Patrzę przez chwilę w oczy Adama. Ten jednak zaciska powieki, odpycha mnie od siebie. W tym samym czasie podchodzi do nas mężczyzna z dwiema blondynkami. Jest zszokowany.
- O jezu, Adam, kto? - pomaga kumplowi wstać. I ja się podnoszę, otrzepując kolana.
- Jakiś chuj - odpowiada, trzymając się za nos. Blondynka podchodzi do niego i całuje go w policzek. Wycofuję się powoli.
Jestem w jakimś dziwnym szoku. Po jaką cholerę reagowałam?
Głupio mi, zwłaszcza że zostałam zignorowana.------------------------------------
Budzę się z głębokiego snu. Czuję czyjś dotyk na mojej klatce piersiowej. Otwieram niechętnie oczy, przy mnie leży blondynka. Jak ona ma na imię? Wokół łóżka leżą dwie butelki czystej, a pościel pobrudzona jest marihuaną. Wstaję, biorę zimny prysznic i odpalam jointa. Oglądam gojące się rany na moim ciele, zadane przez nożownika.
Na śniadanie jem wczorajszą pizzę. Piję mocną kawę, kiedy kobieta z którą spedziłem noc podchodzi do mnie.
- Dzień dobry - wita mnie bez uśmiechu.
- Czego szukasz? - pytam po chwili, bo moja nowa znajoma zaczyna rozglądać się wokół.
- Wody - łapie się za głowę.
- Kranu nie widzisz? - unoszę brew. Jasnowłosa przewraca figlarnie oczami, podchodzi do zlewu i nalewa w brudną już szklankę odrobinę wody.
- A coś na ból głowy masz?
- To nie apteka - uśmiecham się ironicznie. Po chwili jednak podaję jej jointa. - Powinno pomóc.
Bierze z wielkim uśmiechem.
- Sory, że zapytam, ale jak masz na imię? - pytam patrząc na nią bezczelnie.
- Sandra, a ty?
- Adam.
- Miło mi.
- Mnie również - podaję jej zapalniczkę. Jestem zdziwiony, każda inna dziewczyna trzasnęłaby drzwiami na takie słowa.
- Szkoda, że nie jestem twoją pierwszą wyśnioną.
Spoglądam na nią, mrużąc oczy. Sandra przeciąga się, wypuszcza dym a następnie podchodzi do mnie. Nachylona nade mną szepcze do ucha:
- Ale fajnie było się z tobą pieprzyć.
- Spoko luz, polecam się na przyszłość.
- Na pewno zadzwonię - szczerzy zęby.
Nie odpowiadam.
Wątpię, że odbiorę.-----------------------------------------
Jestem okropnie zabiegana w związku ze zbliżającą się maturą. Przychodzę ze szkoły i wtykam nos w książki aż do późnej nocy.
Wstyd mi przyznać, ale często myślę o Adamie. Nie powinnam wtedy patrzeć mu w oczy. Nie powinnam w ogóle go zaczepiać. Wiem, że to zabrzmi cholernie naiwnie, ale to on powiedział mi prawdę o Damianie.
I to on obronił mnie przed tym typem.
Wiem.
Nie mogę myśleć o nim w ten sposób.
W sobotę dziwne uczucie w środku nie pozwala mi skupić się na nauce. Ula jest na randce, więc zakładam bluzę i samotnie wychodzę z domu na długi spacer.
Wieczór jest dość chłodny, dlatego chowam dłonie głęboko w kieszeniach jeansów. W oddali migoczą pierwsze latarnie. Na niebie pojawiają się już gwiazdy, chociaż wciąż jest okryte purpurą i różem wieczornych chmur.
Najgorsze jest to, że ja chyba zbyt często myślę o tym typie.
Za często przypominam pod zamkniętymi powiekami intensywną zieleń jego oczu.
Ciekawe, co kryje za swoją maską. Wiem, że na pewno nie jest taki zły, za jakiego się podaje.
Cholera.
Weronika.
Ogarnij się. To bandyta.
Przemawiam sobie do rozsądku tak intensywnie, że wpadam na jakiegoś mężczyznę.
- Przepraszam - mówię pospiesznie, a mina mi więdnie, kiedy widzę Damiana.
- Weronika - uśmiecha się ponuro.
- Ja... Cześć - próbuję go ominąć. Chwyta mnie za rękę. Skutecznie ją wyrywam.
- Poczekaj, Weronika - prosi. - Porozmawiajmy.
- Zdradziłeś mnie. Nie mamy o czym.
- Tylko raz...
- Jesteś cholernym dupkiem - wzruszam obojętnie ramionami. - Nie mamy o czym rozmawiać.
- Mamy, ja bardzo żałuję.
- Och - prycham złośliwie. - Na razie.
Omijam go zręcznie i przyspieszam kroku. Robi mi się przykro: przyznał się do zdrady. Jeździł po burdelach, ćpał. Nie chcę go znać.
Jest już ciemno, gwiazdy wiszą wysoko nade mną. Idę zamyślona do parku, siadam na ławce. Jest tu pusto, nie świeci się nawet żadna latarnia.
Nagle czuję intensywny, słodki zapach. Jestem zbyt pogrążona w myślach, aby zastanawiać się, skąd on się wydobywa.--------------------------------
Idę przed siebie. Nie mogę wytrzymać w domu, jest w nim pusto. Skończyły mi się też alkohole, a nie mam ochoty iść do sklepu.
Lepiej wyłaniać się po zmroku. Zwłaszcza po tym napadzie na spożywczak. Odpalam jointa, jestem przyzwyczajony do pustek w parku o tej porze. Przysiadam na ławce, patrzę tępo w niebo. Rozkoszuję się słodkim smakiem ganji.
Słyszę, jak ktoś się porusza. Odruchowo podnoszę się z ławki i wysłuchuję. Cisza. Rozglądam się wokół: ktoś siedzi parę ławek dalej.
CZYTASZ
Piękna i bestia
Teen FictionKiedy człowiek zamienia się w bestię? Czy przepaść także może inspirować? Jak zniszczyć pancerz, który wciąż obrasta zmarznięte wnętrze? Czy Weronika spróbuje zrobić to ciepłym słowem? Opowieść o dwójce ludzi z zupełnie dwóch innych światów. #23 w D...