Rozdział 11: "Trzeba będzie tylko zdobyć te jaskry."

315 35 12
                                    

Toriel siedziała na skraju łóżka Chary, przyglądając się z troską swojej adoptowanej córce. Dziewczynka trzęsła się z zimna, otulona wszelkimi kocami i ubrana w grube rzeczy. Zapadnięte policzki pokrywała czerwona barwa, na czole lśniły krople potu. Niezręczną ciszę przerwało ciche pikanie elektrycznego termometru. Dziewczyna, nie spiesząc się z tym za specjalnie, powoli wyjęła przedmiot i podała go przybranej rodzicielce.

- Trzydzieści dziewięć i pięć - odczytała kozia mama, wzdychając przy tym cicho. Pogładziła Charę po włoskach. - Grypa, skarbie.

Chara pokiwała ze zrozumieniem głową. Podejrzewała, że to przez pobyt w Laboratorium oraz duże ilości czasu spędzane w Snowdin sprawiły, że ma teraz tak wysoką temperaturę. W dodatku bolały ją wszystkie mięśnie. I było jej tak zimno...

- Przyniosę jakieś tabletki, by zbiły ci tą gorączkę, dobrze, maleńka? - Toriel nie przestawała gładzić jej po włosach.

- Dobrze - powiedziała słabym głosem. Nie czuła się najlepiej. Wydawało się jej, jakby była przymulona. W dodatku ciągle chciało się jej spać...

Królowa wstała i wyszła z pokoju. Dziewczyna została sama, ale nie na długo. Asriel szybko wślizgnął się do ich pokoju i zajął miejsce niedawno opuszczone przez mamę.

- I co? - spytał,m głosem pełnym troski.

- Grypa, Azzy - Chara posłała mu delikatny uśmiech. - Uważaj, bo się jeszcze zarazisz.

- Ja nigdy nie choruję - oświadczył z dumą. - Zimno ci?

- Trochę - przyznała, szczelniej otulając się kołdrą. - Ale to u ludzi jest normalne, zwłaszcza przy takiej temperaturze - wyjaśniła, z bladym uśmiechem na ustach. Widziała, że Azzy się niepokoi, i to bardzo, dlatego chciała go uspokoić.

- Ale to ci minie? - dopytywał dalej. Nie przekonywały go słowa Chary.

- Tak, nieraz miałam grypę - zrobiła krótką przerwę, by paskudnie zakasłać. W całej chorobie najbardziej denerwowało ją właśnie kasłanie. Nie dość, że okropnie bolało ją gardło, to czuła się tak, jakby za chwilę miała wypluć płuca. Zdecydowanie, kaszel był jedną z najgorszych objaw tej choroby.

Ciche skrzypienie drzwi obwieściło przybycie Toriel. Koziołek ustąpił miejsca mamie, przenosząc się na własne łóżko i stamtąd zaczął obserwować poczynania królowej. Kozia mama, ubrana w piękne, fioletowe szaty, zajęła stare miejsce Asriela, posyłając synowi uspokajające spojrzenie. Podała dziewczynie niebieską kapsułkę oraz szklankę napełnioną wodą.

Chara włożyła tabletkę do ust i wypiła kilka łyków wody. Po chwili musiała zaprzestać tej czynności, gdyż odezwało się bolące i drapiące gardło. Królowa spojrzała na nią ze współczuciem, zaczynając głaskać ją po głowie.

- Masz paskudny kaszel, kochanie - mówiła głosem przepełnionym matczyną miłością. - Pójdę kupić jakiś syrop, bo inaczej cię wykończy. Asrielu - zwróciła się do syna - zaopiekujesz się Charą pod moją nieobecność, dobrze? Tata jest na jakimś ważnym spotkaniu, a znając go, zapewne przyjdzie na kolację.

- Dobrze, mamo - koziołek posłał jej uspokajający uśmiech.

Toriel, uradowana z postawy syna, wstała z materacu i skierowała swój krok w stronę drzwi, omijając wszelkie kartki papieru, ołówki oraz kredki walające się po drewnianej podłodze. Nim przekroczyła próg, dodała:

- Zaraz wracam, moje dzieci.

Dziewczyna odczekała, aż jej opiekunka się oddali, i zaraz podniosła się do pozycji półsiedzącej. Mimo dużego osłabienia, musiała się upewnić, czy Asriel zrobił to, o co ona go poprosiła.

- Masz to? - spytała, po czym znów paskudnie zakasłała.

Koziołek zmienił miejsce siedzenia, po czym z kieszeni czarnych spodni wyjął niedużą, nieco pogiętą kartkę i podał ją ludzkiemu dziecku. Chara szybko ją rozłożyła i przeleciała wzrokiem po tekście. Pismo było niewyraźne, wąskie, ale wbrew pozorom łatwo czytało. Prawie łatwo. Nie mogła odczytać jednego słowa...

- Hej... Tu pisze "buttercups" czy "butter spacja cups"? - spytała, pokazując palcem niewyraźne słowo.

Koziołek zmarszczył brwi i zmrużył zielone ślepka. Po krótkiej chwili pewnie odparł, że nie ma tam spacji. Chara pokiwała głową, i powróciła do czytania tekstu.

- Jajka, mąkę i te inne pierdoły mama na pewno ma... - mruczała pod nosem. - Trzeba będzie tylko zdobyć te jaskry. Asriel - podniosła głowę, by spojrzeć na księcia - rodzice dzień przed Świętami idą na jakieś ważne spotkanie, co nie?

- No tak - przytaknął.

- Może wtedy byśmy zrobili im tą niespodziankę? Bo w Święta przecież będą w domu, więc dowiedzą się o wszystkim - wyjaśniła.

- To jest myśl... - zgodził się. - A co z tym swetrem?

- Moja w tym głową, nie martw się - uśmiechnęła się słabo. - Przyniesiesz mi trochę czekolady?

Koziołek pokiwał twierdząco, i zniknął za drzwiami. Chara nawet nie myślała, by wypoczywać. Powoli odczuwała, że tabletka zaczęła działać. Poprawiła poduszkę i sięgnęła z szafki nocnej książkę napisaną przez jakiegoś potwora o wojnie pomiędzy dwiema rasami. Przeczytała dopiero połowę. Mimo, że - według niej - była bardzo nudząca, uparła się, by przeczytać ją do końca.

Asriel wrócił bardzo szybko, ściskając w łapce tabliczkę czekolady. Kiedy tylko Chara ujrzała go w drzwiach, odkryła kołdrę, przesunęła się tak, by miejsca wystarczyło dla drugiej osoby i poklepała wolne miejsce obok siebie. Asriel zajął pusty kawałek materacu i po przykryciu kołdrą ich obu podał jej czekoladę.

- Dzięki, Asriel - dziewczyna przyjęła od niego słodycz i chwilę później odpakowała. Nim pierwsza wzięła kostkę, poczęstowała Asriela.

- Co czytasz? - spytał niewyraźnie koziołek przez kostkę czekolady w buzi.

- Jakąś książkę o wojnie - wzruszyła ramionami. - Trochę nudna.

- Nie przesadzaj. Ten potwór dobrze to opisał!

- Może dla ciebie - westchnęła ciężko, opierając głowę o jego ramię. Tak... dopiero teraz było jej wygodnie.

***

Toriel Dreemur szybkim krokiem kierowała się w stronę pałacu. Wiedziała, że była mocno spóźniona. Poprawiła fioletowy szal i otworzyła drzwi do własnego domu. Nie przejęła się panującą tu ciszą i niemalże natychmiast poszła do pokoju adoptowanej córki.

Martwiła się o Charę. Niepokoiła ją jej choroba. Skąd tu grypa w Podziemiach? Potworne dzieci rzadko chorowały na takie typowe dla ludzi choroby. Więc skąd to się wzięło?

Nawet nie pukając, weszła do pokoju swoich potomków i na wstępie zaczęła mówić:

- Przepraszam, skarbie, że tak długo, ale...

Urwała w pół zdania. Widok, który zastała wręcz poruszył jej serce.

Chara wtulała się w ciałko Asriela, a ten obejmował ją ramieniem. Klatki piersiowe obojga (?) dzieci unosiły się i opadały w spokojnym rytmie co świadczyło o ich głębokim śnie. Toriel jak najciszej pokonała odległość dzielącą ją od łóżka, wyjęła z koszyka pełnego zakupów lekarstwo i postawiła je na szafce nocnej. Odłożyła na bok książkę historyczną, którą niemocno ściskała Chara, odgarnęła z jej czółka włoski i przyłożyła do niego łapę. Nie było tak gorące, jak wcześniej. Uznała to za dobry znak.

Poprawiła kołdrę i po pocałowaniu w czoło każdego z dzieciaków opuściła pokój. Nie mogła im przecież przeszkadzać we śnie, prawda?

Chara || Undertale FF (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz