Wampiry, Bieszczady, czy może być dziwniej?

432 40 11
                                    

- Co tu się stało? - spytał Constantine, patrząc na całą sytuację z boku i solidnie nie ogarniając co właśnie przydarzyło się jego byłemu nemezis. 

- Poważnie poturbowaliście mojego przyjaciela. - odpowiedział Jesse, patrząc na niego jak na skończonego idiotę. 

- Tyle to wiem, ale... Czemu krowy? I czemu twój kumpel jest wampirem? - Constantine podszedł do na wpół zgniecionego Cassidy'ego i przyjrzał się jego uzębieniu. Poza zaskakującą ilością krwi, która normalnie nie zmieściłaby się w żadnym organizmie człowieko-podobnym (znaczące spojrzenie na pewnego reżysera, w którego filmach widzimy anatomiczne anomalie w stylu człowiek składający się z samej krwi i skóry...), z jego gęby wystawały też dwa wampirze kły. 

- Skąd wiesz, że Cass jest wampirem? - zapytał Custer, podejrzliwie przyglądając się poczynaniom egzorcysty.

- Właśnie mi to powiedziałeś. Wcześniej tylko zgadywałem. Na mojej Ziemi nie ma wampirów. A przynajmniej nigdy o żadnym nie słyszałem, ale z większości opisów można by wywnioskować, że posiadają kły i żywią się krwią. - odparł, wskazując na wspomniane fragmenty uzębienia. Przeanalizował całą sytuację i doszedł do wniosku, że lepiej będzie, jeżeli prawdę będzie odkrywać etapami. W końcu nigdy nie wiadomo, czy ludzki mózg nie może eksplodować z powodu zbyt dużego natężenia dziwności. 

Trzeba przyznać, że ta odpowiedź trochę zdziwiła kaznodzieję. A raczej zdziwiła go szybkość, z jaką nieznanemu gościowi udało się dotrzeć do prawdziwej tożsamości jego przyjaciela. On sam nie potrafił tego dostrzec przez dobre kilka tygodni...

- Nie martw się, to wcale nie tak, że jestem jakoś specjalnie bystry. Po prostu nawykłem do dziwnych rzeczy, nadnaturalnych stworzeń i innego tego typu rzeczy. - wyjaśnił, widząc zaniepokojenie Jesse'go.

- Uwierz mi, ja też. - Custer uśmiechnął się lekko. Stwierdził, że może dziwny przybysz nie jest aż taki zły, jak wydawał mu się na początku. 

- W sumie to się nie przedstawiłem. John Constantine, egzorcysta, demonolog i okazjonalny amator czarnej magii. - Wyciągnął w stronę kaznodziei dłoń.

- Jesse Custer. Jestem czymś na kształt księdza w tej parafii. I przy okazji jestem opętany przez coś znane jako Genesis. - Uścisk dłoni był ostatecznym znakiem nastającego między nimi pokoju. 

- Genesis? Mam nadzieję, że nie chodzi ci o zespół... - John wyglądał na poważnie przerażonego perspektywą stania naprzeciw osoby opętanej przez ducha brytyjskiego zespołu rockowego.

- Nie, Genesis, hybryda anioła i demona, która nigdy nie powinna była powstać. Pozwala mi naginać ludzi, ich zachowanie i myśli do mojej własnej woli. - odpowiedział. 

- Nieźle. To tego użyłeś na Luciferze? - Constantine zadając to pytanie machinalnie spojrzał w stronę drzwi, za którymi zniknął Władca Piekieł. 

- Luciferze? Masz na myśli Diabła? Władcę Piekieł? Szatana? - Do kaznodziei właśnie dotarło, że być może zadarł z kimś o wiele od niego potężniejszym i natychmiastowo pożałował, że od razu zareagował tak ostro, widząc, że przybysze rozpłaszczyli mu najlepszego przyjaciela. No ale bądźmy szczerzy, i tak nie zareagowałby w żaden inny sposób, nawet gdyby wiedział, z kim ma do czynienia. 

- Lubi się tak tytułować, ale nie jest tym oryginalnym. Naprawdę nazywa się Samael i co prawda jest upadłym aniołem, lecz nie tym pierwszym. I nie włada już tym tam grajdołkiem na dole, rzucił to wszystko i stwierdził, że wyjeżdża w Bieszczady. Niestety, w Bieszczadach nie było miejsca w żadnej gospodzie, schronisku, domku czy innym czymś, więc przeprowadził się do Los Angeles i prowadzi tam klub nocny. - Słowa egzorcysty wywarły na Jesse'm całkiem spore wrażenie. Niby był już przyzwyczajony do tego, że nic na tym świecie nie jest naprawdę takie, jakie się wydaje, ale żeby Lucifer rzucił wszystko i wyjechał w Bieszczady?

- Ale, że jak? Co? To nie ma sensu... - zadeklarował Custer. 

No cóż, na coś nawet bardziej pozbawionego sensu nie musiał zbyt długo czekać...

(Nie)święta [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz