By ocalić Białą Królową

180 15 4
                                    

Zamek wyglądał jakby stał pusty przez dłuższy czas i nikogo tam nie było....ogród królowej był szary i zaniedbany,a jej kochane drzewka osowiałe...przy bramie stała i czekała na nich dość znajoma postać....był to Bernard.. razem ze swoją żoną i gromadką szczeniąt.                                           "No nareszcie! Myślałem już że czekam na darmo...traciłem wszelką nadzieję że jeszcze kogoś tu spotkam...A jednak! Tarrant! Tak dawno Cię nie widziałem...od czasu odejścia Alicji...mamy niestety problem...królowa jest tu ale jest uwięziona...przybyli tu słudzy jej własnej siostry i uwięzili ją w jej ulubionym drzewku z całego ogrodu...eh...nie umiałem ich powstrzymać...to wszystko moja wina..."-obwiniał się Bernard i Mel widziała że było mu okropnie przykro...                          "Bernard...spokojnie,nikt tu nie ma wątpliwości że robiłeś co mogłeś by ją ratować...Ale nie możesz przecież być zawsze idealny...każdy popełnia błędy i nie ma na to wpływu....więc proszę Cię....nie obwiniaj się za to co się stało..."-pocieszała Go Mel....I cały czas miała wrażenie jakby to wszystko tutaj coś symbolizowało...Ale jeszcze nie doszła do tego....                               "Dzięki Mel....Kapelusznik dobrze wybrał...jesteś bardzo mądrą dziewczyną...musimy jednak znaleźć jakiś sposób by uwolnić ją z tego drzewa..."-stwierdził smutno pies...                                    "Toby...nie powinieneś mieć przypadkiem przy sobie czegoś ostrego...w tym przypadku piły?..."-spytał Tarrant...                 "Nawet jak Mam to co? Po pierwsze nawet nie wiemy gdzie jest to wasze całe "drzewko" A po drugie...nie miałem raczej zamiaru robić tu za drwala"-stwierdził obrażonym tonem Toby....A Melanie popatrzyła na niego wzrokiem pod tytułem "Najchętniej bym Cię mocno kopnęła w czuły punkt a potem skróciła o głowę" ale na szczęście poprzestała tylko na tym spojrzeniu bo Tarrant widząc co się dzieje złapał ją szybko i mocno za rękę a Lara odciągnęła od niej Tobyego...                             "Do drzewka zaraz was zaprowadzę....A to czy chcesz pomóc czy nie to już twój problem...."-stwierdził obojętnie Bernard...Musieli przejść całą posesję dookoła by w końcu trafić do alejki drzew...                   "W pniu jest uwięziona Królowa? -spytała zaciekawiona Mel.            "Tak...dokładnie w tym pniu...Tym największym...kiedyś było to najpiękniejsze drzewko w całym ogrodzie"-westchnął ciężko Bernard...                               "Bernard! Słyszę że nie przyszedłeś Tu sam...Ale potem Poznam twoje towarzystwo...proszę...wyciągnijcie mnie stąd!...."-błagała królowa...jej głos dochodził z pnia...                                                  "Dobra Toby mam gdzieś twoje zdanie...albo ją wyciągniesz albo zaraz przetnę Cię tym mieczem na pół!"-ostrzegła groźnie Melanie...                                            "Dobra...dobra już się zabieram...Ale macie u mnie potem dług....eh..."- jęknął Toby...Lara podczas tej jego "niezmordowanej" pracy patrzyła na niego jak na jakieś bóstwo co wywołało wariacki śmiech u Mel i Tarranta...W końcu po około godzinie (Lara Dostawała bzika bo nie mogła przytulić "Tobusia") Toby skończył swoją robotę i Królowa mogła już spokojnie wyjść.....Tak też zrobiła i od razu skierowała wzrok na Melanie....                        "Marmoreal wita was,jak brzmią wasze imiona?"-spytała słodkim głosikiem i równie słodko uśmiechnęła się...                             "Ja jestem Melanie,pomocnica Kapelusznika (Mel zarumieniła się wypowiadając te słowa i spojrzała nieśmiało w stronę Tarranta),a to moja przyjaciółka Lara i jej kochany "Tobuś",którego jak mniemam tak samo jak Tarranta miała Pani okazję już poznać"- stwierdziła Mel.                                                      "Witaj droga królowo,miło Cię znów zobaczyć"-powiedział Toby wyjątkowo grzecznie i....pocałował ją w dłoń co bardzo zdenerwowało Larę....zrobiła się czerwona jak burak co wywołało u Tarranta i Mel śmiech wariata...Toby uratował się tylko tym że potem przeprosił Larę i objął ją w talii...                                "Ma biedny szczęście...gdyby nie to że Lara jest w niego wpatrzona jak w obrazek to już podziwialibyśmy jego flaki na tej marmurowej posadzce...."- powiedziała rozbawiona Mel...     "U! Jest aż tak źle? Cieszę się w takim razie że chociaż Ty jesteś nienormalna,ale niegroźna....I jesteś moją Hatteres"-stwierdził rozbawiony Tarrant...                     "Wybaczcie że przeszkodzę ale za moment Marcowy Zając podaje ucztę na waszą cześć....zwłaszcza że już za dwa dni chwarny dzień...Tarrant przygotuj swoją towarzyszkę do bitwy..."-poprosiła Królowa...                        "Niech się królowa nie martwi...będzie dobrze przetrwnowana...obiecuję"-roześmiał się Tarrant a Mel spojrzała na niego z udawanym przerażeniem...Uczta zoorganizowana przez królową polegała raczej na łapaniu jedzenia w locie bo Marcowy Zając uwielbia ten sposób podawania...właściwie wszystkiego.....Gdy uczta się skończyła Mel wyciągnęła Tarranta na spacer po okolicy....chciała mu przedstawić swój szalony pomysł...                     "Miałam dziwną wizję...którą chcę zrealizować z twoją pomocą...otóż...masz jakiś sposób by zafarbować mi włosy?....na jakiś szalony kolorek..."-spytała z nadzieją Melanie...                           "Teorytycznie Na tą próśbę powinienem powiedzieć "To czyste szaleństwo" i tak uważam ale przecież oboje wiemy że jesteśmy szaleni....więc jak najbardziej mogę ci he zafarbować! Swoją drogą chyba sam bym na to nie wpadł!"-powiedział uradowany Tarrant i zprowadził Mel do Absolema,który jak twierdził Tarrant,ma sposób na te włosy...  "To tu? Całkiem dymnie..."-zakaszlała dziewczyna...                 "Tak tu...Absolem ponieważ jest mędrcem musi się jakoś odurzać...." Niby tylko jedno zwykłe zdanie a jakie prawdziwe...                                      "Ktoś Ty?"-spytał tradycyjnie Absolem wciągając dym.                "Jam Melanie i mam ze sobą tego oto wariata (wskazała na Hattera) ,który mówił że mógłbyś zafarbować moje włosy na inny kolorek...mógłbyś?"-spytała uprzejmie Melanie i zrobiła słodkie oczka...Tarrant się nabrał ale Absolem nie do końca...            "No dobrze....Ale pamiętaj że moja oferta nie jest darmowa....Ale narazie nic od Ciebie nie chcę....no dobrze....jakiż chcesz "kolorek"?"-zapytał ironicznie.                           "Niebieski jak twoje skrzydła! I lekko falowane jeśli można..."-poprosiła Dziewczyna...Absolem jakby niechętnie wypuścił ze swojej fajki niebieski dym,który naprawdę zafarbował włosy Mel...A potem biały który je pofalował....A następnie mu zdziwieniu Mel zrobił jej tatuaż na ramieniu z napisem "Piękna,mała wariatka",napisany niebiesko-czarnym tuszem,a obok imbryk z kąpiącym się w nim kapeluszem....                           "A to już inwencja twórcza tego Pana"-powiedział tym swoim "absolemowym głosem" Absolem i wskazał na Hattera,który teraz uśmiechał się nieśmiało...              "Mam nadzieję że Ci się podoba...chciałem żebyś zawsze o mnie pamiętała"-powiedział i zaczerwienił się....Mel była wzruszona...przytuliła go i pocałowała w policzek....Nie wymarzyłaby sobie lepszego prezentu!                                            "Hej😊😊😊 cud nastał i wena mi wróciła😊😊😊 ah ten Tarrant...😍😍😍 a jak u was? 😊 niestety jutro koniec weekendu i znowu tydzień Męczeństwa....😢😢😢

Bo tylko wariaci są coś warciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz