Kiedy Mel miała wreszcie miała klucz do stajni Bandzierchlasta,mogła spokojnie działać....jednak czuła że ktoś obserwował jej każdy Ruch...odwróciła się i oto był...Walet szedł za nią i dosłownie zjadał ją wzrokiem...schowała klucz do kieszeni i zwolniła trochę by zobaczyć co się stanie....W końcu Walet nie wytrzymał i przycisnął ją do ściany...patrzył na nią wygłodniałym wzrokiem,a Mel miała odruch wymiotny... "W Oko mi wpadłaś...ja lubię takie głupiutkie... "-powiedział i przejechał językiem po zębach...Mel miała szczerą ochotę kopnąć go w jaja....Ale poprzestała tylko na komentarzu "Zabieraj łapy albo dostaniesz po tym swoim karcianym łbie"- i odeszła od niego jak najszybciej jak tylko mogła,oglądając się ciągle za siebie z niepokojem...nie wiedziała że tę scenę obserwowała sobie służąca Królowej i wcale nie miała zamiaru trzymać języka za zębami....i też nie miała zamiaru zeznawać na korzyść dziewczyny...Tymczasem Mel potrzebowała pomocy...nie miała pojęcia gdzie jest stajnia Bandzierchlasta.... "Mniała! Musisz mnie zaprowadzić do stajni Bandzierchlasta! I to zaraz!"-Melanie nie miała zamiaru przyjąć w tej sprawie jakiegokolwiek sprzeciwu.... "Ani mi się śni! Jesteś ofermą! Sama wezmę ten miecz!"-eh....Mniała jak zwykle utrudnia wszystko... "Aha....Ale jakoś wcześniej udało mi się z pomocą Kapelusznika uknuć spisek....Ale nie no jestem ofermą! Pomożesz mi czy nie?"-Spytała stanowczo Melanie.... "Dobra...robię to dla Kapelusznika....choć za mną..."-stwierdziła i ruszyła przed siebie...Mel musiała ją gonić po całym zamku... "Niby ma krótkie nóżki,a jak nimi zaiwania....zaraz zadyszki dostanę"-wysapała dziewczyna. "Cicho....bo zwrócisz na siebie niepotrzebnie uwagę...to tu! Ta stajnia! Podejdź tam...ja...postoję z boku i wesprę Cię duchowo"-powiedziała słabym głosikiem myszka... "Tchórz...dobra raz kozie śmierć...robię to dla Ciebie Tarrant..."-westchnęła Melanie i odważnie weszła do tego śmierdzącego brudną sierścią pomieszczenia...Bandzierchlast na szczęście mocno spał...nie zauważył przemykającej się jak cień Melanie....W końcu zauważyła skrzynkę która chyba była właśnie tą skrzynią.... "A więc to dla Ciebie się tak poświęcam...fajnie wiedzieć..."-powiedziała pewnie Melanie i otworzyła skrzynię...W niej był TEN przedmiot....Turpi Koncerz....to było jej przeznaczenie....wzięła go do ręki i już chciała wyjść...Ale nagle ni stąd ni zowąd...Bandzierchlast się obudził...warknął i wyglądał jakby szykował się do ataku,ale to było mylne przeczucie....on...polizał ją po twarzy... "To znaczy że jesteśmy teraz sprzymierzeńcami?"-spytała z nadzieją Jak,a Bandzierchlast zamachał radośnie długim ogonem i "zaproponował" jej podwózkę...A ona z przyjemnością przystała na tą propozycję. Po chwili oboje jechali już do Kapelusznika.Był w swojej pracowni,dalej przykuty do stołu... "Hatter! Zaraz te łańcuchy skosztują ostrza mojej szpady!"-stwierdziła z rozbawieniem Melanie. "Och nie! On jest przeznaczony tylko do bitwy! Nie można go używać do niczego innego!"-ostrzegł ją Tarrant...nagle do komnaty wparował Walet....odtrącił Mel od Kapelusznika i wyglądało na to że chciał go zaatakować... "Idź....uwolnij królową....ja sobie z nim poradzę! Uważaj na siebie!"-polecił Kapelusznik i pocałował Mel w policzek.... "Nigdzie bez Ciebie nie pójdę....nawet nie wiem gdzie jej szukać....poza tym kocham Cię i nie dam mu Cię skrzywdzić! Wariaci trzymają się razem!"-krzyknęła ze łzami w oczach Melanie i przytuliła Tarranta... "Proszę! Zrób to dla mnie i ratuj nas wszystkich! Ja wrócę! Obiecuję Ci to! Składam obietnicę wariata!"- Mel w końcu go posłuchała....I uciekła co sił w nogach....Kapelusznik próbował ogłuszyć swoimi "perfumami" Waleta ale ten był silniejszy i wywrócił krzesło na którym stał Tarrant... "Osaczyć ją!"-wykrzyknął armii królowej i wskazał w stronę w którą uciekała Mel....jednak armia nikogo tam nie zastała...Kapelusznik też dziwnym trafem zniknął....jedyne co zobaczyli to ślady Bandzierchlasta i Kartkę z narysowanym środkowym Palcem i inicjałami "M&M" i "L&T"-co było oczywiście inicjałami tych sławnych par....A te właśnie pary w tym momencie zmierzały na Bandzierchlaście do zamku Białej Królowej... "Tarrant! Udało nam się! Wiedziałam! Kocham Cię tak bardzo! Jak wariat..."-powiedziała Mel i pocałowała Tarranta w policzek i o mało co go nie udusiła... "Zdechniechnie Czerłeb Kier! Moja kochana....to jeszcze pewnie nie koniec...Ale cieszmy się narazie sobą! Jak to wariaci mają w zwyczaju..."-powiedział Tarrant i objął Mel w talii...A ta zachichotała wariacko... "Myślę że powinniśmy zrobić to samo...co Tobuś?"-spytała Lara przymilnie i znowu...zrobiła maślane oczka do "Tobusia". "Yhm...dobrze..."-wyszeptał Toby i pocałował ją staroświecko w rękę...W końcu dotarli do Marmoral...królestwa Białej Królowej....jak zamek był piękny...I biały of course.... Hej😊 szczerze....nie jestem dzisiaj z siebie zadowolona....słabo mi poszło z tym rozdziałem....niby oglądałam "Alicję" i.....niby wtedy miałam parę pomysłów,ale dzisiaj mam mętlik w głowie....wybaczcie mi😯😯...
CZYTASZ
Bo tylko wariaci są coś warci
Fanficopowieść o dwóch dziewczynach które nie akceptowane przez społeczeństwo uciekają do swoich wymyślonych światów i ukochanych postaci rodem z bajek....ale co się stanie kiedy bedą musiały zmierzyć się z rzeczywistością by ratować siebie nawzajem?