Biegli przed siebie nie odwracając się. Każda sekunda była na wagę złota.
- Nie rozdzielajmy się! - krzyknął Rick.
Po kolejnych kilkunastu metrach, Daryl dał znać, że jest już bezpiecznie i mogą chwilę odpocząć. Dopiero teraz dotarło do nich, że stracili schronienie. Schronienie, które było cholernie dobre.
- Niech cię szlag Gubernatorze! - odparł podniesionym tonem Carl.
- Carl, wyrażaj się - Michonne otarła policzek z czerwonej substancji, po czym srogo spojrzała na chłopca.
- Jakby słowa miały w tych czasach jakiekolwiek znaczenie - warknął i zaczął kopać w kamienie leżące nieopodal. Niektórzy położyli się na ziemi, jedni łapali dech w kuckach, a kolejni opierali się o drzewa.
- I co teraz? - powiedział Tyreese spoglądając na Ricka.
- Zgaduję, że musimy znaleźć nowe miejsce na obóz - opuścił głowę, ręce miał na biodrach - proponuję, abyśmy szli drogą, której jeszcze nie zbadaliśmy, mam dość tego piekielnego miejsca. Ruszajmy, nie ma czasu do stracenia - oznajmił. Grupa ruszyła naprzód.
Po kilku godzinach drogi doszli do szosy.
- Jechaliśmy kiedykolwiek tą drogą? - odrzekła Michonne. Zasłoniła dłonią oczy od słońca i rozglądała się to w jedną, to w drugą stronę.
- Raczej bym ją pamiętał, gdybym nią jechał - parsknął facet z kamizelką mającą z tyłu skrzydła.
- Rick? - zapytała Sasha. Mężczyzna zmierzył wzrokiem szosę wzdłuż i wszerz.
- Chodźmy w stronę zachodzącego słońca - wskazał palcem odpowiedni kierunek.
- Trochę jak światełko w tunelu? - odparła Beth.
- Tak, coś w tym stylu - na twarzy Ricka pojawił się krzywy uśmiech.
Nikt się nie odzywał, nie rozmawiał. Wszyscy skupili się na wspólnym celu, jakim było znalezienie schronienia z dala od więzienia. Po czasie dotarli do skrzyżowania dróg. Prawo, lewo bądź prosto. Dość standardowe skrzyżowanie. Wzdłuż każdej z dróg ciągnął się las. Grupa stanęła. Każdy rozglądał się uważnie i chciał dostrzec cokolwiek w oddali.
- Więc jakie mamy kryteria? Drzewa liściaste wzdłuż szosy czy też iglaste? - ironicznie odezwał się Glenn.
- Wolałabym liściaste Glenn, a wiesz dlaczego? - zapytała Maggie - Bo jeśli postanowimy urządzić piknik, to przynajmniej w tyłek nie będzie kłuło.
Glenn, Tyreese i Sasha roześmiali się.
- Cicho! - warknął Daryl - Ktoś się tu zbliża!
Wszyscy stanęli jak wryci i patrzyli w stronę, w którą Daryl miał wycelowaną kuszę. Słyszeli, że ktoś biegnie z lasu, który znajdował się po prawej stronie drogi, która prowadziła na wprost. Daryl, Rick, Carl oraz Glenn stali w gotowości do strzałów. Ni stąd, ni zowąd na szosę wybiegła młoda dziewczyna ubrana w jaskrawą, ociekającą kolorami odzież. Miała cekinową bluzę oraz spodenki w kolorach pomarańczu, niebieskiego i zieleni. Na jej stopach królowały buty w kolorze kobaltu. Jej rozczochrane, brązowe włosy opadały swobodnie na twarz i przedramiona. Na jej dłoniach można było zauważyć szkarłatną krew.
- No witaj, koliberku - Daryl opuścił nieco kuszę - wyglądasz jakbyś urwała się z koncertu jakiejś znanej gwiazdy muzyki pop, a na dodatek była jej tancerką w tle - uśmiechnął się złośliwie, jednakże miał wrażenie, że skądś ją zna. Postanowił nie przyznawać się do tego. Nie podobało mu się to uczucie.
CZYTASZ
Koliber | TWD✔
Fiksi Penggemar❝- Skubana. Jestem pewien, że skądś ją znam. - To znaczy skąd? - Nie wiem Rick. Nigdy jej przedtem nie widziałem na oczy.❞ Kiedy drogi się krzyżują, można spotkać wielu interesujących ludzi. Nawet takich, którzy wydają się nam znajomi, choć nimi nie...