~5~

4.6K 242 43
                                    

-Kochanie. Wstawaj.-szepnął miły i ciepły głos,który dobrze znałam.-Wstawaj już.

Otworzyłam oczy,lecz po chwili zamknęłam je od rażącego i białego światła.Gdy mój wzrok wreszcie przyzwyczaił się do blasku,uchyliłam powieki,a moim ślepią ukazał się stary domek w środku lasu.Bardzo dobrze go znałam,bo właśnie tu dorastałam.Stare i lekko wilgotne od deszczu kamienne ściany, pokrył meszek ,a drzewa zachwycały swoimi szmaragdowymi liśćmi,które od promieni słońca robiły się coraz piękniejsze.Powietrze było tak czyste i pachnące,że odetchnęłam pełną piersią, zachwycając się najdrobniejszymi szczegółami w tym miejscu.

-No choć już.Ile mam jeszcze czekać?-zza drewnianych drzwi wyłoniła się drobna postać o pięknych długich blond włosach i o niespotykanych turkusowych oczach.Od razu wiedziałam kto to jest.

-Mamo.-zachlipałam szczęśliwa.Podeszłam bliżej kobiety i dotknęłam jej włosów,by upewnić się czy to nie sen.I nie,to nie był sen.Stała tu prze de mną i patrzyła na mnie z miłością wypisaną w jej wzroku.Rozchyliła swoje ręce i zamknęła mnie w szczelnym rodzicielskim uścisku.Z pod moich powiek zaczęły lecieć mokre i słone łzy.Tak dawno nie płakałam,że zapomniałam jak to jest.-No już,nie płacz.

-Mamo?Czy ja umarłam?-spytałam.

-Nie, jeszcze nie kochanie.Jesteś na skraju śmierci.

Matka wypuściła mnie ze swojego uścisku i poprowadziła do środka.Dom nie zmienił się, o żaden najmniejszy szczegół.Pełen szczęścia i miłości ,stał na środku pięknego żywego lasu ciesząc się spokojem i ciszą.Kobieta poprowadziła mnie do ogrodu,gdzie zawsze spędzałam najwięcej czasu.Zapach kwiatów unosił się po całej powierzchni i docierał bezpośrednio do nozdrzy.

-Mogę tu zostać z tobą?

-Tak strasznie bym chciała,ale jesteś jeszcze za młoda na śmierć,masz długie życie przed sobą.A najważniejszym twoim zadaniem, jest pomoc w odzyskaniu Narnii.Miraz nie spocznie,póki nie wytępi wszystkich Narnijczyków .-rzekła i spojrzała na mnie wzrokiem pełnym smutku,a za razem pełnym miłości.

-Poradzą sobie.Mają Piotra,Kaspiana...-mówiłam lecz w połowie zdania przerwała mi.

-Mamy mało czasu.-rzekła pośpiesznie po czym dodała-Musisz wreszcie zrozumieć,że bez twojej pomocy,oni wszyscy zginą.WSZYSCY.-skamieniałam.Nie mogą zginąć-pomyślałam.Zdziwiłam się,skąd mam takie nagłe przebłyski dobroci.Przez swoje krótkie lecz ryzykowne życie nauczyłam się niechęci do wszystkich ludzi i stworzeń,ale teraz maska obojętności ,którą długo nosiłam,spadła i roztrzaskała się na malutkie kawałeczki.-Musisz tam wrócić,ale pamiętaj,że kiedyś na pewno się spotkamy.Obiecuję.-dokończyła i pocałowała mnie czuło w czoło.

Świat dookoła zakręcił się niespodziewanie,przybierając szare barwy.Moja głowa zaczęła pękać z bólu oraz natłoku dziwnych niezrozumiałych szeptów.Ból przeszył moje plecy.Chciałam krzyknąć,ale ciało nie reagowało na żaden impuls przesyłany z mojego mózgu.Pochłonęła mnie ciemność...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

-Nie oddycha.-usłyszałam cichy szept na de mną.Uchyliłam powieki by zobaczyć...cokolwiek.
Światło dzienne wpadło do moich oczu ,co przyczyniło się do ich zamknięcia.Ponownie uchyliłam powieki,ale teraz widziałam wszystko bardzo wyraźnie.
Leżałam w jakimś czerwonym namiocie.Nie miał więcej niż pięć na pięć metrów.W prawym rogu stał mały stolik,na którym była miska z wodą,co mnie zdziwiło,szkarłatną wodą.Po za tym stolikiem i paroma innymi rzeczami ,nie było tu żadnych ciekawych lub przykuwających uwagi rzeczy.
Poczułam nieprzyjemny ucisk na plecach i dopiero teraz zdałam sobie sprawę,że nie mam na sobie swoich ubrań,tylko jakąś długą białą tunikę,a moja talia była zawinięta w bandarz.
Jeszcze raz przeleciałam wzrokiem po prowizorycznym pomieszczeniu i dopiero teraz zauważyłam Kaspiana i Edmunda,którzy zawzięcie ze sobą rozmawiali.

-Jak to,nie oddycha?-zapytał zezłoszczony Edmund-Przecież niedawno oddychała normalnie,a przede wszystkim żyła.

-Straciła dużo krwi.

-Daj spokój,nie aż tak dużo.-wtrąciłam,a ich wzrok od razu skierował się w moją stronę.
Kaspinan nie krył zdziwienia,zaś Edmund szybko do mnie podbiegł.

-Myśleliśmy,że nie żyjesz.-odrzekł uradowany chłopak.
Spojrzałam w jego brązowe oczy,a naprawdę miał piękne oczy.W porównaniu do moich nie wyrażały obojętności,tylko troskę i przejęcie innym człowiekiem.Nastolatek skanował każdy skrawek mojej twarzy.Uśmiechnął się pięknie i przytulił mnie przywołując przy tym do pozycji siedzącej.
Zaskoczona jego nagłą reakcją czekałam tylko,aż w końcu wypuści mnie ze swoich ramion.

-Co się stało?Ile spałam?-spytałam,a chłopak wypuścił mnie z ramion.

-Ktoś próbował cię zabić.Jakiś rycerzyk w lśniącej zbroi.Może wiesz kto to był?-odrzekł Kaspian siadając u mojego boku.

-Tak wiem, ale to nie był nikt ważny.Ważne pytanie jest takie:Czy go zabiliście?

-Nie,zdołał uciec.Ale nie martw się,nie poszedł daleko.-stwierdził Książę.

-No dobrze chłopcy,a teraz wyjdźcie.Muszę się ubrać.-wstałam chwiejnym krokiem i skierowałam się do stolika,na którym leżały moje ubrania.
Wzięłam je do ręki i rzuciłam na posłanie.-No już,wychodzie.

-No co ty.Daj popatrzeć.-zaśmiał się Kaspian.Zmroziłam go spojrzeniem i wypchnęłam obydwóch z namiotu.

Gdy wyszłam ,ubrana w swój strój,słońce chowało się powoli za horyzontem.Niebo przybierało purpurowej barwy,a na nim pojawiały się pierwsze migoczące gwiazdy.Chłodne wieczorne powietrze dostało się do moich nozdrzy wywołując przyjemny dreszczyk.
Ruszyłam zdecydowanym krokiem do świątyni,gdzie zapewne odbywały się narady...

-Wiedziałem,że to tak się skończy.-powiedział podniesionym głosem,Kaspian.-Mówłem,że nikt jeszcze nie zobył tego zamku.Mówiłem!!

-Nasza liczebność zmniejszyła się o prawie połowę.-odrzekła Zuzanna-Nie mamy szans.Oni mają cztery, a nawet pięć razy więcej wojsk od nas.Jak my teraz wygramy?-dodała zrozpaczona.

-Jest jeden sposób.-powiedziałam równo z Kaspianem-Mianowicie walka królów.To tradyca,której Miraz  nie może odrzucić.To by ukazało u niego słabość.Piotr musiałby się z nim zmierzyć.-kontynułowałam-Zmierzyć na śmierć i życie.

Sale opanowała głucha cisza.Nikt się nie odezwał,a niektórzy nawet wstrzymali oddech i z niecierpliwością wyczekiwali decyzji Piotra.

-Ale złamie obietnice.-rzekł skruszony i spojrzał w moją stronę.Westchnęłam i powidziałam:

-Jeśli to nam pomoże zaryzykuje.

Drzwi Do Narnii Stoją Otworem [Część 1&2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz