Przyznaję się, że jestem okropna. Podsłuchiwałam.
Ale naprawdę nie chciałam tego robić! Po prostu pan Richardson wszedł do środka sali, żeby upewnić się, że wszystko jest gotowe i możemy zaczynać, a ja tak jakoś przesunęłam się w stronę tej pary i wytężyłam słuch, co nawet nie było konieczne, bo na korytarzu byliśmy tylko we trójkę, a oni wcale nie zachowywali się, jakby nie chcieli, żeby ktokolwiek ich usłyszał.
Choć, prawdę mówiąc, nie mieli czego się obawiać. Zrozumiałam, że nie silili się na żaden kulturalny szept, bo nie mówili po angielsku. Najwyraźniej pochodzili z Hiszpanii, bo, gdy dobrze się wsłuchałam, wyłapałam hiszpańskie słówka i wiem, że to wstyd, ale w duchu podziękowałam babce za to, że za każdym razem, kiedy u niej byłam, zmuszała mnie do nauki tego języka.
Więc to wcale nie była jakaś wielka zbrodnia, bo przecież oni na pewno nie mogli się domyślić, że ta dziwna, nastoletnia Angielka ubrana w czerń, która siedzi kilka krzesełek dalej, może ich rozumieć. Prawda?
Prawda. Dlatego to nic złego, że moje poczucie winy nie było zbyt duże, kiedy się im przysłuchiwałam.
— ...to chociaż powiedz mi, dlaczego robisz im na złość — warknął ten facet z takim jadem w głosie, że gdyby to było skierowane do mnie, nakryłabym się nogami z przerażenia. — Rozumiem, że możesz mieć do mnie żal. Ale dzieci? Co one ci zrobiły?
Nie podobała mi się ta kobieta. Nie zrozumcie mnie źle; była naprawdę piękna i elegancka, i gdybym miała kiedykolwiek taka być, chciałabym ją przypominać, ale moment, w którym zobaczyłam jej twarz, na której widniało coś takiego na pograniczu satysfakcji i pewności siebie, sprawił, że odpychała mnie od siebie i nie wzbudzała tej sympatii, którą wyczułam od razu co do jej partnera.
Próbowałam sobie to nawet tłumaczyć, że może tylko udawała taką, żeby nikt nie zobaczył, co tak naprawdę czuje, ale ton jej głosu, kiedy zaczęła mówić, wcale nie wskazywał na to, żeby udawała. Wydawała mi się bardzo pewna swoich słów.
— Xabi. — Czyli miał na imię Xabi. Brzmiało całkiem znajomo, ale za nic nie mogłam sobie przypomnieć, skąd je kojarzę. — Daj sobie spokój, dobrze? Przecież jesteś profesjonalistą.
To wcale nie zabrzmiało jak komplement, mimo że słychać było, że kobieta uśmiecha się pod nosem. Położyła mu rękę na ramieniu, a Xabi miał taką minę, jakby dzieliły go sekundy od złapania jej i wykręcenia. A może po prostu miałam wybujałą wyobraźnię?
— ...a profesjonaliści nie pozwalają sobie na nieodpowiedzialne zachowanie, opuszczanie treningów, nałogowe picie... Tak, Xabi, rozmawiałam z Sergio, wiem, jak wyglądał twój pierwszy tydzień po moim odejściu...
Ale nie dał się sprowokować. Miałam ochotę zacząć bić mu brawo, że wyszedł z tej sytuacji po mistrzowsku.
— No cóż, Nagore — powiedział, tym razem bez jakichkolwiek emocji. — Wygląda na to, że ostatnio bardzo cię rozczarowuję. Więc z chęcią zrobię to jeszcze raz: nie, nie dam sobie spokoju. Tym razem będzie tak jak ja chcę i nie wycofam się w cień, bo ci zawadzam. Musisz się z tym pogodzić.
I nie czekając na jej reakcję, zrzucił jej rękę, wyminął ją i odszedł. Ta cała Nagore musiała być w niezłym szoku, bo przez chwilę ani drgnęła, ale potem jakoś tak się ożywiła, przeczesała włosy i poszła w tę samą stronę co Xabi, zostawiając za sobą jedynie dźwięk obcasów.
A ja nie mogłam zebrać myśli. Zaczęłam żałować, że ich podsłuchiwałam; mogłam włączyć Florence + The Machine na iPodzie zamiast słuchać o czymś, co mnie nie dotyczyło. No bo wyglądało na to, że to Nagore zostawiła Xabiego. Dlaczego? Był ktoś inny? Jeśli był, to czego zabrakło Xabiemu, że go zostawiła? Bo ja odniosłam wrażenie, że temu facetowi niczego nie brakuje. A dzieci? Czy Nagore je zabrała i chce odebrać Xabiemu prawa rodzicielskie? To dlatego wyszli z tej sali? I dlaczego mnie to w ogóle obchodzi?
CZYTASZ
SZTORMEM [1]
FanfictionŻyli tak różnymi życiami, że aż dziwne, że na siebie trafili. Dojrzały Xabi Alonso nakrywa żonę na zdradzie i nie wie, co ze sobą począć. Nastoletnia Carter Harvelle traci rodziców i zostaje zmuszona do przeprowadzki do Madrytu, gdzie mieszka jej os...