Rozdział 2 Spotkanie

320 21 4
                                    

Do Galerii dotarłyśmy za jakieś trzydzieści minut. Stałyśmy w korku, ponieważ ludzie zaczęli powoli uświadamiać sobie, że już za dwa tygodnie są Święta. Wiecie, różne ozdoby, drobne upominki... Ale w końcu – udało się – dojechałyśmy.

Pięć minut szukałyśmy wolnego miejsca na parkingu. Nie było trudno – nasze piedzikółko zmieści się właściwie wszędzie, gdzie tylko będziemy chciały. Miejsce znalazło się pomiędzy Fordem Focusem, a BMW 3. Nie było tak źle, nie chciałabym znaleźć się obok droższych aut.

Ania ubrała czapkę, ja również. Potem wyszłyśmy z samochodu.

– O matko – powiedziała Ania na wstępie.

Spojrzałam w stronę, gdzie napotkałam jej wzrok. Wodziła oczami za czerwonym porsche, którego nie powstydziłby się sam prezydent. Szyby były przyciemniane, nie wiedziałam, kto tam się znajduje, ale wyobrażałam sobie grubego właściciela firmy noclegowej, o przyjaznej twarzy i szerokim uśmiechu. Oczami wyobraźni, moimi rzecz jasna, tak wyglądają posiadacze drogich samochodów.

Porsche wydawało z siebie dźwięk, wręcz przyjazny dla ucha. Jakby silnik chciał obwieścić całemu światu jaki jest wspaniały. To zupełne przeciwieństwo naszego wozu...

– Co się stało? – zapytałam przyjaciółkę nie będąc do końca pewna, o co właściwie chodzi. Może to mafia, płatny zabójca?!

– Tylko tego tu brakowało... – westchnęła Ania, nie odrywając wzroku od pędzącego samochodu.

– Możesz mi wreszcie powiedzieć co to jest za auto? – stanęłam przed nią, nie dopuszczając, aby patrzyła za nieznanym.

Ania otrząsnęła się i spojrzała na mnie.

– Nasz sąsiad, Pan Zbigniew... – powiedziała, nie miałam pojęcia, co to był za ton głosu – Musiał akurat dzisiaj, kiedy ja miałam zamiar w spokoju pobuszować po sklepach, kiedy ty będziesz zbierać pieniądze dla dzieci... – nie wiedziałam, czy mówi to do mnie, czy sama do siebie.

Chciałam poczekać chwilkę, zobaczyć tego całego Zbigniewa. Nie wiedziałam, jak wygląda prócz tego, co powiedziała mi Ania. Ale mimo tego nie miałam go przed oczami. Lecz nie mogłam go zobaczyć, bo nim się obejrzałam Ania pociągnęła mnie za rękaw kurtki.

Charakterystyczną rzeczą dla tego centrum handlowego była z pewnością wielka małpa na dachu. To właściwie był goryl. Nie wiem, co ludzie mieli na myśli umieszczając radującego się człekokształtnego, ale cokolwiek to było – ja tego nie rozumiem.

Ania pociągnęła mnie za rękaw mocniej, zdała sobie sprawę, że gapię się na sportowy samochód. Szarpnęła mnie raz jeszcze nie pozwalając, bym chociaż na pięć sekund popatrzyła się na pana Wolaka.

Szłyśmy w kierunku głównego wejścia, które już było bajecznie ozdobione wszelakimi świątecznymi maleństwami. Łańcuchami, nienaturalnie wielkich bombek... Raj dla oka.

Przekroczyłyśmy wejście i od razu zrobiło się cieplej.

W radiu grały kolędy. Cały wystrój utrzymany był w Świątecznej atmosferze. Ludzie latali tam i z powrotem z wózkiem i listą zakupów. Na ich twarzach malował się uśmiech. Cieszyli się na nadchodzące Święta.

– Ale narodu... – stwierdziła Ania, patrząc jak ludzie dosłownie przepychają się w kolejach – Dobrze trafiłaś. Jak tylko ludzie będą na tyle życzliwi, że użyczą ci paru złotych, to po prostu będziemy w niebie.

Pokiwałam głową i dalej zaczęłam się rozglądać po galerii. Mnóstwo sklepów, w każdym coś świątecznego. Tu przeceny, tu przeceny i tak w każdym sklepie.

Cud ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz