Gdy już wbiegliśmy do ŁIZARDa, Doktor od razu podszedł do panelu kontrolnego i zaczął nas gdzieś przenosić. Maszyną, jak zwykle, zatrzęsło, a po chwili dało się słyszeć znajomy dźwięk.
Strasznie bolały mnie ręce, a to dlatego, że całą drogę niosłam Benny'ego. Wiedziałam, że nie będzie nadążać, więc od razu zaproponowałam zaniesienie go do maszyny, na co Doktor stwierdził, że nie ma takiej potrzeby, bo skrzat na pewno sobie poradzi. Jasne. Nie nadążał nawet, kiedy szliśmy, więc o bieganiu nie było mowy.
-Gdzie lecimy? - spytałam Nasirianina.
-W bezpieczne miejsce - odpowiedział wymijająco.
-Odpowiedz mi. Proszę - wręcz błagałam.
-Powiedz jej - wtrącił się skrzat. - Dużo dzisiaj przeszła, możesz jej chociaż powiedzieć, gdzie nas zabierasz.
-Dzięki Benny. I tak to nic nie pomoże, ale dziękuję - powiedziałam i uśmiechnęłam się do karzełka.
-Jesteśmy na Anihibisie - powiedział Doktor, po czym westchnął głęboko. - To będzie nasz dom przez tydzień.
-Co? Tydzień? - byłam w kompletnym szoku.
-Musimy mieć pewność, że na Ziemi nie będzie ani jednego Nasennego ani Arkajnaka. Do wody dodałem oktaberum (VIII) pinaremplintu (III). Pod wpływem wody zwiększa swoją objętość, a następnie się w niej rozpuszcza. Kiedy już bardziej nie będzie mógł się rozpuścić, ożyje. ZNajdzie wyjście i przemieści się do wody, która jeszcze nie tworzy roztworu nasyconego. To jego naturalna reakcja po zabraniu go ze środowiska życia. Wbrew pozorom to żywa istota.
-Zupełnie jak ŁIZARD - wtrąciłam.
-Skąd wiesz, że ŁIZARD żyje?
-Kiedy upadałam, podłożyła mi poduszki, a resztę dopowiedział skrzat.
Doktor wyglądał na zamyślonego. Przez długą chwilę milczał.
-Nad czym tak myślisz, Doktorze?- spytał Benny.
-Po co go stamtąd wyniosłaś? - krzyknął Nasirianin. - Mamy przez niego jeszcze jeden problem na głowie. Za wcześnie dowiedziałaś się niektórych rzeczy.
-Hmm, może pomyślałam, że skoro część ludzkości i tak zginie, to można by chociaż ocalić życie jednej istoty. Wygląda na to, że jakiś kosmita stał się bardziej ludzki od człowieka - wypaliłam. - Naprawdę, doceniam to, że dałeś mi swój długopis, dzięki któremu udało mi się przeżyć, ale Benny nie może dalej ratować tyłków twoich towarzyszy. Ty ich w to wpędziłeś, ty powinieneś ich ocalić. A, i jeszcze jedno, opcja nr 1 jest niewykonalna, bo trzeba przedzierać się przez labirynt.
Doktorowi chyba zrobiło się wstyd po tych słowach, bo aż się cały skulił. W sumie było mi go trochę szkoda, w końcu już dużo wycierpiał przez Nasennych i ich labirynt, ale starałam się tego nie okazywać. W głębi duszy wiedziałam, że on tak naprawdę zawinił.
***
Każdy dzień na Anihibisie wyglądał tak samo: na śniadanie jajecznica zrobiona z jaj rokoszy (tamtejszych kur), potem pomagaliśmy tubylcom opiekować się gospodarstwem - podlewaliśmy rośliny, plewiliśmy chwasty, zbieraliśmy dojrzałe plony, doiliśmy murajki i sprzątaliśmy. Na obiad była jakaś niebieska zupa. Potem mieliśmy wolne. Graliśmy wtedy z Bennym w gry. Doktora prawie nigdy nie było, zostaliśmy ze skrzatem praktycznie sami. Na kolację dostawaliśmy jakieś owoce oraz mleko, które wydoiliśmy przed obiadem.
Stworzenia mieszkające na Anihibisie, Anihibisianie, są naprawdę przyjaźni. Bardzo się o nas troszczyli i widać było, że zależy im, abyśmy dobrze się u nich czuli.
Z wyglądu także wyglądali na miłych. Byli trochę podobni do ludzi, lecz ich skóra miała niebieskawy odcień. Włosy mieli normalne, z tym że ułożone były w wymyślne fryzury. Nosy mieli duże, haczykowate, usta były bledsze od skóry, a oczy były zwykłe, najczęściej zielone.
Tak upłynął nam tydzień na Anihibisie. Po tym czasie przyleciał Doktor i w końcu z nami porozmiawiał. Chociaż w sumie powiedział tylko, że Saraparitoliusowie i Arkajnacy nie zagrażają już życiu na Ziemi i że możemy wracać.
Więc wróciliśmy.
CZYTASZ
Tajemniczy Władca (Doctor Who)
FantascienzaNazywam się Magdalena Mróz. To jest historia o tym, jak zmieniło się moje życie po poznaniu jednego, tylko jednego człowieka, chociaż, co do tego ostatniego, nie jestem w stu procentach pewna. Zwykły i niezwykły, stary i młody, wesoły i smutny - ws...