Rozdział VIII

54 4 1
                                    

- Arthur.. - spojrzałam w oczy bruneta.

- Co? 

- Głupio się czuję, i chyba muszę
ci coś powiedzieć. Josh..  On mi
się nie podoba, ale ja jemu.

- Co?  Josh?  Jak on mógł mi to
zrobić?  Przecież się przyjaźnimy! - warknął i zacisnął pięści.

- Przecież się znacie od
niedawna. Ile jesteś w naszej klasie?  Mniej niż miesiąc..
Więc się nie przyjaźniliście, w ogóle prawie nie gadaliście.. 

- No i co, ale byliśmy kumplami, a on dobrze wiedział że podobasz mi się. Po drugie, widzisz, to samo mogę powiedzieć o mnie i o tobie, jakąś też znamy się mniej niż miesiąc, a jednak o..

- Arthur, czy ty coś sugerujesz?!  Przecież wiesz że cię kocham.
I ty mnie ponoć też..  - zmarszczyłam czoło, zakłopotana.

- No tak, ale przecież znamy się mniej niż miesiąc.. Dobra nie ważne, ale ten dupek napewno mi cię nie odbierze!

Arthur wściekł się jeszcze bardziej.
Nie poznawałam go.. To nie był ten Arthur w którym się zakochałam. 
To nie może być on. On taki nie jest.
I ja w to wierzę. A może jestem zbyt naiwna. Ale ja nie chcę mieć takiego agresywnego chłopaka.

- Przestań!  Jak możesz tak o nim mówić? Nie masz prawa o nim tak mówić! - krzyknęłam, łzy mi się zbierały w oczach. Wstałam. - I wiesz co?  To ty jesteś dupkiem. Zachowujesz się jak dziecko.

- Pff.. Super. To teraz to moja wina?  - krzyknął na mnie,  i wstał. - Drań pieprzony - warknął. - Gdy go dorwę,  to pożałuje że się w tobie zachował.  Miałaś być moja! 

- A co ja?  Twoja własność?  - podniosłam brew, ręce położyłam na swoich biodrach, i wpatrywałam się w oczy Arthura. Oczy, w których się zakochałam, ale chyba przestałam w to wierzyć. Oczy, które sprawiały mi radość patrzeniem na nie, ale w jednej chwili stały się brzydkie, zaciśnięte, z żyłkami, popękanymi z wrogości i zła.
Nie znałam Arthura od tej strony.

- Jeszcze on pożałuje, zobaczysz.  - powiedział cicho, przez zaciśnięte
zęby, i odszedł, zostawiając mnie samą.

Nie rozumiem.. Jak można się obrazić, o takie coś?  To teraz ja też mam się kłócić o każdą laskę która się w nim zakocha?  Nie dość, że Josh nie jest nachalny, nie zmusza mnie do odwzajemnienia miłości,  to dalej źle?  On jest tylko moim przyjacielem.

Wzięłam plecak i skierowałam się w stronę domu. Po drodze ciągle myślałam o dzisiejszej kłótni z Arthur'em. Przyznam, że trochę zaniepokoiły mnie słowa Arthur'a. Do brzmiało jakby chciał coś zrobić Josh'owi. Ale nie..  Arthur taki nie jest. Może po prostu go poniosło. Ale po co od razu tak się wściekać.. Na przykład jakby jakaś dziewczyna się w nim zakochała, ale dała sobie z nim spokój, to też bym zaraz miała ją pobić? Bez sensu.  A może Artur powinien brać jakieś leki na nerwy? Dobra można być zazdrosnym, ja święta też nie jestem, przecież też byłam zazdrosna o jego kuzynkę, ale no kurde..  Żeby od razu grozić?  Każdy ma prawo do uczuć.. Przecież Josh mnie nie podrywa jakąś specjalnie.. Arthur powinien mi ufać..

***

Jestem za chwilę w szkole, i zaraz zaczynam zajęcia. Odziwo, wczoraj jak wróciłam do domu,  to było w miarę spokojnie. Aż szok..  Kurcze.. Chyba znowu się spóźnię! Nienawidzę się spóźniać..  O nie..  7:58, a lekcje zaczynam o 8:00...

Nagle stanęłam. Zamurowało mnie. Dosłownie.. Nasza szkoła jest niedaleko lasu, więc muszę przechodzić obok lasu. Ale to co zobaczyłam, spowodowało że o mały włos nie zemdlałam.

- Puść go!  - pobiegłam w stronę Arthur'a, który gwałtownie, z dużą siłą, kopał Josh'a. 

- O kur..

-Zamknij się - przerwałam
Arthurowi. - Coś ty narobił!?  - zobaczyłam że Josh jest nieprzytomny. Krew mu się lała z nosa, i z głowy.
Zaczęłam ryczeć. - Josh! Halo!  Obudzić się!  Proszę!  - płakałam i próbowałam obudzić Josh'a, klękając na kolanach. Arthur stał nieruchomo, po prostu się wpatrując, jakby nie wiedział co właśnie zrobił. Widać było że był w totalnym szoku.

- Idź stąd!  - krzyknęłam do niego zapłakana. - No co się patrzysz?! Idź stąd!  - krzyknęłam do niego. Wstałam, podeszłam do Arthur'a, i uderzyłam go z całej siły w twarz. Wyjęłam telefon, i zadzwoniłam na pogotowie. Nawet nie zauważyłam kiedy Arthur zniknął.

Pogotowie zabrało Josh'a do szpitala. Zabrali mnie ze sobą, bo poprosiłam ich, że chce też jechać. Podałam ratownikom dane Josh'a i jego rodziców. Jechaliśmy na sygnale.

Po jakiś pięciu minutach dojechaliśmy do szpitala.

Ja dalej byłam w szoku. To miał być dzień, jak codzień..

********
Cześć dalsza jutro lub dzisiaj!  💜 Przepraszam że te moje rozdziały są trochę krótkie, ale dzisiaj źle się czuję ❄❄ Mam nadzieję że wam się spodobał ten rozdział. Za wszelkie błędy to przepraszam, ale autokorekta xD
Paa💕💕







I'm Fine :')Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz