Epilog: Wszystkie szopy nasze są

4.4K 364 53
                                    

W całym swoim życiu Lexa jeszcze nie stresowała się tak bardzo. Po drodze przejechała chyba na trzech czerwonych światłach. Właściwie klaksony wściekłych kierowców nie milkły, gdy pędziła ile mocy w silniku do szpitala, w którym następnie wydreptała z kilka kilometrów w małym wąskim korytarzyku. Nie była w stanie usiąść koło Lincolna czy Octavii, by czekać w spokoju. Nie potrafiła. Musiała pozostać w ruchu, który napędzał jej mięśnie do wysiłku. Sytuacji nie polepszał na pewno fakt, że zza drzwi dochodziły głośne krzyki. Dopiero po pewnym czasie obok niej pojawiła się Abby, która była równie mocno przejęta całą sytuacją. Co prawda miała zaufanie do personelu, z którym pracowała od tylu lat, ale cała sytuacja i tak odcisnęła na niej swoje piętno w postaci widocznego zmęczenia i zdenerwowania.
- Możesz do niej wejść... Tylko proszę, nie przeraź się - powiedziała cicho kobieta.
Woods momentalnie zbladła na ostatnie słowa kobiety. Ze strachu upodobniła się kolorystycznie do pociągniętych białą farbą ścian. Mimo wszystko nacisnęła klamkę i weszła do pomieszczenia. Niezagłuszane już przez drzwi krzyki stały się nagle dużo wyraźniejsze i szatynka mogła zrozumieć niektóre z padających słów.
- Kurwa!
Lexa spojrzała zdziwiona na Clarke, miotającą na prawo i lewo przekleństwami. To nie było do niej podobne. Tym bardziej, że położna nie była w stanie jej uspokoić.
- Już nigdy więcej do chuja pana! - wrzasnęła głośno blondynka. - Lexa, czyj był właściwie ten debilny pomysł?!
Jeszcze kilka miesięcy, ba kilka godzin temu idea posiadania dziecka wydawała się czymś wspaniałym. Jednak jak widać niebieskooka zmieniła całkowicie zdanie, gdy musiała się zmierzyć z bólami porodowymi.
Szatynka usiadła na krześle obok łóżka i chwyciła dłoń swojej ukochanej, składając na niej delikatny pocałunek.
- Wszystko będzie dobrze, kochanie. Dasz radę. Po prostu przyj - powiedziała spokojnie.
- W dupę se wsadź te porady!
Woods starała się ignorować te wszystkie krzyki. Zresztą obecnie przez nagromadzenie wszystkich emocji i tak wszystko docierało do niej jak przez mgłę. Czuła tylko jak Clarke ściska jej rękę niczym imadło. Dochodziły do niej przytłumione krzyki, a nozdrza drażnił szpitalny zapach, który powoli zaczął być maskowany przez inne, jeszcze jej nie znane. Lexa objęła blondynkę ramieniem, pomagając jej podnieść z łóżka górną połowę ciała, by wspomóc ją w wypieraniu dziecka z macicy. Niezwykle romantyczny gest, prawda? Obserwowała uważnie jak jej ukochana radzi sobie z sytuacją. Co jakiś czas zerkała również na znajdującą się pomiędzy udami niebieskookiej położną.
- Mam je! - zawołała w końcu.
Clarke wykończona opadła na poduszki, a jej krzyki zastąpił donośny płacz dziecka. To dobry znak. Odbierająca poród kobieta owinęła maleństwo w czyściutki ręczniczek i zbliżyła się do oczekujących na nie mam.
- Gratuluję. Śliczna córeczka - powiedziała.
Lexa nie potrafiła opanować szerokiego uśmiechu. Pękała z dumy i nie mogła się napatrzeć na tę małą istotkę, do której już zdążyła zapałać nieograniczoną miłością.
- Jest piękna - powiedziała słabym głosem blondynka.
- Zupełnie jak ty, skarbie... - szepnęła Woods, całując ją w pokrytą warstewką potu skroń.

Lexa wciąż nie otwierała oczu mimo, iż została już wyrwana ze stanu nieświadomości, który towarzyszył jej, gdy spała. Wszystko przez pewien ciężar, który z impetem padł na jej łóżko. Zamiast jednak poświęcić temu swoją uwagę, zastanawiała się dlaczego jej sen przybrał formę wspomnienia z dnia narodzin ich pierwszego dziecka. Niestety nie mogła rozmyślać zbyt długo, bo tuż przy jej uchu rozbrzmiał słodki głosik.
- Mamo! Wstawaj, mamo! - wołała mała dziewczynka, potrząsając jej ramieniem. - Mamuś zrobiła już śniadanie!
Lexa westchnęła ciężko. Wciąż nie wyspała się po ciężkim przypadku w klinice, który zatrzymał ją tam do późnych godzin nocnych. Powoli podniosła powieki, by zerknąć przelotnie na pustą połowę łóżka należącą do Clarke. Dopiero potem spojrzała na filigranową blondyneczkę klęczącą przy niej i starającą się ją dobudzić. Uśmiechnęła się na ten widok. Podniosła się z łóżka i przytuliła do siebie dziewczynkę.
- Jak się dziś miewa moja ulubiona córka? - zapytała z rozbawieniem.
- Jestem twoją jedyną córką, mamo - przypomniała jej, pozwalając na to, by kobieta wplotła palce w jej długie włosy, niszcząc przy tym ich ułożenie.
- No właśnie - odparła zielonooka. - Zaraz przyjdę na śniadanie. Tylko odwiedzę jeszcze łazienkę.
Blondyneczka skinęła głową i pobiegła na parter, gdzie mieściła się kuchnia. Lexa z kolei poszła się odświeżyć, rozmyślając nad tym jak ogromną jest szczęściarą.

Lexacoon ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz