Rozdział 35: Poznaj rodzinkę

2.7K 259 50
                                    

Po dłuższym namyśle Clarke postanowiła odwiedzić rodzeństwo Woods w weekend. Oczywiście przygotowała się do tego kupując coś dobrego do jedzenia. Dzięki znajomości z Raven dowiedziała się, że produkty spożywcze zapewniają niejednokrotnie wstęp do cudzego domostwa. W końcu sama czasem wpuszczała do siebie nieproszoną Reyes tylko dlatego, że miała przy sobie opakowanie ciasteczek, na które miała od dłuższego czasu ochotę.
Weekend wydawał się jej być ponadto odpowiednią porą, gdyż nie należał do dni roboczych. Aden był już po pierwszych dniach w szkole, a Lexa powinna również mieć wolne od kliniki dzięki znajomej, która wciąż ją zastępowała nim ta do końca uporządkuje swoje życie prywatne. Po prostu idealna okazja.
Jak zwykle przed domem szatynki, zapukała do drzwi, by zaczekać aż ktoś jej otworzy. Niestety ku jej zdziwieniu w wejściu do mieszkania zastała nieznaną sobie kobietę w raczej późnym okresie dojrzałości.
- Przepraszam... Przyszłam do Lexy. Jest może w domu? - zagadnęła uprzejmie, nie wiedząc dokładnie z kim przyszło jej rozmawiać i co dokładnie nieznajoma robi w miejscu zamieszkania pani weterynarz.
- Oczywiście - odpowiedziała jej kobieta, przesuwając się w przejściu, by pozwolić Griffin wejść do środka.
Clarke nieśmiało weszła do salonu, gdzie zastała jeszcze mężczyznę, który zapewne mógłby być mężem jej odźwiernej. Z nim także przywitała się uprzejmie, czując się coraz bardziej niezręcznie.
- Lexa! Chodź tutaj, kochanie! - zawołała dosyć donośnie nieznajoma.
Blondynka dosłyszała jakieś hałasy dobiegające z piętra domu po czym w mieszkaniu rozległ się głos zielonookiej.
- Już idziemy! Tato, możesz wziąć klucze do auta z kuchni?! - Woods zdawała się być w miarę beztroska dopóki razem z Adenem nie znalazła się na schodach, z których mogła dostrzec swojego niezapowiedzianego gościa.
Wyraz jej twarzy wyraźnie się zmienił. Wyglądała na niezwykle zdenerwowaną, niemal przestraszoną zaistniałą sytuacją i Griffin doskonale zdawała sobie sprawę z tego dlaczego tak jest. Zerknęła jeszcze na szpakowatego mężczyznę, do którego pani weterynarz zwróciła się per tato. Z tego, co pamiętała z ostatniej rozmowy to jej ojciec powinien być martwy, a chyba wyglądał dosyć żywo i zdrowo.
- Daj mi proszę wyjaśnić... - powiedziała szybko szatynka, a głos wyraźnie jej drżał z obawy. - To jest...
Nie dokończyła zdania, które zawisło gdzieś w próżni nie doczekawszy się z jej ust dalszego ciągu. Nie potrafiła znieść rozczarowanego spojrzenia Clarke.
- Mary Bolton - przedstawiła się szybko nieznana niebieskookiej kobieta, wyciągając w jej kierunku dłoń. - A to mój mąż, Derrick.
Wciąż nie bardzo wiedząc co się dzieje Griffin uścisnęła rękę najpierw owej Mary, a następnie jej małżonkowi.
- Jesteśmy rodzicami Costii... - dodał mężczyzna.
Blondynka nagle poczuła się naprawdę zmieszana. Więc właśnie poznała teściów dziewczyny, w której się zakochała. Dość dziwna sytuacja. Mimo wszystko starała się zachowywać zgodnie z obyczajem.
- Miło mi państwa poznać. Clarke Griffin - odpowiedziała, na co pani Bolton wyraźnie się uśmiechnęła.
- Ach, więc to ty jesteś Clarke. Lexa nam opowiadała o tobie. Naprawdę miło w końcu cię poznać osobiście.
- Mamo - usłyszała krótkie upomnienie ze strony szatynki, która stała niedaleko ze swoim młodszym bratem, rumieniąc się zapewne na wcześniejszą wzmiankę Mary. - Chyba musicie już się zbierać jeśli chcecie zdążyć.
Derrick podciągnął rękaw eleganckiego męskiego swetra, by skontrolować godzinę na dosyć kosztownie wyglądającym zegarku.
- Faktycznie, powinniśmy już jechać, Mary - zwrócił się do żony i poszedł na chwilę do kuchni, by zabrać z niej wcześniej wspomniane klucze do samochodu pani weterynarz.
- Oczywiście. W każdym razie liczę na to, że kiedyś będziemy mogły się lepiej poznać. Wpadnij kiedyś do nas na obiad z Lexą - dodała jeszcze na odchodnym pani Bolton.
- Z przyjemnością - Clarke uśmiechnęła się uprzejmie.
Nie sądziła, że otrzyma podobne zaproszenie, ale z pewnością sprawiło ono, że blondynka poczuła się nieco lepiej. Pożegnała się szybko z małżeństwem, które opuściło dom Woodsów razem z młodszym z rodzeństwa.
Griffin została sama z Lexą, która westchnęła głęboko z niejaką ulgą. Chociaż w dalszym ciągu wydawała się być lekko podenerwowana i zagubiona w całej sytuacji.
- Przepraszam. Wpadli po Adena. Chcieli zabrać go na mecz baseballowy - wytłumaczyła szybko, by uniknąć dalszych niedomówień.
- W porządku - odparła szybko Griffin i skierowała się do przestronnej kuchni Woods, by rozpakować zakupy. - Więc... wciąż utrzymujesz z nimi kontakt?
Woods skinęła powoli głową, opierając się plecami o blat kuchenny.
- Od pewnego czasu. Wcześniej nie odzywałam się do nich przez kilka miesięcy po tym co się stało...
Clarke przez chwilę milczała. Domyślała się, że zapewne ich relacje musiały sporo ucierpieć przez śmierć Costii. Jednak teraz wyglądali jak jedna wielka, szczęśliwa rodzinka i nawet jeśli otrzymała zaproszenie na wspólny obiad to wciąż nie była pewna czy znajdzie się dla niej miejsce w tej wesołej gromadce.
- Clarke... - łagodny głos Lexy jak zawsze skutecznie wyciągnął ją z rozmyślań.
Ponownie skupiła się na postaci pani weterynarz. Zastanawiała się czasem jaką szczęściarą musiała być jej żona, która poznała ją, gdy Woods wciąż nie była tak pokrzywdzona przez los. Zastanawiała się jak bardzo szatynka zmieniła się po jej śmierci. Dopiero po tym jak na nowo, zatopiła się w spojrzeniu tych cudownych zielonych oczu, skarciła się za podobne myśli. Nie powinna skupiać się za bardzo na jej przeszłości.
- Wiem, że to wszystko może wydać ci się dziwne, ale naprawdę Mary i Derrick są dla mnie wyjątkowi. Zawsze traktowali mnie dobrze. Nawet lepiej niż moja prawdziwa rodzina - powiedziała w końcu, a blondynka przytaknęła.
Oprócz kilku faktów o ojcu to Griffin nie posiadała większej wiedzy na  temat familii Woodsów. Domyśliła się jednak, że z pewnością stosunki między członkami owej rodziny nie mogły być zbyt dobre. Zwłaszcza, że Lexa została odrzucona przez swego ojca, gdy poznał jej prawdziwą tożsamość. To musiał być dla niej naprawdę ciężki cios.
- Jasne. Rozumiem... Jesteś do nich przywiązana - odparła nieco roztargniona. - Nie powinnam tak do ciebie wpadać bez zapowiedzi.
Zupełnie nie rozumiała jakimi ścieżkami wędruje teraz jej umysł. Być może było to jedynie spowodowane zetknięciem z Boltonami, których wzięła za rodziców Lexy, podejrzewając ją niemal od razu o kłamstwo w sprawie swojej rodziny. W tamtym momencie była naprawdę zdziwiona i jednocześnie wściekła na szatynkę. Teraz jedynie było jej głupio. Cieszyła się jednak z tego, że nie zdążyła uprzednio wywołać żadnej awantury pod wpływem emocji. Miała ochotę po prostu ulotnić się z tego mieszkania nim zdąży jeszcze palnąć jakąś głupotę.
- Clarke - po raz kolejny głos Lexy zatrzymał ją przed tym nim zdołała opuścić jej kuchnię.
- Co takiego? - starała się zabrzmieć w miarę spokojnie, ale nie wiedziała czy na pewno jej się to udało.
Woods spoglądała na nią, lekko zdenerwowana przez to, co miała jej do powiedzenia.
- Kiedy się poznałyśmy wciąż nie pogodziłam się z faktem, że Costia odeszła - wyznała, przygryzając nerwowo dolną wargę i bawiąc się zawieszoną na łańcuszku obrączką, którą obracała w palcach.
Clarke mocniej zabiło serce. Nie spodziewała się takich słów z jej strony, ale po tak zaczętym monologu zaczęła obawiać się tego, co jeszcze mogłaby usłyszeć.
- Zawsze myślałam, że jest moją pierwszą, prawdziwą miłością i nigdy nie spotkam już nikogo na tyle wyjątkowego. Myliłam się - Griffin wstrzymała oddech, gdy zobaczyła jak Woods pewnym ruchem chwyta w pięść pierścionek i zrywa go ze swojej szyi. - Udowodniłaś mi, że nie mam racji. Jesteś wyjątkowa i... Boże, zakochałam się w tobie do szaleństwa. Nawet jeśli wcześniej byłam na tyle ślepa, by tego nie dostrzec.
Clarke nie wiedziała w jaki sposób powinna odpowiedzieć na podobne wyznanie. Nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów, które mogłaby wypowiedzieć. Dlatego jedynie obserwowała jak Lexa powoli klęka przed nią na kuchennej posadzce.
- Clarke Griffin, ślubuję ci wierność i przysięgam traktować twoje potrzeby niczym moje własne - powiedziała, pozwalając po raz pierwszy od długiego czasu na to, by jej emocje same znalazły ujście w odpowiednich słowach. - Kocham cię. Pragnę byś została moją żoną. Może nie teraz, a za kilka lat, ale... Chcę byś była szczęśliwa przy moim boku i zrobię wszystko, byś była świadoma, że jesteś jedyną kobietą w moim sercu.
Clarke czuła jak do oczu napływają jej łzy, które lada chwila mogłyby popłynąć po jej policzkach. Nie spodziewała się podobnego gestu ze strony szatynki. Podeszła do niej, sięgając do dłoni, w której zielonooka trzymała ofiarowywaną jej w geście oddania i wierności starą obrączkę ślubną. Nunc scio quid sit amor, głosiły słowa, które były na niej wyryte. Griffin miała wrażenie, że teraz obie wiedzą czym jest miłość.
- Lexo Woods... - zaczęła spokojnie, pomagając jej się podnieść z klęczek i uśmiechając się mimo tego, że w każdej chwili gotowa była się rozpłakać z nadmiaru emocji. - Kocham cię i chcę spędzić z tobą długie lata. Pragnę uczynić cię szczęśliwą i postarać się o to, byś już nigdy nie musiała cierpieć...
Szatynka uśmiechnęła się delikatnie, starając się zatuszować fakt, że także jej oczy zaczęły błyszczeć od wzbierających w nich łez. Clarke objęła ją i przyciągnęła ją do siebie bliżej, by mogły trwać w swoich objęciach, napawając się swoją bliskością i ciepłem. Wkrótce ich usta odnalazły się wzajemnie, by złożyć na sobie delikatne, przepełnione uczuciem pocałunki. Blondynka sięgnęła dłonią do policzka pani weterynarz, by zetrzeć wnętrzem dłoni spływającą po nim aktualnie łzę. Oderwała się od warg Lexy i uśmiechnęła się do niej delikatnie.
- Właściwie to czemu nie pojechałaś z nimi na ten mecz baseballa? - zapytała niespodziewanie, a Woods roześmiała się cicho lecz szczerze.
- Ponieważ mam na górze do złożenia komplet mebli z Ikei - odpowiedziała, oplatając blondynkę w pasie swoimi ramionami. - Chcesz pobawić się w dom i pomóc mi je ogarnąć?
Griffin pokręciła głową, wyraźnie rozbawiona jej słowami, ale z chęcią przystała na propozycję.
- Jasne, że tak. Przynajmniej będziesz widziała, co nas czeka jak już razem zamieszkamy - odparła, a szatynka odsunęła się od niej i chwyciła jej dłoń, by zaprowadzić ją na piętro.
Nie wiedziała jeszcze co takiego zgotuje dla nich przyszłość, ale miała nadzieję, że czeka je więcej wspólnie spędzonych chwil, gdy nie będą mogły powstrzymać uśmiechów, a każda przeszkoda na jaką się natkną w swoim życiu zostanie przez nie pokonana.

____________________________________
Nadszedł wreszcie ten dzień. Jest to ostatni rozdział Lexacoon jeśli nie liczyć Epilogu, który planuję napisać, gdy tylko uporam się z kolejną częścią Endgame. Naprawdę dziękuję wszystkim, którzy zdołali wytrzymać przez te wszystkie rozdziały. Do zobaczenia w epilogu! 😘

Lexacoon ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz