w dobrych rękach. - Powiedziałam i pożegnałam się. Wsiadłam do auta i odpaliłam silnik. Kathy siedziała nieruchomo wpatrując się w las.
- Nie martw się mała , wszystko będzie dobrze.- Powiedziałam.
- Od dzisiaj jesteśmy rodziną.-Dodał Christian.Droga była tak samo długa , i tak samo męcząca tylko tym razem wracaliśmy z dwoma wesołymi dziewuchami.
Gdy byliśmy pod domem, Kathy niepewnie wyszła z auta. Cała nasza wataha stała przed domem wpatrując się w dziewczyny.
- Matt, słonko weź rzeczy Kathy do jej nowego pokoju.- Powiedziałam.
- Ok.- Wydusił z siebie zdenerwowany Matt.
Christian zaniósł rzeczy swojej kuzynki, a ja poszłam za nim.
- No to tak dziewczyny, macie pokój razem mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza. Pokój jest duży, a wszystkie rzeczy są nowe.
Oczywiście jest do waszej dyspozycji, możecie go urządzić jak dusza zapragnie.
A i mam prośbę, Mel skarbie oprowadź Kathy po domu ja idę pomóc Irene w wykładaniu obiadu, za 10 minut przy stole.- Powiedziałam i poszłam do kuchni.Gdy weszłam Matt od razu zapytał. - Ile ona ma lat ?
- 18.- Odpowiedziałam.- Nie martw się nie ma między wami dużej różnicy.- Dodałam z głupim uśmieszkiem.
- Jak to?- Zapytał. - Przecież mam 25 lat.
- No... a zachowujesz się na 7..- Odparłam i zaczęłam się śmiać.- Ooo... Czyżby, ktoś? coś? .- Powiedział z głupkowatym uśmiechem Rafael.
- Och.. Przestań! - Krzyknął Matt.
- Spokój chłopaki. Siadać do stołu i smacznego życzę. A i Matt przestań się przejmować wiekiem.- Oddałam i poszłam po dziewczyny.Po sytym obiedzie pomyłam naczynia i udałam się na górę.
- Carmen to ty?- Zapytał Christian.
- Tak, a co?
- Jak co jestem w łazience. - Krzyknął.
- Okej... Christian... Będziesz miał wszystko na oku?
- A co?
- Muszę gdzieś na chwilę jechać...- Urwałam.
Po chwili z łazienki wyszedł alfa przepasany tylko w ręcznik, który trzymał się ledwie na jego biodrach.
Zagryzłam wargę i odwróciłam wzrok.
- Kiedy wrócisz?- Zapytał podchodząc do mnie bliżej.
- Wieczorem, zajmij się dziewczynami.- Odpowiedziałam nie patrząc mu w oczy.
- Carmen..
- Przepraszam spieszę się, paa.- Rzuciłam na pożegnanie i wybiegłam z domu zabierając wcześniej buty, komórkę i klucze.Po godzinie jazdy byłam pod domem Louisa. Zapukałam w drzwi po czym weszłam do środka. Louis siedział na kanapie i oglądał jakiś serial. Wyglądał o dziwo normalnie. Nie był już taki siny i blady.
- O hej Carmen.- Powiedział Louis odwracając głowę od telewizora.
- Hej, świetnie wyglądasz. ..- Odparłam siadając koło niego.
- No szczerze to sam się sobie dziwię. Może to dlatego, że zacząłem polować...
- Mam nadzieję, że na leśną zwierzyną.- Powiedziałam poważnie.
- No tak, a na kogo na ludzi?- Zapytał z uśmiechem.
- No wiesz... Nie wiem..- Odparłam.- Idiotka...- Pomyślałam.- Carmen?
- Yhy?
- Chcę się wyprowadzić, wyglądam w miarę normalnie więc mógłbym mieszkać na obrzeżach miasta daleko od was...
- Ale jak to?- Zapytałam i wstałam z sofy.
- Mam ciebie, ale smutno mi tu tak samemu, a nie chcę wracać do watahy. Czułbym się źle. Musisz mnie zrozumieć.- Eh.. Nie mogę cię tu trzymać całej wieczności . Dostałeś drugie życie więc należy ci się.
Ale pamiętaj jakbyś czegoś potrzebował to śmiało możesz dzwonić. - Powiedziałam i przytuliłam się do niego mocno.- Pomoże mi z przeprowadzką?- Zapytał.
- Pewnie Louis tobie zawsze pomogę..~Następny dzień~
Przeprowadzka Louisa trwała niecały dzień. Chłopak był zadowolony z nowego mieszkania, już nawet się urządził.
Wyszłam na balkon i od razu zaczerpnęłam świeżego powietrza. Wieczór nadchodził coraz szybciej. A ja zaraz musiałam wracać do domu.
-Będziesz mnie czasem odwiedzać ?-Zapytał chłopak.
Odwróciłam się do niego przodem i złapałam go za rękę.
-Pewnie, o każdej porze, kiedy tylko będziesz chciał.-Odpowiedziałam.
-Jesteś najlepszą alfą na tym świecie i mam nadzieję, że Christian przypomni sobie ciebie i to jak bardzo cię kochał.
-Nie wiem co będzie dziś i nie wiem co będzie jutro.. wiem tyle, że jesteś wspaniałym przyjacielem. Dziękuje.
Louis ucałował mnie w czoło i odprowadził do drzwi.
- Dobrego startu w nowym życiu, trzymaj się.- Powiedziałam .
-Dzięki, pa.
Szybko zeszłam po drewnianych schodach i wsiadłam do auta. Czeka mnie długa droga i sporo tłumaczenia . Choć nie powiem, plusem tego jest to, że Louis wstał na nogi i zaczął czerpać z życia, które dostał.