Nic nie jest ze mną w porządku

224 15 21
                                    

Mel obudziła się następnego dnia już na polu na którym Kapelusznik miał ją trenować...    "Chyba się nie spóźniłam? Zwłaszcza że po tym moim eksperymencie z włosami chyba tu zasnęłam?...."-spytała zaspana Mel widząc przy sobie Tarranta Trzymającego Turpi Koncerz....     "Chyba nauczyłem Cię punktualności dzięki mojemu "czasowi na herbatkę", dlatego musimy wyrobić się właśnie przed nim!"-wykrzyknął Tarrant i podał Melanie miecz.                     "Niezły cel....mało co mnie nie przepołowiłeś....punktujesz!"-stwierdziła Mel i przybiła Tarrantowi soczystą piątkę...nawet bardzo bo jego biedna,blada ręka zrobiła się czerwona niczym Łeb czerwonej królowej...                                           "Wybacz mi....musisz mnie też nauczyć powstrzymywać ciosy jak widzę...."- wyszeptała z lekkim rozbawieniem dziewczyna i obwiązała ręce Tarranta chustami,którymi miała ona owiązane stopy.                         "Też tak sądzę...nic nie szkodzi trening czyni mistrza...sugerowałbym Ci jednak skupić się na kierowaniu dobrze ciosów...I nie zabiciu mnie przypadkiem"...Tarranta ewidentnie to bawiło,ale Mel naprawdę bała się mu zrobić krzywdę....                                          "No dobrze zacznijmy jeszcze raz....sam ci pokażę jak kierować tym cudeńkiem... ( tu wskazał na niebieską głowę Mel,a ta zdjęła mu jego kapelusz i założyła sobie na głowę,śmiejąc się przy tym okropnie głośno....Tarrant zabrał zaś swój cylinder i potargał ją po głowie)"-ale tak naprawdę objął ją w talii i naprostowywał jej rękę a za każdy nieprawidłowy ruch była kara w postaci łaskotków....dopóki Mel w końcu nie wytrzymała i upadła na trawę zanosząc się obłąkańczym śmiechem...                                        "Teraz to już mnie chyba niczego nie nauczysz.....może się przejdziemy i poćwiczymy uniki....?"-zaproponowała ochoczo Mel.                                      "Czemu nie....tylko błagam nie bawmy się w chowanego z Chesirem...kiedyś w końcu pokonam tego kota..."-powiedział obiecująco Tarrant...                        "My pokonamy!"-poprawiła go Melanie,złapała go za rękę i pociągnęła w stronę lasu...Znaleźli ustronną polankę na której postanowili chwilkę posiedzieć....                                       "Może zapleciesz mi z moich pięknych błękitnych włosków warkocza? Proooszę..."-poprosiła Mel i zrobiła oczy wielkie niczym Chesire...A uśmiech jeszcze większy....                                            "No dobrze ale pamiętaj że nie mam talentu do takich rzeczy...Absolem i owszem ale ja specjalizuję się raczej w kapeluszach jak wiesz...."-powiedział Kapelusznik gładząc ją po włosach...                                  "Dla mnie nie jest ważny talent ale to że to będzie twoje dzieło Tarrant...dzieło mojego wariata..."-powiedziała cichutko Melanie i nakierowała jego ręce na końcówki włosów oraz pokazała mu jak zacząć...w końcu Hatter chyba załapał bo gdy zaczął to operował tymi palcami jak zawodowiec....spokojnie i Rytmicznie odzielał każde pasemko od siebie....był taki skupiony że Melanie nie słyszała jeszcze takiej ciszy w tym szalonym miejscu...w końcu po około dwudziestu minutach skończył swoje dzieło i podał Melanie lusterko...milczał i miał tajemniczą minę...                            "Jest śliczny....nigdy jeszcze tak dobrze nie wyglądałam...."-powiedziała z przekonaniem Mel i pocałowała Tarranta w jego zimny i blady policzek...                  "Dla mnie zawsze wyglądasz najlepiej na świecie....nie ma drugiej takiej wariatki jak Ty...I równie pięknej też nie..."-mówił Hatter a Melanie była cała czerwona....złapała jego szyję a on podniósł ją i razem udali się w stronę Marmoreal...                          """""""""""""""""""""""""""""""""""""""Tymczasem w kuchni w Marmorel....                                        Toby i Lara postanowili zrobić dla wszystkich gofry (i rozwalić kuchnię przy okazji...) ale nie mogli się coś dzisiaj dogadać...Co znaczyło że Larze przechodziło to zamroczenie spowodowane Tobym...                                              "Mówiłem Ci żebyś nie rozbijał tych jajek tak brutalnie! Bo sama skorupki potem będziemy jeść...."-stwierdziła zmęczona Lara...Toby nie był jak raczej zbytnio posłuszny...                          "Do tego to doszło? Że Ty będziesz mnie uczyć jak się robi gofry? Siedź na razie cicho bo nie jesteś mi do tego potrzebna..."-Toby zaczynał się wkurzać ale był jeszcze w miarę spokojny....Lara jednak nie miała zamiaru pozostać mu dłużna...      "No pewnie! Niby jeśli Cię lubię i to bardzo to to upoważnia Cię do wycierania moim zdaniem podłogi jak starą,zużytą szmatą?! Tylko tyle potrafisz?! Nawet nie umiałeś ocalić własnej siostry!...."-dopiero po chwili do Lary dotarło co właściwie powiedziała ale było to za późno...Toby już stał przy niej z ogromnym nożem...jednym ciosem położył ją i zaczął kopać po brzuchu...Lara płakała,błagała,wrzeszczała,ale Toby jakby wyłączył się na jej głos...wpadł w trans...w końcu dopiero gdy usłyszał trzask łamanej kości,spostrzegł Ci się właściwie stało...                               "Ze mną tak się nie gra maleńka...."-powiedział,uśmiechnął się jeszcze bardziej psychopatycznie niż kiedykolwiek i rozciął Larze policzek...tuż nad okiem...wszystko wokół zaczęło w nienaturalny sposób wirować a Lara odpływała...Toby nie reagował...                                          """""""""""""""""""""""""""""""""""""""Kiedy Tarrant szedł tak z Mel na rękach zobaczył że przestała się w ogóle ruszać....mamrotała coś więc jeszcze żyła...                            'Hej śpiąca królewno! Wszystko dobrze?"-zapytał zatroskany Hatter dotykając czoła dziewczyny...była okropnie zimna...                                               "Ahh...Tarrant...czemu wszystko zaczyna wirować? Ty też! Tarrant coś mnie stąd wyrywa! Pomóż!"-krzyczała obłąkanie Melanie....Tarrant położył ją na trawie i okrył swoim płaszczem...ale jej ciało buntowało się....leciało Do góry...potem dziewczyna usłyszała jeszcze tylko Tarranta który próbował ją zatrzymać...zobaczyła białe światełko...czyli wróciła na powierzchnię....dziewczyny słyszały krzyki ludzi obłąkanych....gdy otworzyły oczy były w ciemnym pomieszczeniu z poniszczonymi ścianami i podejrzanie wyglądającymi plamami na pościeli i suficie...       "Moja głowa...Lara! Jesteśmy w psychiatryku...nie! To nie może się tak skończyć....to nie był tylko sen! Prawda?! Powiedz że nie!"-krzyczała zrozpaczona Mel...jej włosy jednak nadal były niebieskie...I tatuaż też był na swoim miejscu...                                "uuh....moja blizna na policzku też to potwierdza...to przez Tobyego....A właściwie przeze mnie...gdybym mu odpuściła...byłybyśmy dalej tam..."-mamrotała słabo Lara...nagle do ich pokoju weszli dwaj mężczyźni...byli raczej starsi i nieco grubsi....                     "Tak jak mówiłem doktorze Clyde...dwa ciężkie przypadki histerii i rozdwojenia jaźni...biedaczyny..."-stwierdził pierwszy lekarz i usiadł na łóżku Lary,przygniatając ją troszkę....    "Oczywiście....kilka dni spędziły w kanałach twierdząc że to "Kraina Czarów" jak mniemam...obie jeszcze długo tu zostaną..."-powiedział drugi lekarz i razem z pierwszym wyszli z pokoju....                              "Co tu się właśnie odwaliło...Lara my musimy znaleźć sposób żeby wrócić do Krainy Czarów...miałam za chwilę mieć bitwę z Królową....nie mogę ich tam zostawić,rozumiesz?!"-prosiła błagalnie Melanie....           "rozumiem...Ale jak chcesz tego dokonać? Przecież nie wiemy jak można tam wrócić..."-w tym momencie do ich pokoju wleciał...motyl...niebieski...             "Absolem?...Boże powiedz że to Ty!..."-błagała Mel...                          "Oj Mel niewiele jeszcze wiesz o Krainie Czarów...Tarrant martwi się o Ciebie...na szczęście mam dla was coś..."-podał im buteleczkę z napisem "krew żaberzwłoka"...                                  "Czy dzięki temu tam wrócimy?"-spytała Lara zawsydzona bo nadal myślała że to wszystko jej wina...                                                  "Chyba po to ją dla was zdobyłem....Ale uważajcie...zaraz przyjdą tu okrutni ludzie którzy będą chcieli was zabrać na "badania" czyli tortury...musicie wypić zawartość w odpowiednim momencie...frajwędru dziewczęta...widzimy się w Krainie Czarów"-powiedział Absolem i rozpłynął się w powietrzu...I faktycznie jakąś minutę później do pokoju wparowali dwaj zabezpieczeni mężczyźni....                                       "Idziecie z nami....wasz psycholog skierował was na badania...idziecie po dobroci czy mamy użyć siły?!"-spytał stanowczo jeden z nich...                 "Nie musicie używać siły.....Ale my użyjemy magii!"-wykrzyknęła Mel i wzięła Łyczek substancji znajdującej się w buteleczce...następnie rzuciła ją Larze,która też wypiła i rozbiła resztę o podłogę...nagle ziemia się pod nimi zapadła a one leciały.. Tak jak wtedy....miały swoje normalne stroje...wszystko było na swoim prawilnym miejscu....                                            "Wszędzie dobrze..."-zaczęła Lara.                                                     "Ale w domu najlepiej!"-dokończyła Mel,przybiła Larze piątkę i obie wleciały do białego światła...                                             Hejo😊😊😊 dzisiaj rozdział chyba nieco dłuższy ale myślę że nieźle mi poszło tym razem😊😊😊 taki psychiczny...ja sama jestem ciekawa co będzie dalej...bo nie wiem...serio! Nie mam pojęcia!😂😂😂 ok życzę dobrego tygodnia i jak najszybciej piątku😊😊😊

Bo tylko wariaci są coś warciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz