Rozdział pierwszy: Xabi

460 24 2
                                    

W planach miał wyjście do pubu z kolegami, bo uważał, że ostatnio zaniechał sprawę i stał się kompletnym nudziarzem - zamiast imprezowania wybierał zostanie w domu i siedząc w ciepłych kapciach, czytał dzieciom bajki na dobranoc. Nawet Nagore oświadczył, żeby na niego nie czekała.

Dlaczego więc stał przed drzwiami swojego mieszkania i szukał w spodniach kluczy? Sam nie wiedział. Jeszcze godzinę temu pałał entuzjazmem na myśl, że wreszcie się rozerwie, a kiedy wychodził z szatni w towarzystwie Ramosa i Casillasa, coś ten entuzjazm ugasiło. Miał dziwne wrażenie, że powinien być teraz z żoną.

To, że odbijało mu na starość, nie było żadną nowością, bo słyszał to od kolegów z drużyny przynajmniej kilkanaście razy dziennie. Mimo że Iker był w tym samym wieku, zachowywał się jakby miał z pięć lat mniej, a Xabi chyba od zawsze należał do rozsądnych i więcej myślał niż robił. Nie przepadał za tym, ale jeszcze nie znalazł złotego środka, aby to zmienić, a że nie chciał psuć sobie i reszcie zabawy zadręczaniem się, czy w domu wszystko w porządku, pożegnał kolegów i zamówił taksówkę.

Kiedy w końcu znalazł klucze i przekręcił zamek, usłyszał dziwne szmery, jakby szepty. Zdziwił się; zazwyczaj już na korytarzu słyszy piski dzieci i cierpliwy głos Nagore. Tym razem było tak jakoś ciszej. Nie przypominał sobie, aby wspominała mu, że zawiezie dzieci do jego matki, ani gdziekolwiek indziej, żeby mieć chwilę dla siebie. Przez to jeszcze bardziej zaczął się martwić i gdy wszedł do mieszkania, rzucił torbę z głośnym trzaskiem, krzycząc imię żony.

*

Zamierzałem już nigdy więcej nie wracać do tego feralnego dnia, w którym wszystko się schrzaniło. Próbowałem to od siebie odrzucić, nie pozwolić umysłowi, aby wziął nade mną kontrolę i przywołał to wspomnienie, ale najwyraźniej lot do Anglii był kropką nad i.

Mimo że od mojego odejścia z Liverpoolu minęły już całe trzy lata, to właśnie z tym miejscem kojarzył mi się ten kraj. Niekoniecznie akurat z pubami, w których lubiłem ze Stevenem spędzać czas, ani z The Reds, z którymi grałem przez pięć naprawdę miłych lat, a właśnie z tym, że wszystko wydawało się poukładane. Zaczynając na karierze, a kończąc na rodzinie.

Wiedziałem jednak, siedząc w samolocie, że nie leciałem do Londynu, aby się nad sobą użalać i zastanawiać się, kiedy z mojego życia zrobił się taki burdel, a po to, żeby właśnie temu burdelowi zapobiec. Nie chciałem mieć już nic wspólnego z Nagore; nie chciałem jej w swoim życiu, nie chciałem jej widzieć ani słuchać, ale byłem pewien, że ona tego właśnie chciała. Chciała, żebym się poddał. A ja nie mogłem tego zrobić, bo za bardzo zależało mi na dzieciach. Musiałem je odzyskać.

Nie, nie rozumiałem jej i prawdę mówiąc, nie chciałem rozumieć. Większość kobiet zdradzających swoich mężów po prostu zostawiłoby to tak jak jest i uciekło z kochankiem, zostawiając za sobą całe dotychczasowe życie. Nagore zachowywała się, jakby jedynie wymieniała mnie na inny model - chciała zachować wszystko oprócz mnie. Była zwykłą egoistką; gdyby nią nie była, pomyślałaby o dzieciach, a tym samym nie próbowałaby odebrać im ojca. Chyba że uważała, że nowy facet może się nim dla nich stać.

Stewardesa poinformowała słodkim głosikiem, że wylądujemy za godzinę i że za chwilę rozniesie przekąski, natomiast w tle rozległa się cicha muzyka. Westchnąłem ciężko i odchyliłem głowę do tyłu, zamykając oczy. Znów walczyłem ze wspomnieniami, aż w końcu się poddałem i pozwoliłem umysłowi po raz kolejny przywołać ten obraz, który do dzisiaj sprawiał mi ból.

*

- Nagore?

Znalazł ją w sypialni. W ich wspólnej sypialni, którą razem dzielili od trzech lat. Leżała pod kołdrą, ba! - wręcz podciągała ją pod brodę, żeby ukryć fakt, że jest kompletnie naga. I była aż nazbyt rozpalona. Od razu domyślił się, że coś nie gra.

SZTORMEM [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz