Wciąż biegnę, za mną te same trzy osoby..
Jeff uśmiecha się szeroko, szerzej niż jego wycięty uśmiech, chłopak w goglach macha mi toporkiem, a ten tam w garniaku wymachuje mackami na lewo i prawo..
No pożal się Boże..
Czego o demnie chcą..
Co ja im takiego zrobiłam nooo!!!!???
Biegam do czasu gdy nie wpadam na drzewo obijając sobie nos..
•••••••
No i znowu ten sen..... Tylko jakoś nie boję się...
A może powinnam?
Czekaj, mój nos!
Szybko sprawdzam czy nos jest na miejscu.- Uff jest...- Wzdycham z ulgą.
Otwierając oczy zorientowałam się że jestem w jakimś białym pomieszczeniu..
Ściana jest biała..
Nie... To są poduszki..
Takie jak w psychiatryku...
Znowu mi się to wszystko przypomina....Próbuję otworzyć ogromne drzwi.
Na marne..
Staram się je wywarzyć..
Również zły pomysł.
Zaczęłam się drzeć by ktoś mnie w końcu wypuścił..
Na nic..Wracają wspomnienia.. Które najchętniej bym poćwiartowała, spaliła i wyrzuciła..
Ale nie ma takiej możliwości.
Nie potrafię tego zrobić..- J-J-Ja Nie chciałam..... - szepnęłam cichutko do samej siebie.
-T-t-to n-nie była m-moja wina...Skuliłam się w rogu i schowałam głowę w kolana.
Po około godzinie tak sądzę.. Mosiężne drzwi się otworzyły. Zerknąłam nie wychylając twarzy z podkurczonej pozycji.
W drzwiach stanął ten w garniaku..
Mimo, że nie posiada twarzy to czuję jakby był usatysfakcjonowany z mojej reakcji na ten pokój..
Znowu schowałam twarz w kolana.-Czego chcesz? Co ja TUTAJ robię?
- zaczęłam podnosić głos z naciskiem na miejsce mojego aktualnego pobytu.
Czuję jak tracę nad sobą panowanie.
Tak samo jak wtedy..
Ja naprawdę nie chciałam..
Mój brat...
-"Żyje" - odezwał się głos w mojej głowie.