Rozdział 31: Wir emocjonalny

2.5K 239 14
                                    

Wyjechała. Zniknęła. Bez słowa. Dlaczego? Jaki miała ku temu powód? Clarke nerwowo obgryzała dotychczas zadbane paznokcie, zastanawiając się wciąż nad jedną i tą samą kwestią. Co takiego mogło się stać, że pani weterynarz podjęła takie, a nie inne działania? W końcu chyba tak po prostu by jej nie zostawiła, prawda? Nie po tym wszystkim. Lexa z pewnością nie należała do tych, które zaliczają poznane blondyneczki, a potem odchodzą. To, że zdążyły się ze sobą przespać to na pewno przypadek. Zbieg okoliczności... A jeśli nie?
Griffin przez cały tydzień od czasu, gdy ostatni raz widziała Lexę zadręczała się wszelkimi pytaniami, na które nie potrafiła znaleźć odpowiedzi. To ją najprościej mówiąc wykańczało. Za dużo niewiadomych. Przez te dni była chodzącym kłębkiem nerwów. Wydzwaniała regularnie do szatynki, ale jej telefon pozostawał martwy. Milczał jak zaklęty. Nie miała od niej najmniejszej wieści. Łudziła się, że to tylko stan przejściowy, ale im więcej czasu mijało tym bardziej bolesne stało się przekonywanie samej siebie, że będzie lepiej.
Regularnie składała wizyty pod domem Woods, ale nigdy nie zastała kogokolwiek. Mimo, że nieraz przesiadywała pod jej drzwiami przez dość długi czas. Na nic się to zdało.
Nawet Augustus wydawał się jakiś przygaszony. Nie rozrabiał. Przynajmniej nie tyle co kiedyś. Wydawało się jakby jemu też brakowało Lexy, albo jakby samopoczucie Clarke mu się udzielało. Często przychodził do niej, kładąc uszy po sobie i siedział przy niej, dając się drapać po szopim łebku. W zasadzie nie różnił się tak znacząco od psa, kota czy innego domowego zwierzątka. Trwał przy swojej właścicielce, starając się dodać jej choć trochę otuchy. Oprócz niego miała także innych bliskich, którzy chcieli ją jakoś podtrzymać na duchu. Lincoln i Octavia starali się ją regularnie doglądać, ale jej prawdziwym aniołem stróżem była Raven. Reyes przychodziła do niej często zaraz po pracy. Bez pytania parzyła im obu herbatę i siedziała z Griffin niejednokrotnie w ciszy przez kilka godzin, trzymając przyjaciółkę w ramionach i starając się ją uspokoić, gdy nie miała tego wszystkiego dość i zdobywała się na uronienie łez.
Clarke naprawdę doceniała obecność Latynoski. Kochała ją nad życie. Oczywiście na swój własny sposób. Dziewczyna była dla niej niczym siostra, której nigdy nie miała. Leżenie na kanapie z głową na klatce piersiowej szatynki niesamowicie ją odprężało. Zwłaszcza, gdy czuła wokół swojego ciała jej ramiona, a rytm bicia jej serca powoli kołysał ją do snu. To nie było to samo, co z Lexą, ale Reyes potrafiła dać jej poczucie bezpieczeństwa i bycia kochaną. Na pewno zasługiwała na tytuł przyjaciółki roku.
Z każdym kolejnym dniem niepokój blondynki przybierał na sile. Zastanawiała się nawet czy nie zgłosić całej sprawy na policję, ale Lincoln wybił jej ten pomysł z głowy. Twierdził, że Woods jest dorosła i wie co robi. Zwłaszcza, że wyjechała z własnej woli. Zresztą nawet nie wiedzieli gdzie. Mogła być w dowolnym miejscu w kraju, albo i poza nim. Co takiego mogliby wskórać? Griffin nie była tego taka pewna, ale zgodziła się z nim. Postanowiła, że przestanie się tym przejmować, ale wcale nie było to takie proste. Jej myśli ciągle wracały do postaci pani weterynarz. Przypominała sobie wszelkie szczegóły dotyczące ich znajomości. Zapach jej ubrań, dotyk jej delikatnych palców czy szczególny tembr głosu, gdy wymawiała jej imię. Niejednokrotnie, gdy już miała zasypiać widziała przed sobą te cudowne zielone oczy i mogłaby przysiąc, że między palcami czuje jedwabiste pasma jej włosów. Najgorsze, że zdołała doświadczyć jej bliskości tuż przed tą brutalną rozłąką. Tak zdecydowanie nie powinno być.
W drugim tygodniu nieobecności Woods udało jej się odzyskać pewną równowagę psychiczną. Już nie wypłakiwała się w nocy, zagryzając w łóżku materiał poduszki, by nie wydobyć z siebie szlochu. Nie dzwoniła do niej po kilkanaście razy. Przestała przyjeżdżać pod jej dom. Wiedziała, że jeśli Lexa pojawi się w okolicy to dowie się o tym tak czy siak. Zamiast tego postanowiła tworzyć. Starała się wykreować postacie godne najlepszego fantasy. Elfy, krasnoludy czy gnomy... Aby tylko móc wprowadzić się w stan natchnienia postanowiła poświęcić się grom komputerowym w podobnej tematyce. Postanowiła w jak najkrótszym czasie przejść wszystkie części Dragon Age, gdyż podstawową wersję gry, do której miała stworzyć dodatek zdążyła już ukończyć. Traktowała więc swoją małą rozrywkę jako swego rodzaju research i rozeznanie w tym jakie postacie zostały przedstawione w innych dziełach fantasy oraz w jaki sposób je wykreowano. Musiała w końcu sama je stworzyć. Co prawda współpracowała przy tym z twórcą scenariusza, który zaznaczał kilka swoich uwag wedle których miała pracować, ale pominąwszy istotne elementy przez niego przedstawione to miała właściwie wolną rękę. To ona we wszelkich szkicach koncepcyjnych i grafikach ukazywała świat, w którym toczyła się historia i jego bohaterów.
Naprawdę nie wiedziała, co powinna ze sobą począć, gdy już ukończy rozgrywkę. Może powinna się wtedy zabrać za grę w trylogię Wiedźmina? Chociaż chyba lepiej poświęcić się książkom. Zajmują więcej czasu i odciągną ją na dłuższy czas od myśli o pewnej szatynce, o której teraz myślała jako o osobie, która najzwyczajniej złamała jej serce. Jak inaczej mogłaby patrzeć na tę sytuację? Lexa zniknęła bez słowa. Wyjechała, Bóg jeden wie gdzie. O ile wcześniej blondynka była załamana jej nieobecnością i nie potrafiła znaleźć dla siebie miejsca to teraz naprawdę dobrze czuła się w swoim mieszkaniu. Do tego była wściekła. Była zła na Woods za to, że nie daje znaku życia. Mogła leżeć w jakimś rynsztoku z poderżniętym gardłem lub równie dobrze wylegiwać się na Bahamach popijając drinki z palemką. Chociaż przy tej drugiej opcji liczyła jednak na jakieś powiadomienie. Chociażby durną pocztówkę, wiadomość tekstową w jakimkolwiek wydaniu. Właściwie cokolwiek. Ta niewiedza była dobijająca i sprawiała, że mimo usilnych prób ciężko jej było wieść normalne życie ze świadomością, że ktoś kto mógłby stać się jego naprawdę ważnym elementem po prostu odszedł. Bez powodu. Mogła jedynie z całą mocą stwierdzić, że wszelkie uczucia były przereklamowane i prowadziły jedynie do rozczarowania. Chociaż może to tylko w jej przypadku. W końcu Octavii i Lincolnowi się powodziło i to całkiem nieźle. Byli wciąż szaleńczo w sobie zakochani, mieszkali razem, a także planowali ślub. Ich życie było idealne. Układało im się zarówno w pracy jak i miłości. Zastanawiała się czy wygrali u Boga jakąś loterię czy po prostu stanowią wyjątek potwierdzający regułę. Chociaż zaraz obok nich znajdowała się jej własna matka, która po śmierci męża odnalazła szczęście z innym mężczyzną, który okazał się cudowny. W sumie jak się nad tym zastanowić to może ciążyło nad nią jakieś fatum? Może jakaś klątwa wszystkich od niej odstrasza? W końcu to niemożliwe, by każdy kogo pozna w końcu okazywał się niewarty uwagi. Bez względu na płeć, status majątkowy i inne rozróżniające ich duperele. Lexa wydawała się być wyjątkowa, a jednak jej tu nie ma. Uciekła jak tchórz z podkulonym ogonem.
Prowadzona właśnie przez Clarke postać zginęła w wyjątkowo głupi sposób. Blondynka w gniewie uderzyła z otwartej dłoni w biurko z taką siłą, że to niebezpiecznie się zatrzęsło. Nie wiedziała czy wynikało to z rozgoryczenia po śmierci wirtualnej postaci czy stanowiło kolejny, bezsensowny sposób odreagowania porzucenia przez panią weterynarz.
Poddała się jednak i wyłączyła komputer po czym usłyszała irytujący dźwięk przychodzącego połączenia. Zdecydowanie powinna zmienić dzwonek. Sięgnęła po telefon i nie wydało jej się niczym dziwnym, że na wyświetlaczu pojawiło się imię Lincolna. Odebrała bez większego zastanowienia, przykładając urządzenie do ucha.
- Tak? - spytała niemal machinalnie.
- Wróciła, Clarke - wypowiedział dwa słowa przez które ciało blondynki nagle zesztywniało.
Miała wrażenie, że się przesłyszała i z pewnością musiała zajść jakaś pomyłka. Czy na pewno mówi o tej osobie, o której właśnie myślała?
- Jak to? - wykrztusiła.
- Tris, dziewczyna z recepcji, widziała ją dziś rano przed kliniką. Załatwiała sprawy z tą znajomą, która ją zastępowała. Prawdopodobnie jest teraz u siebie...
Griffin wysłuchała tego tłumaczenia, zastanawiając się czy to się dzieje naprawdę. Nie widząc jednak podstaw, by wątpić w słowa przyjaciela podziękowała mu za informacje, rozłączając się. Niektóre rzeczy powinna jednak usłyszeć od Lexy. Musiała do niej się udać. Najlepiej od razu, by nie tracić czasu. Spojrzała niepewnie na drżącą dłoń, która jeszcze przed chwilą trzymała telefon. Była w tej chwili wzburzona, to pewne. Nie podejrzewała też, by krótka przechadzka do domu Woods spowodowała, że wszystkie emocje magicznie znikną.

Lexacoon ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz