Lincoln już przed przekroczeniem progu kliniki weterynaryjnej miał wrażenie, że coś jest nie tak. Jednak prawie natychmiast zganił się za pesymistyczne myślenie i wszedł do budynku. Niby miał jeszcze sporo czasu przed godzinami przyjęć, ale zawsze wolał być szybciej, by zagnieździć się w gabinecie i być gotowym do pracy. Tym razem jednak okazało się, że ktoś znajdował się w pomieszczeniu już przed jego przybyciem. Zmarszczył brwi i przejechał dłonią po swojej niemal gładko ogolonej głowie, patrząc na leżącą na kozetce dziewczynę, która szybko się podniosła i jedna ręką przeczesała niesforne kasztanowe kosmyki, odkładając na bok książkę o chorobach zakaźnych wśród czworonogów.
- Lexa? Co ty tu robisz? - spytał, spoglądając na nią z konsternacją.
- Nic. Czekam na godziny przyjęć - stwierdziła, a mężczyzna niemal natychmiast dostrzegł, że zdecydowanie nie wyglądała na wypoczętą. Mógłby się założyć, że nie przespała nocy. Może nawet więcej niż tylko jednej.
- Jest szósta. Mogłabyś spokojnie przyjść dużo później - powiedział, a Woods jeszcze raz spróbowała poprawić swoje włosy.
- Operowałam do czwartej - odparła jakby od niechcenia, wstając i starając się rozprostować kości. Nie jej wina, że trafił jej się przypadek na ostry dyżur. Przynajmniej jeden pies więcej przeżył zderzenie z samochodem.
- Dlatego tym bardziej nie powinno ciebie tu być - dalej argumentował, chcąc odkryć w czym właściwie leżał problem. - Powinnaś wrócić do domu i się przespać.
Jeszcze niedawno Lincoln szczerze cieszył się z jej powrotu do wykonywania zawodu, ale może nie był to taki najlepszy pomysł. Teraz Lexa starała się spędzać każdą chwilę w klinice.
- Nie martw się o mnie. Czuję się idealnie - odparła, chociaż zdecydowanie nie wyglądała na osobę o idealnym samopoczuciu.
- Tu nie chodzi tylko o ciebie. Przemęczona stanowisz także zagrożenie dla swoich pacjentów - przyjrzał jej się uważnie, rozmyślając nad przyczyną jej zachowania. - Chodzi o Clarke?
Woods drgnęła na dźwięk tego imienia. Był to prawdopodobnie jeden z nielicznych dźwięków, na które obecnie była skora zareagować. Nie odpowiedziała jednak od razu tylko przez jakiś czas wpatrywała się w podłogę jakby była obecnie najbardziej atrakcyjnym obiektem do obserwacji.
- Czemu myślisz, że ma to związek z Clarke? - odparła, siląc się na niedbały ton.
- Ponieważ jestem domyślnym człowiekiem i naprawdę sądzisz, że Octavia nie powiedziałaby mi o tym, czego była świadkiem kilka dni temu?
Szatynka niemal od razu przypomniała sobie wydarzenie sprzed owych kilku dni, gdy uniosła się w kuchni panny Griffin. Właściwie od tego czasu nie miały żadnego kontaktu. Clarke posłuchała rady swoich przyjaciółek i postanowiła dać emocjom nieco ochłonąć. Lexa natomiast poszukiwała w pracy jakiegoś poczucia Katharsis, które odegnałoby od niej wszelkie złe myśli.
- Przykro mi, że Octavia zobaczyła coś czego nie powinna... - mruknęła w odpowiedzi.
Lincoln przez chwilę zastanawiał się, co powinien w tej chwili zrobić. W końcu westchnął i chwycił swoją przełożoną za ramię.
- Chodź. Idziemy na kawę - powiedział, a pani weterynarz spojrzała na niego jakby to był jeden z najgorszych pomysłów. - Nyko ma jeszcze dzisiaj dyżur, a z rana przeważnie nic się nie dzieje. Zresztą jakby coś było nie tak to będziemy blisko.
Woods zgodziła się po krótkich namowach. W końcu faktycznie jakby byli potrzebni to ktoś mógłby po prostu zadzwonić i szybko ich ściągnąć do kliniki. Zresztą i tak skierowali się do małej kawiarenki połączonej z piekarnią, gdzie zawsze któryś z weterynarzy biegł po coś do jedzenia, gdy reszta ciężko pracowała. Zajęli jeden ze stolików w rogu, a mężczyzna zamówił im kawy, które przyniósł po chwili.
- Teraz chcę, żebyś była ze mną szczera - powiedział, siadając naprzeciw Lexy.
Szatynka niemal natychmiast ujęła swój kubek, by upić z niego łyk, nie przejmując się tym, że mogłaby poparzyć sobie język, gdyby napój był bardziej gorący. Lincoln uważnie obserwował jej ruchy i doszedł do wniosku, że musiała być na nogach od co najmniej trzydziestu sześciu godzin. Tak przynajmniej podpowiadało mu doświadczenie współpracownika i przyjaciela zielonookiej. Dlatego zamierzał ją niezwłocznie odesłać do domu po odbytej rozmowie i nakazać się przespać. Wyraźnie tego potrzebowała.
- W jakiej kwestii mam być szczera? - spytała po chwili, chcąc widocznie odłożyć chwilę zwierzeń.
- Clarke - odparł zdawkowo, stukając palcami w pokrywkę kubka. - Co tam się stało?
Woods przez chwilę starała się unikać jego wzroku, ale kiedy zdała sobie sprawę, że mężczyzna wciąż się w nią wpatruje, zrezygnowana spojrzała na niego, wyraźnie walcząc w myślach ze słowami, które chciała wypowiedzieć.
- Nic takiego. Nie chcę o tym rozmawiać - powiedziała po raz kolejny upijając nieco kawy, która miałaby jej dodać nieco energii.
- Lex, ty nigdy nie chcesz o niczym rozmawiać - odpowiedział spokojnie. - A pomyślałaś kiedyś, że to by ci pomogło? Nikt nie jest na tyle silny, by samotnie stawiać czoła wszystkim problemom. Nawet ty.
Przez czas ich znajomości Lincoln zdołał już niejednokrotnie przekonać się o tym jak silna była siedząca przed nim młoda kobieta. Wykazywała się cechami charakteru, które z trudem można było odnaleźć w takim natężeniu u innych. Stanowcza, inteligentna i wytrwała. Przede wszystkim ambitna. Zawsze stawiała sobie wysoko poprzeczkę i wymagała od siebie zbyt wiele. Niestety nigdy nie umiała przyznać się do tego, że jest też człowiekiem posiadającym słabości.
- Co chcesz wiedzieć? - niemal prychnęła, ponownie chowając się za kubkiem pełnym kawy.
Lekki uśmiech zagościł na jego ustach, gdy tylko usłyszał to pytanie. Proszę, jednak mamy postęp. Wszechpotężna Lexa Woods jest gotowa do uzewnętrzniania się po długim czasie jaki spędziła w swoim spiżowym pancerzu samotności.
- Przede wszystkim co ona ci powiedziała... - zaczął, chcąc na razie skupić się na niedawnych wydarzeniach, które zdawały się mieć największe znaczenie w sprawie.
- Nic konkretnego. Chciała mnie tylko zaprosić na randkę - odparła ogólnikowo, a z tonu jej wypowiedzi mężczyzna od razu wywnioskował, że tam leżał pies pogrzebany.
- I co w związku z tym? Wcześniej jakoś nie miałaś z tym problemu? - zauważył, samemu upijając łyk kawy. Cholera, wciąż gorąca. Jakim cudem Lexa mogła ją pić już wcześniej?
- Dopóki nie chciała mnie zaciągnąć do pierdolonego zoo - warknęła szatynka.
Lincoln rozchylił usta i pokiwał ze zrozumieniem głową. Teraz powoli układanka zaczęła układać się w coraz bardziej spójne części, bo o całości chwilowo nie mogło być mowy.
- A to obudziło złe wspomnienia, o których Clarke nie ma pojęcia... - powiedział z namysłem, idealnie trafiając w istotę sprawy. - Jak na to zareagowałaś?
- A jak myślisz? - odparowała.
Odpowiedź chyba była nadto oczywista. Przed oczami weterynarza stanął niezwykle żywy obraz szatynki, która zareagowała nieco zbyt ostro na propozycję zupełnie nieświadomej Clarke. Znając życie jej argumenty zamykały się do wąskiego grona wariacji typu powiedziałam, że nie oraz po prostu nie.
- Raczej nie przyjęłaś tego zbyt dobrze - zauważył.
Lexa skinęła głową. To stwierdzenie było nad wyraz trafne. Co prawda sama odczuwała irracjonalność swojego zachowania, ale nie mogła postąpić inaczej. Nie przy Clarke. Nie miała ochoty na to, by wyjawić jej niektóre fakty. Po prostu nie mogłaby znieść sposobu w jaki blondynka mogłaby na nią patrzeć.
- Musisz z nią porozmawiać - oświadczył nagle Lincoln, wyrywając ją z zamyślenia. - Wyjaśnij jej to i owo... Lexa, nie możesz jej stracić przez to, co należy do przeszłości.
Woods nerwowo zacisnęła palce na kubku z kawą.
- Więc co? Mam ot tak zapomnieć? - spytała nieco agresywnie.
- Nikt tego od ciebie nie wymaga - odparł jak zwykle spokojnie weterynarz, wpatrując się uważnie w zirytowane zielone tęczówki. - Nie chcę, żebyś o tym zapomniała, bo to niemożliwe. To wszystko jest fragmentem twojego życia, którego nie możesz się wyprzeć. To cię ukształtowało i nieważne jak bardzo chcesz to nie zaprzeczysz temu. Musisz po prostu się pogodzić z tym faktem. Wiedzieć, że nie możesz nic zrobić z tym co było i zaakceptować swoją bezsilność...
Upił łyk własnej kawy, zastanawiając się czy na pewno dobrze zrobił wybierając weterynarię. Równie dobrze mógł wybrać psychologię czy filozofię i pomóc ludziom układać swoje życia. Chociaż może robił to jedynie dla wybranych i wyjątkowych osób.
- To wszystko jest takie frustrujące... - westchnęła szatynka, opierając łokcie na blacie stolika i wspierając głowę na złączonych dłoniach. Przymknęła powieki i starała się odetchnąć, by odsunąć od siebie wszystkie negatywne myśli i przytłaczające ją emocje.
- Domyślam się. Jednak musisz przestać żyć przeszłością i skupić się na tym, co jest teraz i może cię spotkać w przyszłości. Pomyśl o Clarke - poinstruował ją Lincoln.
Lexa niemal natychmiast otworzyła oczy i spojrzała na niego zaskoczona. Nie spodziewała się, że tak nagle wspomni o blondynce. Przez chwilę nie potrafiła się wysłowić tym bardziej, że zaraz usłyszała jego kolejne pytanie.
- Co do niej czujesz, Lexa?
Właśnie nad tym musiała się poważnie zastanowić i znaleźć jakąś sensowną odpowiedź. Za każdym razem, gdy jej myśli krążyły wokół Griffin odkrywała, że jej uczucia są raczej nieokreślone. Być może starała się je tłumić w obawie przed angażowaniem się w kolejny związek.
- Clarke... jest wyjątkowa - odpowiedziała w końcu, nie mogąc wymyślić lepszych słów. Może one po prostu były zbędne?
- Lex... Kochasz ją?
Nie spodziewała się, że Lincoln spyta ją o to tak otwarcie. Nie przygotowała się na to. Ukryła na chwilę twarz w dłoniach, czując jak się rumieni. Oprócz tego odczuła dziwne poczucie szczęścia, które wydało jej się w tej chwili wprost absurdalne.
- Chyba... Nie mogę ci odpowiedzieć póki nie zmierzę się z duchami przeszłości - powiedziała w końcu.
Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie, słysząc ten komentarz. Może i to nie rozwiązywało chwilowo wszystkich problemów, ale z pewnością było krokiem w dobrą stronę, by sobie z nimi poradzić. Czasami tylko Woods potrzebowała drobnej pomocy, żeby móc tego dokonać.
- Clarke na tobie zależy. Pojedź do niej i porozmawiaj z nią - zaproponował, a widząc, że szatynka chce mu przerwać, dodał szybko. - Nie musisz jej od razu mówić wszystkiego. Po prostu spróbuj naprawić to co udało ci się ostatnio nadkruszyć.
Lexa spojrzała na niego, zastanawiając się nad jego słowami. Może faktycznie było to najlepsze wyjście. Zresztą skoro rzekomo blondynce na niej zależało to powinna zrozumieć, że istnieją sprawy, o których nie była gotowa rozmawiać. Chociaż i tak trudno będzie przyznać, że posiadała przed jej poznaniem jakiekolwiek życie...
- Powinnam jechać od razu? - zagadnęła jeszcze, by dać mu do zrozumienia, że jednak podejmie się próby wytłumaczenia przed Griffin.
- W żadnym wypadku! - zaprzeczył natychmiast. - Najpierw idź do domu i się prześpij. Przyda ci się to. Dopiero wtedy będziesz mogła pojechać do Clarke. Uwierz, że ona ci nigdzie nie ucieknie przez ten czas.
Szatynka musiała znów przyznać, że tak byłoby najrozsądniej. Pomimo zaaplikowania sobie dawki kofeiny wciąż czuła się śpiąca i najlepszym, co mogła zrobić było pogodzenie się z własnym łóżkiem.
- Lincoln... - zaczęła, spoglądając na niego, gdy tylko wstała od stolika. - Dzięki.
- Od tego są przyjaciele, prawda? - odparł, również podnosząc się z krzesła i rozłożył ramiona. - No chodź. Nie wstydź się.
Woods przez chwilę mu się przyglądała po czym, co prawda wciąż nieco niechętnie, przytuliła go. Zwykle unikała podobnych gestów, ale dla Lincolna mogła zrobić wyjątek.
- I jak? Nie jest tak źle? - spytał, gdy tylko się w niego wtuliła, ukrywając twarz w zagłębieniu jego szyi. - Tylko mi tu nie zaśnij.
- Chciałbyś - mruknęła, odrywając się od niego po chwili. - Lepiej się będę zbierać.
Pożegnała się z nim szybko i opuściła kawiarnię, klepiąc jeszcze swojego przyjaciela po plecach. Lincoln uśmiechnął się i podszedł jeszcze do lady, by kupić sobie coś na drugie śniadanie do kliniki.
- Jesteście parą? - zapytała go pracownica, wskazując głową wciąż widoczną przez okno postać Lexy. - Nigdy nie przychodziliście razem.
- Nie. Jesteśmy przyjaciółmi - odpowiedział spokojnie, zerkając na drzwi, za którymi zniknęła zielonooka. - Mam dziewczynę i jak wszystko dobrze pójdzie ona będzie miała własną...
CZYTASZ
Lexacoon ✔
FanficClarke Griffin nie spodziewała się, że pewnego dnia zostanie okradziona przez szopa, ani tym bardziej, że po całym zajściu zdecyduje się sprawować opiekę nad złodziejem. A wszystko przez pewną panią weterynarz...