Rozdział czwarty

559 57 54
                                    

Czekałam na Czarnego Kota w altance, tak jak wcześniej ustaliliśmy. Słońce powoli zachodziło, a ja bałam się, że nie zdążymy. W jednej ręce ściskałam plik wydrukowanych zdjęć, które zrobiłam poprzedniego dnia podczas spaceru Bundem. Uśmiechnęłam się mimowolnie na wspomnienie naszej małej sesji. Zamyślona nie usłyszałam cichych kroków na drewnianej podłodze.

-Jak tam moja księżniczka?- lekko drgnęłam, na dźwięk słów przyjaciela tuż przy moim uchu, jednak po chwili się uspokoiłam.

-Nie wiem. Ją spytaj.- nadal stałam oparta łokciami o barierkę, wpatrzona w wodę, ale mimo to wiedziałam, że jego twarz rozjaśnił uśmiech. Lubiliśmy się droczyć. Po krótkiej chwili odwróciłam się do blondyna przodem. To był błąd. Stał zdecydowanie za blisko, tak, że nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Chłopak uśmiechnął się zadziornie i prowokująco nachylił. Natychmiast go odepchnęłam. Owa reakcja spowodowała u niego cichy śmiech.

-Masz zdjęcia.- powiedziałam, starając się brzmiąc na niewzruszoną. Jednak prawda była taka, że serce mi waliło jakiś biliard razy na minutę, nogi trzęsły się jak osiki, a policzki pokrył szkarłatny rumieniec. Postanowiłam to zignorować. W końcu kto powiedział, że reagowałam tak na Kota? Może byłam głodna, zmęczona, albo... Nie ważne! Trzeba się skupić na misji.- upomniałam samą siebie w myślach.

-Chodźmy już.- dodałam, kiedy chował otrzymane przedmioty do kieszeni.

-Jak sobie życzysz, My Lady.- znowu to głupie przezwisko!

-Nie nazywaj mnie tak!- krzyknęłam, jednak były małe szanse na to, by mnie usłyszał: szybował trzymając w ręku lśniący bat, na dach domu mojej babci. Nadal lekko wytrącona z równowagi poszłam w jego ślady.

Po pewnym czasie drogi znaleźliśmy się przed wejściem do muzeum. Słońce ledwo świeciło, do zmroku zostało tylko kilka minut. Podczas każdej wizyty w Chinach odwiedzałam ów budynek, jako, że rodzice bardzo lubili tu przychodzić, więc atrakcja turystyczna nie zrobiła na mnie większego wrażenia. W przeciwieństwie do stojącego obok chłopaka, który patrzył na piękny plac przed widowiskowym wejściem z szeroko otwartymi oczami. Dałam mu sekundę na napawanie się widokiem, po czym szturchnęłam lekko w ramię, ze słowami:

-Spokojnie. Nie zje cię, kiedy wejdziesz do środka.- spojrzał w moim kierunku, jakby wybudzony z transu. Gdy dotarł do niego sens wypowiedzianych przed chwilą słów ruszył śmiało do drzwi, chcąc mi udowodnić, że wcale się nie przestraszył. Jakbym o tym nie wiedziała. Eh...mężczyźni. Zawsze muszą udowadniać swoją wartość. Wywracając oczami dogoniłam go. Kiedy weszliśmy do budynku  ludzie patrzyli na nas dziwnie, ale zdążyłam się już do tego przyzwyczaić. Szliśmy wolno na górę. Ja prowadziłam, jako, że znałam drogę. W końcu znaleźliśmy się na czwartym piętrze.

Sądziłam, że podejdzie do nas zamaskowany agent, czy ktoś w tym stylu. Ale nie. Nikt taki się nie zjawił. W ogóle nikt się nie zjawił.

-I co teraz?- zapytał mnie zielonooki. Wzruszyłam w odpowiedzi ramionami. Jeżeli wiadomość rzeczywiście została przeznaczona dla nas, to nadawca powinien się zatroszczyć o nawiązanie kontaktu.

-Może obejrzymy cały poziom.- zaproponowałam.  Skinął głową na znak zgody. Wiedziałam, że zbliża się godzina zamknięcia, więc miałam nadzieję, że szybko załatwimy sprawę. Wolałbym nie utknąć tu na noc. Trudno byłoby wyjaśnić rano rodzinie gdzie zniknęłam. Chodziliśmy tak przez dobry kwadrans, w całkowitym milczeniu, wypatrując uważnie jakiegokolwiek znaku. Nic. Pozostało dziesięć minut do siedemnastej i tym samy do ostatecznego zatrzaśnięcia głównych drzwi.

-Chodźmy stąd, to nie ma sensu. - powiedziałam w końcu, zrezygnowana. Pociągnęłam partnera za łokieć w kierunku schodów, gdzie już kierowali się inni zwiedzający. Jednak blondyn nie ruszył się z miejsca.

Miraculum 3-SzanghajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz