rozdział XVII

2.1K 167 24
                                    

w każdej minucie widzę twoje martwe oczy
zastygły w bólu, też go czuje doskwiera mi każdej nocy
jak trucizna toczy się przez żyły, zżera mnie jak rak

tęsknoty słony smak jak rwąca rzeka płynie
został tylko żal, koka, whisky, zioło, crack


Kiedy odzyskuję przytomność, opieram siłę ciała na łokciach i zalana od potu czołgam się do Ewy. Biorę jej twarz w mokre dłonie.
- Ewa - szepczę nerwowo, szarpiąc ją za ramiona. - Wstawaj, cholera, wstawaj...
Napełniam kubek gdzie trzyma szczoteczkę do zębów lodowatą wodą, a następnie oblewam twarz Ewy. Wciąż ma pół otwarte powieki. Nie mogę opanować dreszczy, zakrywam twarz dłońmi i zaczynam głośno płakać. Nie mogę uwierzyć w to, co się dzieje. Po chwili dopiero zaczynam logicznie myśleć - sprawdzam puls.
Ewa nie żyje.
Zrozpaczona z twarzą mokrą od łez wybieram numer do Adama. Błagam, by przyjechał pod podany adres. Nie umiem już racjonalnie myśleć; siadam w kącie łazienki i chowam twarz w podciągniętych kolanach. Szloch wstrząsa moim ciałem.
Po dwudziestu minutach Adam dobija się do drzwi. Nie mam siły otworzyć. Poszczypane ręce pieką mnie niesamowicie.
Spokojnie Weronika, to tylko sen.
Mija chwila zanim Adam mnie znajduje. Od razu rozpoznaje sytuację, podchodzi do Ewy i sprawdza jej puls. Jej ciało jest już prawie całkiem zimne i blade. Obserwuję go przez wciąż płaczące oczy. Podchodzi do mnie i momentalnie bierze mnie w ramiona. Zaciskam ręce na jego szyi, szlochając mu w ramię. Zamykam mocno oczy. To nie może być prawda. Nie może, nie może, nie może, nie może.
- Cicho już - głaszcze mnie po plecach. - Przedawkowała.
- Dzwoniła - mówię pociągając nosem. - Dzwoniła do mnie...
- Nic byś nie zmieniła. To narkomanka. Zadzwońmy po pogotowie, niech stwierdzą zgon - Adam odsuwa mnie delikatnie od siebie i wyciąga komórkę.
Resztę zdarzeń widzę jak przez mgłę. Gdy ją wynoszą, przestaję płakać. Zaciskam pięści i rozbijam w złości lustro pięścią. Potem czuję tylko ból fizyczny, który nie jest w ogóle porównywalny z tym, co dzieje się w moim sercu.
- Zostaw! - krzyczy Adam i odciąga mnie siłą. Krzyczę, usiłuję się wyrwać z jego mocnych objąć. Chcę rozbić wszystkie lustra w tym mieszkaniu. Chcę żeby nigdy nie pamiętały jak przeglądała się w nich zmęczona życiem, pieprzona narkomanka.

--------------------------------------------

Zabieram Weronikę z mieszkania, wcześniej owijając jej pokaleczoną dłoń.
- Odwieźć cię do domu? - pytam. Próbuję ukryć troskę w głosie. Pierwszy raz zdobyłem się dziś na ludzki gest z niewymuszenia. Nie pamiętam, kiedy ostatnio kogoś przytuliłem z własnej woli. Zaczynam obawiać się samego siebie. Weronika siedzi oparta o siedzenie auta, nie odzywa się.
- Mówiłem do ciebie - upominam łagodnie.
- Boli - szepcze zaciskając powieki.
- Wiem. Wiem, że boli.
- Nie chcę do domu. Chcę zostać w jej mieszkaniu.
- Tam jest już policja. Zostaw to.
- Nie chcę do domu... - powtarza, przełknąwszy głośno ślinę. Patrzę na zegarek, jest prawie pierwsza. Odpalam silnik.
Cała droga mija nam w milczeniu, ale to dlatego, że Weronika ciągle płacze. Zatrzymuję samochód.
- Chodź - wysiadam, po czym wyciągam z środka Weronikę.
- Nie chcę do domu!
- Nie jesteśmy u ciebie - mówię cicho. - Prześpisz się u mnie. Ja muszę spadać do chłopaków.
Prowadzę ją za rękę do mieszkania i pokazuję sypialnię. Każę wziąć tabletkę uspokajającą i nasenną. Ja chyba przywykłem do takich sytuacji. Nie pierwszy raz widzę martwe ciało. Bywało gorzej. Weronika naprawdę ma szczęście, że znalazła ją godzinę po śmierci. Mogła zrobić to dzień lub dwa dni po. O tygodniu już nie wspomnę.

---------------------------------------------------

Otwieram ociężałe powieki, zerkam na wyświetlacz telefonu. Godzina ósma dwadzieścia, dziesięć nieodebranych od Mama. Zapatrzona w sufit przypominam sobie wczorajsze przeżycia. Straciłam przyjaciółkę. Mimo tego, że nie znałyśmy się długo. Czytam jej ostatnie wiadomości do mnie. Same prośby o pomoc.
Cholera, nie pomogłam.
Przygryzam aż do bólu dolną wargę i podnoszę się z łóżka. Wchodzę do kuchni.
- Cześć - mówię ochrypłym głosem. Adam siedzi przy stole i zamyślony pali jointa.
- Wyspałaś się?
Milczę chwilę, by potem wybuchnąć głośnym płaczem. On od razu się podnosi, a ja wtulam się w niego plamiąc biały materiał koszulki.

Piękna i bestiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz