CHAPTER FIVE: MENTORS

87 6 0
                                    

Dzisiaj nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
Zapraszam do komentowania
- Tina

***
Popołudnie okazuje się koszmarem, podczas którego przypominam sobie, jak czułam się podczas sesji z moją ekipą. Flavius doprowadza do porządku moje włosy, Venia skórę, a Octavia trudzi się nad paznokciami. Cała trojka jest milcząca i ponura. W milczeniu pochylają się nad moim ciałem. Ich milczenie wydaje się gorsze od starego trajkotania. Kiedy już się odzywają, to jest to polecenie, takie ja "podnieś głowę", "przytrzymaj nogę w górze" czy "zamknij oczy".
Ze względu na napięty grafik, ekipa spędza ze mną zaledwie półtora godziny, co daje mi czas przed przymiarką strojów z Tigriss.
Wykorzystuję czas i idę na niższe piętro do Haymitcha zmagającego się z ograniczeniami. Mimo odwyku w trzynastce, Haymitch ciągle zmaga się z bolesnymi skutkami odstawienia i słabo sobie radzi. Odizolowanie go od alkoholu jest w gruncie rzeczy doskonałym pomysłem.
Zastaję go pochylonego nad talerzem z zupą. Jest wymuskany, więc ekipa przygotowawcza już tu była. Kiedy mnie zauważa, prostuje się i uśmiecha się ironicznie.
- Patrzcie, kto przyszedł... Nasza gwiazda... - mruczy.
Nie bawi mnie jego humor, więc kiedy nie reaguj, Haymitch odchrząkuje i wskazuje palcem na miejsce przy stole.
Haymitch otrzymał jedenaste piętro. To, które przez lata zajmowali trybutów z jedenastki. Kto wie, może krzesło, na którym właśnie siadam było kiedyś używane przez Tresha bądź Rue.
- Masz jakiś plan? - pytam.
- Mam zamiar uwieźć tłum moim urokiem osobistym, a jeśli to nie podziała, w co wierzę, to będę improwizował. Zawsze wychodziło mi to najlepiej. A tym razem... Nie muszę się martwić o sponsorów... Ani o was. Hm... Tak naprawdę, to uważam, iż ten cały cyrk jest głupi i niepotrzebny.
Kiwam głową zgadzając się. Ma rację... Nie muszę martwić się o sponsorów i opinię publiczną na mój temat. Nie muszę być specjalnie śliczna, zabawna, a tym bardziej nie muszę się nikomu podlizywać.
- Masz wolną rękę. - mówię.
- Tak,małe szczerze mówiąc, to wyszedłem z wprawy. Nie udzielałem żadnego wywiadu od ponad dwudziestu lat. - przyznaje.
Prawdę mówiąc i ja nie mam planu. Nie wiem czy mam być zimna czy raczej powrócić do rozchichotanej dziewczynki z pierwszych igrzysk. Kręcę głową, wyrzucając z niej te myśl. Nie ma mowy.
Haymitch kończy zupę i sięga do półmiska z chlebem.
Chciałabym darzyć go nienawiścią, ale zbyt dużo mnie to kosztuje. To nie mnie porwał Kapitol, nie mnie więc przyszło chować do niego urazę. To rola Peety. Z drugiej strony, Peeta nie chowa do niego urazy za ro, że zostawił go na arenie. OH nie... Peeta wkurza się, że nie był w nic wtajemniczony, a takie źródło gniewu nie ma prawa na długi starczyć. Oczywiście przed osaczeniem, jego intencje były jasne. Chciał mnie uratować i pozwolić mi wrócić do domu, a kiedy rebelianci wyciągnęli mnie z areny, cieszył się, że im się udało. Był gotów zapłacić śmiercią za moje życie, ale to, co go spotkało
było gorsze.
Ale w porównaniu do jego łagodnego charakteru, ten wybuchowy może się schować. Zapewne Peeta już mu wybaczył.
Myślenie o nim, jak o tym starym Peecie przychodzi mi o dziwo z łatwością. Mam
Mroczne rozmyślania przerywam zadając Haymitchowi pytanie.
- Kto będzie prowadził wywiad?
- Caesar.
wzdycham. Co mnie podkusiło, żeby spytać?

Chodzę w tę i z powrotem jedną ręką podtrzymując zieloną, rozkloszowaną spódnicę sukienki od Tigriss, a drugą trzymając ją za rękę, aby łatwiej utrzymywać równowagę na szpilkach. Dawno nie nosiłam tak niewygodnego obuwia i muszę si przyzwyczaić na nowo do balansowania na palcach.
Dłoń kobiety jest ciepła i przytrzymuje mnie do czasu, kiedy jestem w stanie chodzić samodzielnie.
Dzisiejszy wygląd inspirowany jest zielenią. Mam jasnozielone buty, a sukienka do kostek mieni się różnymi odcieniami zieleni przy każdym moim ruchu. Broszkę z Kosogłosem standardowo mam przypiętą do piersi. Włosy są rozpuszczone i poskręcane w urocze loczki. Wyglądam młodo, ale dostojnie. Dziewczęco, ale nie dziecinnie.
- Jak ci się podoba? - pyta Tigriss poprawiając ostatni niesforny kosmyk włosów. - Wiem, że to nie to samo, co Cinna, ale...
- Podoba mi się. - przerywam jej.
Nie kłamię. Naprawdę podoba mi się zaplanowany przez nią wygląd. Mimo wszystko... Jest to tak zwykle, jak tylko może być. Cinna by mnie zaskoczył.

Wieczorem siedzę z wszystkimi mentorami w jednej sali czekając na rozpoczęcie wywiadu. Enobaria samotnie popija przejrzysty płyn z kwadratowej szklanki, Haymitch patrzy na nią z tak tęsknym wzrokiem, że muszą go szturchnąć przywołując go do porządku.
Johanna i Beetee rozmawiają przyciszonym głosem, a nasi strażnicy rozproszyli się po pokoju zagradzając każde wyjście. Sądzę, że są tutaj bardziej po to, aby nas pilnować niż chronić.
Siedzimy na ustawionych w kwadrat sofach ustawionych wokół wiszących telewizorów po jego środku. Aktualnie lecą jakieś reklamy skutecznie odwracając całą moją uwagę od tego, co dzieje się na ekranie.
Więc, dopiero kiedy ktoś wywołuje imię Enobari (idzie na pierwszy ogień, bo pochodzi z Dwójki), a ona wstaje i idzie w jego kierunku dostrzegam, że Caesar rozpoczął już program i ok jakiegoś czasu zabawia gości.
Ze swoimi włosami ciągle ufarbowanych na fioletowo, Caesar dziarsko wędruje po scenie.
- Czy jesteście podekscytowani? - pyta swoim tubalnym głosem.
Widownia odpowiada rykiem, który słyszę mimo odległości.
- Dzisiaj na tej oto scenie gościć będziemy największe sławy Panem. Perełki naszego pokolenia. Wszystkich zwycięzców głodowych igrzysk.
Niektórzy starają się buczeć, rzucać czymś w prowadzącego, ale ponieważ większość widowni, to rebelianci, zostają szybko uciszeni. Widzę wściekłe twarze mniejszości z siedzących widzów, ale dużo więcej widzę uśmiechów i podnieconych pięści wyrzucanych w górę.
Nic się nie zmieniło... Myślę. Jesteśmy tacy sami. Spragnieni krwi... Ale po raz pierwszy w życiu nic mnie to nie obchodzi.
Caesar zapowiada Enobarię, a mężczyzna, który wcześniej wywoływał Enobarię wola tym razem Beeteego. Pomagają mu dostać się za kulisy.
- To jak? - odzywa się Haymitch. - Czym masz zamiar ich powalić?
Uśmiecham się do niego krzywo.
- Powalę ich na ziemię zabawnymi żarcikami "puk puk" i "baba i lekarz", a jeśli to nie zadziała, to zrzucę Caesara ze sceny, bo nie mam innego pomysłu.
Haymitch śmieje się cicho.
- No... To życzę mało bolesnego upadku, Caesar.
- Wiedziałam, że we mnie wierzysz. W końcu od zawsze byłam zabawna.
- Uhum... Jak worek zwłok kociątek rozjechanych przez traktor. - wtrąca się Johanna.
Nie powinnam się śmiać z tak makabrycznego porównania, ale mimo wszystko spomiędzy moich ust wydobywa się chichot.
Rozbrzmiewa charakterystyczny bzyk i czas Enobari się kończy. Nie zwróciłam uwagi na przebieg jej wywiadu, ale usłyszałam kilka słów.
Słyszę imię Johanny. Ona spluwa do swojej szklanki po wodzie po czym odstawia ją na stół. Wstaje ociągając się i odwraca w moją stronę.
- Idę narobić troszkę zamieszania, kosogłosie. Nie zawiedź mnie.
Zostaję sama z Haymitchem.
Kroki Johanny jeszcze chwil pobrzmiewają w korytarzu. Beetee rozpoczyna swój wywiad.
Caesar pyta go o spodziewany obrót igrzysk, czy ma przygotowany plan szkolenia swoich trybutów i czy zamierza nauczyć ich kilka sztuczek z elektrycznością.
Nie za bardzo przysłuchuję się Beeteemu, bo zaczynam się zastanawiać jakie pytania zada mnie.
- Będzie chciał wiedzieć co z Peetą... Panem nie wie o osaczeniu.
- To im to powiedz... Spraw, iż niewielka cząstka zwolenników Snowa, jaka jeszcze stąpa po ziemi także się do nas przyłączy. - zachęca mnie.
- Nie sądzę, abym...
przerywam, bo strażnik wywołuje moje imię. Zaciskam zęby zagryzając wnętrza moich policzków.
Haymitch kładzie mi rękę na ramieniu.
- To zapewne twoja ostatnia szansa. Wykorzystaj ją mądrze.

Nic nie wiesz, Panno EverdeenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz