rozdział XVIII

2.2K 152 12
                                    

mam twardy kark
nigdy nie bałem się krat


Zaskoczony nagłym uściskiem Weroniki tkwię jak ostatni debil i boję się odwzajemnić jeszcze mocniej jej gest. Niepewnie kładę ręce na jej plecach, po czym przyciskam ją do siebie delikatnie.
- No, już, nie rozklejaj się - próbuję ją jakoś pocieszać, jednak jestem w tym kiepski. Weronika uspokaja się przez chwilę, wciąż się do mnie tuli. Moje skamieniałe serce zaczyna powoli mięknąć. Nagle odrywa się ode mnie.
- Łatwo mówić - pociąga nosem i siada zrezygnowana przy stole.
- Powinienem zaproponować śniadanie...
- Nie jestem głodna.
- Kawa?
- Blant.
- Może jednak kawa?
- Blant - powtarza stanowczo. Wzdycham cicho i wyjmuję z paczki ostatniego zielonego. Od razu podaję też zapalniczkę.
- Jak ręka? - pytam z krzywym uśmiechem. Cholera, czasem nie wychodzi mi przyjemna mimika twarzy. Jestem przyzwyczajony do cynicznych, złośliwych i ironicznych grymasów. Weronika podnosi dłoń z przekrwionym bandażem.
- Niech boli - odzywa się wypuściwszy dym.
- Trzeba zmienić bandaż - stwierdzam.
- Jak poszło w kwestii salonu? - pyta usiłując brzmieć naturalnie. Oczy zdradzają cierpienie.
Zawsze zresztą.
- Najdroższe radia i inne takie u nas w schowku. Wszystko pomyślnie.
- Tam nie ma kamer?
- Nie.
Milczymy. Wera kończy palić.
- Chcesz się czegoś napić? - patrzę na nią wyczekująco.
- Po co to robisz? - odpowiada pytaniem.
- Co?
- Kradniesz. Handlujesz. Krzywdzisz. Po co?
- Czerpię z tego satysfakcję - wzruszam ramionami. Stukam opuszkami palców o stół.
- Denerwujesz się - stwierdza Weronika. - Dlaczego?
- A ty, po co to zrobiłaś?
- Co?
- Pomogłaś nam. Zmieniłaś się. Po co?
Nie odpowiada, ucieka wzrokiem wbijając go w ścianę. Wstaję od stołu i wychodzę na balkon, aby zapalić papierosa.

---------------------------------------------

To znów cholernie boli. Ten ból koi nieco obecność Adama i to, że stara się nie być taki zimny. Doceniam to. Staję obok niego na balkonie, opieram łokcie o barierkę i zaczynam wpatrywać się w niebo. Jest czyste, pokryte gdzieniegdzie szarymi chmurkami. Gdzie jest teraz Ewa? Czy nadal cierpi?
Na przywiew tych myśli znów oczy wypełniają się łzami. Mrugam gwałtownie, chcąc pozbyć się wszelkich oznak słabości. I tak już za dużo pokazałam.
- Adam - odzywam się po chwili. Mężczyzna kieruje na mnie swój wzrok. - Dziękuję ci z całego serca. Że mi pomogłeś.
Jego uśmiech jest chyba wystarczającą odpowiedzią. Wywołać taki gest na twarzy skamieniałego typka jest wręcz sukcesem.
Postanawiam wrócić do domu, ponieważ moja rodzicielka pogniewa się na mnie na amen. Szczerze, niezbyt by mnie to przejęło. Myślę tylko o tym, co się stało i jak mogłabym cofnąć czas. Zamawiam taksówkę pod mój dom.
Wchodzę do środka. Mama od razu na mnie naskakuje. Omijam ją i idę pod prysznic. Tam ponownie nie powstrzymuję łez.
Kiedy wychodzę z łazienki, mama stoi pod drzwiami.
- Dlaczego ty płaczesz? - pyta ostro.
- Ewa nie żyje - zaciskam szczękę.
- Boże... Jak to?
Nic więcej nie mówię. Nie umiem opowiedzieć o tym wszystkim.
Kładę się do łóżka, zamierzam trochę się zdrzemnąć.
- Weronika... - słyszę za plecami czyjś szept. Zatykam głowę poduszką. - Nie odrzucaj mnie, proszę.
Niechętnie się odwracam. Ula.
- Idź sobie - każę bezsilnie.
- Porozmawiajmy.
- Nie teraz. Spieprzaj stąd.
Pierwszy raz jestem dla niej niemiła - nie poznaję samej siebie.
Mam po prostu dość.
Dość wszystkiego.

---------------------------------------

Otwieram drzwi wściekłej Sandrze.
- Świnia! - wydziera się.
- Ale przymknij buzię - zamykam spokojnie za nią drzwi.
- Dlaczego mnie olewasz? Dlaczego robisz ze mnie idiotkę?
- Bo lubię - oblizuję wargi z cwaniackim uśmiechem.
- To po co ci byłam potrzebna? - cedzi przez zęby. - Do pieprzenia się?
Nie odpowiadam, odpalam spokojnie papierosa. Obserwuję jej zdenerwowanie.
- No powiedz mi! Naprawdę cię kochałam.
- A ja nigdy ci tego nie powiedziałem.
- Ale... Śmieciu - warczy.
- Spierdalaj - uśmiecham się serdecznie.
- Bo co? Masz inną szmatę? Pieprzony ćpun, pochwal się, kogo teraz pieprzysz?
- Wyjdź stąd, zanim stracę cierpliwość.
- Powiedz co to za suka - nalega. Chwytam ją gwałtownie za nadgarstek i zbliżam twarz do jej twarzy.
- Pieprz się - mówię przez zaciśnięte zęby.
- Wcześniej ty to robiłeś - posyła zdradliwy uśmiech. Odpycham ją tak, że upada na podłogę. Nachylam się.
- Mam cię zmusić, żebyś stąd wyszła?
- Znajdę tą twoją kurwę i zabiję - grozi Sandra. Siłą podciągam ją do góry, następnie wyrzucam za drzwi.
Oddycham z ulgą.
Szmata.

----------------------------
Dwa dni później po krótkim spotkaniu z Kulczykiem, gdzie poinformowałam go, że wyjeżdżam postanawiam wziąć się w garść. Ewa zostaje pochowana na pobliskim cmentarzu. Jej organizm był całkowicie wyniszczony od heroiny i alkoholu.
A mnie mówiła, że nie ma żadnego problemu.
Ula najwyraźniej się na mnie obraziła, bo nie odzywa się do mnie w ogóle. Właściwie to stęskniłam się za Adamem. Postanawiam odwiedzić chłopaków, zapewne przesiadują w garażach.
I mam rację. Każdy wita mnie z uśmiechem, częstują jointem. Chętnie zapalam. Adam przysiada się do mnie, Lesio podaje butelkę piwa.
- Jak ręka? - pyta cicho Adam.
- Boli, na szczęście dużo mniej - odrzekam wpatrując się w jego tajemnicze oczy. Unika dłuższej wymiany spojrzeń; odwraca wzrok w stronę Strzały, który nie jest dziś w humorze. Wzdycham, w pewien sposób czuję się odrzucona. Ten głupi gest znów psuje mi humor. Po godzinie postanawiam wracać, a Adam proponuje mi ochoczo podwózkę.
- Nie, wolę się przejść.
- To chociaż cię odprowadzę - podnosi się z miejsca i żegna z kumplami.
Idziemy w milczeniu, mrok otulił już miasto, światła z okien odbijają się w mokrych ulicach. Mijamy chłopaka, który zawraca za nami i chwyta mnie za rękę.
- Weronika!
To Damian. Zatrzymuję się, a obok mnie staje Adam.
- Jak ja dawno cię widziałem.
- Na szczęście - odpowiadam złośliwie.
- Może... Chwila, Adam? - przenosi wzrok na zakapturzonego towarzysza. - Co ty z nią robisz?
- Ślepy jesteś?
- No chyba nie. Nie mów, że z nim jesteś! Jakim, kurwa, cudem? - Damian lustruje nas zrozpaczonym wzrokiem.
- Ja...
- Przeszkadza ci coś w tym? - przerywa mi Adam.
- A żebyś wiedział.
Nie myśląc zbyt długo, mój towarzysz wymierza silny cios Damianowi, który od razu się przewraca.

______
Uch, ciężko poszło. Wybaczcie za taką marniznę, chciałam coś dodać a nie za bardzo mam wenę. ;)
Buzi!

Piękna i bestiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz