Skrócić o głowę!

371 33 2
                                    

Zwiedzanie Krainy Czarów z Tarrantem było....szalone!,nawet bardziej niż by się tego ktokolwiek spodziewał.Dosłownie sekundę temu wszyscy szli raczej spokojnym spacerkiem...Ale teraz...Tarrant wziął Melanie na barana i biegał z nią po całym lasku,a Lara biegła przed nimi.                                                    "Teraz widzę co to tak naprawdę znaczy mieć bzika...nie dolałeś mi nic rozweselającego do Herbatki?"-spytała z udawaną podejrzliwością Melanie,swojego Kapelusznika i uśmiechała się przy tym tak niepokojąco,niczym Chesire.                                               "Nie miałem takiej potrzeby...jesteś szalona z natury ale skrzętnie to ukrywałaś,ja o tym doskonale wiem.Dlatego też jesteś idealną Towarzyszką dla wszystkich szaleńców którzy tu są! Nie wyróżniasz się...choć dla mnie zawsze będziesz inna,ale przez to wyjątkowa!"-Tarrant wiedział,że nie może drugi raz pozwolić odejść idealnej dziewczynie....mimo że miał wszystkich swoich przyjaciół to potrzebował kobiety z którą wymyśli najwięcej szaleństw...      "Chyba o mnie zapomnieliście...daleko jeszcze do pałacu królowej?"-Lara nie lubiła czekać...zwłaszcza aż spełni się jej marzenie.                   "Najpierw jeszcze musimy przejść przez..."-Kapelusznikowi załamał się głos...Melanie widziała że starał się powstrzymać łzy...aż za dobrze wiedziała jak to jest,więc przytuliła się mocniej do Tarranta i pogładziła go po ramieniu...                                         "Eh...przez miejsce pożaru...wybaczcie mi dziewczęta ale...to jedyne miejsce gdzie nie potrafię być sobą...być szalonym..."-oczy Tarranta okropnie posmutniały i zaczął iść wolniejszym krokiem...Melanie postanowiła zejść z niego i iść normalnie...przy nim...                   "Nie łam się Tarrant...twoi bliscy zginęli i bardzo mi z tego powodu przykro,ale...może to lepiej niż żeby mieli Cię w dupie i nie akceptowali takiego jakim jesteś.."-Lara miała oczywiście rację..                                                  "Heh...nie pomyślałaś że akurat wiem jak to jest...Mój ojciec nigdy nie akceptował tego że jestem "degeneratem"...Ale mimo to wolałbym go mieć przy sobie"-Tarrant mówił to już lekko płaczliwym głosem.                          "Tarrant spokojnie...nie pozwolę żebyś płakał...to ja tu jestem słaba...nie Ty!"- Melanie już w tym momencie wręcz go błagała,otarła mu łzy z jego bladego policzka i pogładziła go po nim.                                               "Lara...myślę że jest tu coś czego oczekiwałaś!"-humor Kapelusznika momentalnie uległ poprawie i wskazał na pałac Salazen Grum...rezydencję królowej...                                          "No to na co mu tu jeszcze czekamy?! Idziemy!"-Lara chyba też miała w sobie tyle energii ile jeszcze nigdy...kiedy już powoli zbliżali się do Murów pałacu Hatter zatrzymał siebie i Melanie... (podnosząc ją niespodziewanie przy akompaniamencie jej śmiechu i protestów,które nic nie znaczyły tak naprawdę.) I spojrzał na nią tymi swoimi oczami....I tak Melanie mogła zabić za ten wzrok...                                               "Dziękuję Ci...że jesteś ze mną nawet wtedy gdy sam zaczynam wątpić w swoje pozytywne szaleństwo..."-Melanie nie wierzyła...to wszystko było tak prawdziwe...jakby to ona to mówiła a nie on...                            "Szaleńcy wspierają się zawsze...niezależnie od rodzaju i stadium ich "problemu"...Tarrant ja Cię kocham w każdej postaci...czy to szalonej i odchodzącej od zmysłów czy też smutnej i nostalgicznej...to i tak jesteś cały czas ty...mój Kapelusznik..."-powiedziała Melanie,złapała go za rękę i wskazała żeby szli dalej..bo Lara już odchodziła od wszelkich granic normy....                                "Jak przedostać się do tego potężnego zamku...do mojego Tobisia?"...zrobiła Maślane oczy a Tarrant tłumił śmiech...             
"Mam knyplówkę,zapomniałaś? Po łyczku wypijemy wszyscy troje i przedostaniemy się tą szczeliną w murze.."-zaproponowała Melanie i swój plan wcieliła w życie...najpierw sama się napiła,potem dała Kapelusznikowi,a on oddał Larze...kiedy wszyscy byli już wielkości modliszki ( nie wiem czemu akurat modliszki okej?😂) mogli przejść swoim równie malutkim przejściem i tak też zrobili...                                              "Na nasze szczęście królowej nie zachciało się dzisiaj grać w krokieta..."-stwierdził Tarrant i założył swój cylinder który musiał zdjąć by przedostać się na drugą stronę....                                  "Dlatego mamy drogę wolną...I żaden Flaming ani jeż nie ucierpi..."-ucieszyła się Melanie    "Tylko jak dostać się do środka? Przecież ona ma pewnie pełno straży..."-Lara była rozczarowana tym faktem alenie wiedziała ze Hatter mimo że jest pomyleńcem to jest bardzo inteligentny i wszystko przewidział...                   "Mam tu buteleczkę z "perfumami" w prezencie dla naszego Krwawego Łba...Tak naprawdę to gaz usypiający,działa natychmiast i na wszystkich w pomieszczeniu...to wchodzimy?"-spytał Tarrant i roześmiał się niczm rasowy wariat...A Melanie jeszcze mu wtórowała...I Lara też....                                                    "Tak wchodzimy i to już! Toby już nadchodzę...!" Tarrant i Mel spojrzeli po sobie znaczącym wzrokiem i uśmiechali się do siebie...                                                "No co? Wiecie że jestem wariatem..."-stwierdziła Lara i jako pierwsza cichutko otworzyła drzwi...narazie było dobrze...byłoby jednak lepiej gdyby Melanie nie potknęła się o wystającą...kartę do gry? To była pułapka!....więc królowa wiedziała że oni tu będą....niestety przy upadku Melanie uruchomiła Alarm,który teraz rozbrzmiewał w całym  zamku...                                              "Mel...uciekamy! Wszyscy! Już!..."-Wykrzyknęła Lara i pociągnęła przyjaciółkę za sobą,a ta zaś pociągnęła Tarranta...biegali po całym zamku szukając pustego pomieszczenia w którym mogliby się skryć...Ale podczas tej gonitwy natrafili na Karcianego sługę...             "oo..Tarrant...C-co on nam zr-zrobi?..."-zapytała ostatkiem sił Melanie...jej głos cały drżał...           "Nie wiem...Ale nie będzie to raczej nic miłego..."-wyszeptał cichutko Tarrant i ścisnął Mel za rękę...zaraz dobiegła do nich Lara...                                                  "Co tu się dzieję? Czemu mnie....o cholera..."-w tym momencie Lara zauważyła strażnika....                   "Królowa bardzo ucieszy się na widok nowej Alicji..."-stwierdził strażnik i pojmał całą trójkę by zaprowadzić ich do Królowej.       "Gdzie on nas niesie?!"-spytała spanikowana Lara.                          "Pewnie do sali tronowej...Ale co potem? Tego nikt nie wie..."-stwierdził Tarrant.                           "Skróci nas o głowę?"-zapytała w miarę spokojnie Mel.                       "Chyba nie od razu...najpierw może wtrącić nas do Lochu."-wyszeptał Kapelusznik i próbował złapać oddech bo żołnierz zaczął go przyduszać.     "E! Panie! Proszę mi tu Kapelusznika nie dusić bo wyciągnę nóż z kieszeni!"-Melanie nie mogła zrozumieć czemu mu to zdradziła...                "Mel...Lara...przecież ja mam ten gaz usypiający w tym flakoniku od perfum!"-szepnął Tarrant i zaczął się szarpać tak by mieć dostęp do twarzy karcianego strażnika...Ale było już za późno...wniósł ich na salę tronową gdzie siedziała ona...Królowa...zmierzyła wzrokiem żołnierza i czekała aż postawi więźniów na ziemi.          "Oho kogo ja tu widzę...zdrajcę i łgarza...I jego nowe towarzystwo..niestety nie przewidział dwóch rzeczy..."- stwierdziła królowa.                       "A to ciekawe...A nie orientujesz się co łączy gawrona i sekretarzyk?"-rzuciła wyzywająco Melanie i oparła się o ramię Tarranta...                           "Uwierz mi że wiem na ten temat bardzo wiele...ah! I byłabym zapomniała! Mam kogoś dla waszej towarzyszki...hihii"-zaśmiała się i odsłoniła fotel na którym siedział...on...Toby...          "Tobuś! Co Ty tu robisz??!"-Lara mało co nie zemdlała.                     "Kochana...wielu rzeczy jeszcze nie wiesz...jestem tu bo mam tu na co popatrzeć...Królowa uwielbia urządzać Publiczne egzekucje więc mam na co popatrzeć...."-mówił miękko Toby i uśmiechał się morderczo   
"Starczy tych pogaduszek...Toby jak myślisz,co z nimi zrobić?"-spytała Królowa.                              "Eee..A my tu głosu nie mamy? Poza tym myślałam że nie potrzebujesz kogoś do decydowania za waszą wysokość"-stwierdziła Melanie,uśmiechając się jak wariatka i dygnęła                           "To będzie wspólna decyzja...wspólna bo mam tu nie tylko was...mam tu każdego z waszego "kółka degeneratów"...oprócz Chesira..Ale on jest za szybki...A na egzekucję publiczną wybieram sobie...Kapelusznika!...wyprowadzić go!"-rozkazała królowa i zaraz otoczyła ich cała karciana armia...wzięła jednak tylko Tarranta...nie opierał się ale Mel już tak....                                             "Zdechniechnie Czerłeb Kier! Wrócę Melanie...wrócę..."-uspokajał ją Tarrant...Toby mimo że lubił Tarranta nic nie zrobił...Lara zaślepiona Tobym nie zareagowała...Melanie zaś rzucała się,krzyczała,wierzgała ale nic to nie dało....                         "Tarrant...mój biedny Kapelusznik..."-wyszeptała,rzuciła się na ziemię i rozpłakała się...w końcu i ją mieli wtrącić do Lochu,ale w drodze straciła przytomność i nic nie widziała...                                           Hejo😊 długi dzisiaj ten rozdział wyszedł ale taki zaplanowałam😊 czekam na weekend żebym wreszcie mogła zobaczyć Tarranta na ekranie😍😍😍 a co u was? Jak mija ten ciężki tydzień?😊

Bo tylko wariaci są coś warciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz