Witam z powrotem.
Ponownie zapraszam was do obserwowania bloga poprzez Google no i zapraszam na fanpage, do którego link najdziecie w stronie FANPAGE w menu po prawej stronie posta.
Kochani cieszę się, że was mam i cieszy mnie każde wejście i komentarz. To wiele dla mnie znaczy.
Zapraszam do komentowania.
- Tina
***Gdy Plutarch przekazuje mi informacje w sali konferencyjnej, moje serce na chwilę zamiera. Rozkazuję mu od razu mnie do niego zabrać, a kiedy docieramy na miejsce Haymitch już na nas czeka.
- Miał atak. - wyjaśnia. - A przynajmniej tak twierdzi Coin. Johanna mówi inaczej.
- Johanna tu jeszcze jest? - pytam zaskoczona.
- Ona też ma być mentorką, Katniss.
No tak...
Pewnym krokiem zbliżam się do lustra weneckiego i już go widzę. Wygląda podobnie do tego Peety w trzynastce, ale jednak inaczej. Wyraz jego twarzy jest spokojny i opanowany. W jego oczach nie widać nawet kropli szaleństwa, a mięśnie ma rozluźnione. Nie wygląda na kogoś, kto zaledwie kilkanaście minut temu doznał ataku szaleństwa za sprawą jadu gończych os.
- Wygląda zupełnie, jak kiedyś. - zauważam.
- On nie miał żadnego ataku! Ludzie! Czy ktoś mnie słucha?
Słysząc jej głos odwracam głowę w jej kierunku. Nie zauważyłam kiedy weszła.
- Jak to? To dlaczego go tu zamknęli? - pytam.
Johanna zbliża się do lustra. Wygląda dobrze. Jej chorobliwie bladą twarz zastąpiła zdrowiej wyglądająca, jednakże ciągle nieco blada, a włosy odrobinę odrosły. O dziwo nie zwróciłam uwagi na jej wygląd ani podczas głosowania w sprawie igrzysk, ani podczas egzekucji.
Staje obok mnie i wbijając wzrok w Peetę wyjaśnia.
- Wkurzył się, bo Coin odsunęła go od igrzysk. Mieliście być mentorami, pamiętasz? Hm... Coin stwierdziła, że stan emocjonalny Peety jest zbyt niestabilny, aby powierzać mu tak ważne zadanie. Po prostu puściły mu nerwy, a oni od razu go zakuli i wsadzili do tej białej klatki. - mówi i podbródkiem wskazuje na pomieszczenie, w którym siedzi Peeta. - Widziałam go już podczas ataku. To nie był jeden z nich. Był wściekły, ale jego oczy nadal były przytomne, a i nie mówił od rzeczy. Na nikogo się nie rzucił, tylko wydarł się tak, że włosy się jeżą. Nawet nie szarpał się za strażnikami. - wzdycha. - A szkoda... Z nas wszystkich on jeden ma doskonałą wymówkę, aby komuś dokopać.
- Czyli zamknęli go tutaj bez powodu? - obruszam się.
Johanna tylko wzrusza ramionami.
- Według Coin - powód był i jest dalej.
- Rozmawiałem z nim przed chwilą. - odzywa się Haymitch. - Przyznał Coin racje. Powiedział, że po namyśle zgadza się z nią w stu procentach.
Nie potrzebuję namysłu, aby w tym przypadku określić, że Coin dobrze zrobiła. Może tym razem Peeta nie dostał ataku, ale co się stanie, jeśli dostanie go podczas igrzysk i niechcący zabije swoich własnych trybutów?
- Kto ma zająć jego miejsce?
- Nasz kochany, w końcu trzeźwy Haymitch. - odpowiada słodko Johanna.
- Coin dobrze zrobiła odsuwając go od igrzysk, ale nie miała powodu, żeby go tu zamykać. Dlaczego go nie wypuszczą? - pytam.
- Doktor Aurelius musi ocenić sytuacje, ale żeby to zrobić musi najpierw przyjechać tu z Trzynastki, a to zajmie kilka godzin. Do tego czasu, musi wytrzymać. - oznajmia Plutarch.
- Nie może go tutaj trzymać...
- Mówisz tak, jakbyś naprawdę miała to na myśli. - komentuje Johanna.
Tego już za wiele. Wściekała odwracam się tyłem do szyby i podchodzę do drzwi pchając je z całej siły. Nie zdążam dobiec do windy. Haymitch chwyta mnie za ramie. Wyrywam rękę z jego uścisku i czuję, jak jego paznokcie zostawiają ślady na moje skórze.
- Zaczekaj! - komenderuje Haymych. - Musimy...
- Hamiych, możesz mnie do cholery w końcu zostawić?! - warczę.
- Musimy zacząć obmyślać strategię. - nalega.
Staję, jak wryta.
- Jaką strategię?
Wzdycha.
- Mam nadzieję, że będziemy współpracować, jako mentorzy.
Odwracam się powoli jednocześnie analizując moją decyzję. Czy dam sobie radę bez Haymitcha?
- Haymitch... Każde z nas dostanie czworo trybutów. - mówię słabo. - Myślisz, że wymyślanie jednej strategi dla całej ósemki, to dobry pomysł? Powinniśmy się skupić na własnych i udzielać im rad najbardziej anonimowo, jak się da.
Haymitch pochmurnieje, ale po chwili namysłu kiwa głową.
- Masz racje... - przyznaje.
Chcę już podejść, ale znowu chwyta mnie za ramie.
- Ale gdybyś potrzebowała rady, to możesz bez wahania się do mnie zwrócić. - zapewnia.
Kiwam głową z wdzięcznością. Teraz jednak mam dosyć. Przed odejściem znowu zatrzymuje mnie Haymitch.
- Co jeszcze?
- Peeta chce się z tobą widzieć. - oznajmia.
Zgrzytam zębami.
- Naprawdę nie mam w tej chwili na to ochoty.
- Ktoś musi mu wszystko poukładać w głowie.Kiedy wchodzę do sterylnego pomieszczenia, Peeta siedzi tak samo nieruchomo, jak kilka chwil temu. Kiedy słyszy szczęk zamka rzuca szybkie spojrzenie w moją stronę, ale potem spuszcza wzrok.
Podchodzę bliżej i mimo zastrzeżeń strażnika, abym tego nie robiła, siadam na skraju łóżka, do którego go przypięto i posyłam w jego stronę spojrzenie.
- Miałem atak. Prawda czy fałsz?
Ponieważ nie jestem w stanie odpowiedzieć na jego pytanie będąc pewna w stu procentach, udzielam wymijających odpowiedzi.
- Nie wiem, ale na pewno wypuszczą cię stąd, kiedy...
- Nie sądzę, żebym go miał. - mówi. - Zazwyczaj nie pamiętam ataków furii i zostawiają one po sobie taką dziurę, ale teraz nic takiego nie...
- Johanna uważa, że wszystko było z tobą w porządku. Ma do ciebie żal za to, że nikomu nie dowaliłeś. - informuję go.
Wykrzywia usta w krzywym uśmiechu, który zaraz blednie.
- Nie mieliśmy za bardzo szansy porozmawiać od rozstania u Tigriss. - zauważa. - Co u Gale'a?
- Nie mam świeżych informacji. - wyznaję. - Sądzę, że wyjechał.
Peeta kiwa głową. Przez chwilę oboje milczymy.
- Słyszałem o tym, co się stało z Prim.
Przypomnienie mi o siostrze powoduje, że nóż w ranie się obraca, a moja maska obojętności na chwilę się zsuwa. Peeta to zauważa, ale nie komentuje. Sądzę, że gdyby nie był skuty, wyciągnąłby ręce w moją stronę i pozwolił, abym się do niego przytuliła, ale mogę się mylić. To w końcu nie ten sam Peeta, ale ten stary tak właśnie by postąpił.
- To... Było... - jąkam się.
- Wiem. - mówi rozumiejąc. - Wiedz tylko, że wszystko widziałem. - mówi i wskazuje na powoli leczącą się ranę na policzku.
- Cieszę się, że jesteś cały... Prawie.
Ma w sobie tyle przyzwoitości, aby się nie roześmiać.
- Dziękuję za to, że przyszłaś. - mówi.
- Nie ma sprawy... To... Ja już...
Wstaję i już mam wyjść, kiedy zatrzymuje mnie jego głos.
- Zaczekaj. - prosi. - Myślisz, że nas teraz obserwują?
Marszczę brwi, ale kiwam głową dosyć pewna swojej odpowiedzi. Peeta zaciska usta.
- W takim razie innym razem.
CZYTASZ
Nic nie wiesz, Panno Everdeen
FanfictionKatniss Everdeen kieruje swoją strzałę na różę i w efekcie ginie prezydent Snow zamiast Almy Coin. Igrzyska się odbędą. Zakończenie alternatywne powieści Suzanne Collins.